Witam wszystkich. Wesołych Świąt i tak dalej. Bla, bla bla, dużo słodyczy, zdrówka, szczęścia, bla bla bla, i czego sobie tam życzycie. Oto mój prezent dla was, szczególnie dla tych, co mają dość jajek xD. Ściskam was cieplutko i dziękuję za to, że jesteście. Jednak mam dla was przykrą wiadomość. Rozdział ósmy może być troszeczkę później, niż za dwa tygodnie, bo zanim go opublikuję — muszę go dokończyć i napisać rozdział dziewiąty xD Ale nie martwcie się — to nie będzie duże opóźnienie.
Zapraszam do czytania oraz do wyrażenia swojej opinii w komentarzu.
***
W
jednym i tym samym momencie dzieją się dwie zupełnie sprzeczne rzeczy. W
pierwszej chwili wszystko się zatrzymuje; nikt nie wie, co się stało, nikt nie
śmie się poruszyć, a tym bardziej odezwać. Chwilę później fałszywy spokój
przeradza się w masową panikę — po kafeterii rozchodzą się przerażone krzyki,
większość osób wstaje od swoich stolików i stara się przepchnąć do wyjść
ewakuacyjnych. Wśród spanikowanych uczniów dostrzegam postać Danielle i Caspra
przepychających się przez tłum w stronę, z której, jak domniemam, pochodził
krzyk.
— Zostań tutaj! — nakazuję Nico, a sama
zaczynam podążać za Danielle.
Wiem, że zachowanie spokoju w tej chwili to
najistotniejsza sprawa, toteż staram się opanować szalejące w piersi serce.
Łokciami toruję sobie drogę przez wzburzony tabun ludzkich ciał i w duchu
dziękuję samej sobie, że poleciłam Nicowi zostać przy stoliku. W tej
rozszalałej hordzie zostałby na pewno stratowany.
Po kilku sekundach, które zdają się trwać
godzinami, wreszcie dostrzegam postać Danielle pochylającą się nad nieprzytomną
osobą. Podbiegam do tamtego miejsca i momentalnie zbiera mnie na wymioty. Nie z
powodu leżącej na ziemi jasnowłosej dziewczyny, z której głowy wypływa
strumyczek ciemnoczerwonej krwi o charakterystycznym, metalicznym zapachu. Mój
żołądek buntuje się z powodu setek białych larw pełzających po stoliku i po
rozrzuconej na blacie kanapce.
Nagle czuję, jak czyjeś dłonie chwytają mnie
za ramiona i okręcają w drugą stronę, odwracając od widoku tych robali.
Spoglądam w stalowoszare oczy w ciemnej oprawie okalane naprawdę długimi, jak
na męskie standardy, rzęsami.
— Znasz się na pierwszej pomocy? — Głos
Caspra ściąga mnie na ziemię.
— Tak — odpowiadam pospiesznie i pozwalam się
pociągnąć w stronę krwawiącej dziewczyny.
— Kazałam Sethowi biec po pielęgniarkę i
dyrektorkę! — odzywa się Danielle z podłogi, nie spuszczając blondynki z oczu. — Nie mam czym zatamować
krwawienia!
— Ja mam — oznajmia chłopak i pospiesznie
ściąga swoją czarną koszulkę z logo jakiegoś zespołu.
Nawet nie udaje mi się dokładniej mu
przyjrzeć w tym całym zamieszaniu, jednak to nie czas na to. Szatyn podaje mi
materiał, a ja składam go pośpiesznie i, klękając koło nieprzytomnego ciała
blondynki, przyciskam koszulkę do rany z boku głowy. Jednocześnie drugą ręką
sprawdzam, czy z tętnem wszystko w porządku. Kątem oka obserwuję, jak Casper
przykłada ucho do ust dziewczyny, nasłuchując jej oddechu.
Kiedy wyczuwam puls dziewczyny, a chłopak
kiwa głową, potwierdzając obecność oddechu, mój umysł zalewa fala ulgi. Chwilę
później słyszę odgłos karetki podjeżdżającej pod szkołę, a do kafeterii wbiega
zaaferowana pielęgniarka, dyrektorka Vermonth oraz profesor Dagon. Niespełna kilkadziesiąt
sekund później wpada do pomieszczenia dwójka ratowników medycznych, którzy
przejmują moją rolę i zabierają nadal nieprzytomną dziewczynę na noszach do
samochodu. Razem z nimi znika pielęgniarka i dyrektorka, a my zostajemy w
opustoszałej sali sami z Dagonem.
— Chodźmy stąd — wydaje polecenie mężczyzna
i, zataczając ramieniem, wskazuje nam, byśmy jak najszybciej wyszli ze
stołówki.
Oglądam się za siebie na stolik, przy którym
pozostawiłam Nico, jednak nie ma go tam. Pewnie
wyszedł z kafeterii, jak tłum się przerzedził, myślę, nadal zachowując
jasność umysłu dzięki krążącej w żyłach adrenalinie.
Podążamy w ciszy za profesorem, a ja ciągle
wpatruję się w jego żółte japonki popiskujące na posadzce. Tak bardzo nie
pasują do tego miejsca i okoliczności, że właściwie są jedynym, dzięki czemu
jeszcze się nie rozkleiłam na dobre. Po chwili dochodzimy do biura dyrektorki,
a Dagon otwiera przed nami drzwi i ruchem dłoni zaprasza do środka.
Jestem w tym pomieszczeniu drugi raz w
przeciągu kilku godzin, co właściwie stanowi mój rekord bytowania w gabinetach
dyrektorskich. Tym razem jeszcze intensywniej uderza mnie chłodny i surowy
wystrój pomieszczenia skupiony na szarościach i czerni, ponieważ mogę go
porównać do wystroju panującego w pokoju samorządu uczniowskiego.
Całą trójką opadamy na ustawionym pod ścianą
czarnym szezlongu, natomiast Dagon przysuwa sobie fotel zza biurka i siada
naprzeciwko nas. Wzdycha przeciągle, zamykając oczy i przeczesując swobodnie
opadające mu na twarz włosy. Musiały wypaść z kitki w trakcie tego całego
zamieszania.
— Opowiedzcie mi wszystko po kolei — zaczyna
i obrzuca nas zmęczonym wzrokiem.
— Skąd miałeś klucze do tego gabinetu? —
wtrąca Casper, mrużąc podejrzliwie oczy.
— Nadine dała mi je, zanim pojechała do
szpitala. Prosiła, abym wyjaśnił z wami zaistniałą sytuację i odesłał do domu —
odpowiada mężczyzna, wytrzymując spojrzenie szatyna. — Nie zmieniaj tematu,
Cas.
Chłopak krzywi się, słysząc zdrobnienie, i
prycha pod nosem, po czym wbija wściekle wzrok w swoje dłonie.
— Siedzieliśmy w kafeterii, gdy nagle
usłyszeliśmy krzyk dobiegający z dalszej części pomieszczenia — zaczyna
opowiadać Danielle, zastanawiając się co chwila nad swoimi słowami, by niczego
nie pominąć. — Kiedy większość uczniów zaczęła panikować i kierować się w stronę
wyjść ewakuacyjnych, pobiegliśmy z Casprem i Sethem w stronę źródła problemu.
Tam zauważyliśmy leżącą na ziemi i krwawiącą Kathy Johnson, więc poleciłam
Sethowi, by pobiegł po pomoc.
— Doskonale wiem, dlaczego wy zostaliście w
stołówce — przerywa jej profesor i składa dłonie jak pistolet, który
nakierowuje na mnie. — Teraz chciałbym się także dowiedzieć, co ty tam robiłaś,
Lexi Foley.
Przez szok wywołany tym, że Dagon zna moje
imię i nazwisko, nie mogę się odezwać; dopiero po chwili otrząsam się i zmuszam
swój język oraz mózg do kooperacji.
— Kiedy usłyszałam krzyk, pobiegłam, by
pomóc. Nie pomyślałam nad efektem swoich działań, jednak sądziłam, że będę
mogła wspomóc Danielle w jakikolwiek sposób.
— I pomogłaś. Bardzo dobrze się spisałaś —
zapewnia mnie profesor, po czym ponownie prześlizguje się wzrokiem po naszej
trójce. — Jednak jak na razie żadne z was mi nie wytłumaczyło, skąd w kanapce
Kathy wzięły się larwy.
Cała trójka tężeje na wspomnienie tego
obrzydliwego widoku. Nie mam pojęcia, skąd wzięło się to paskudztwo, więc
opuszczam głowę, zatrzymując spojrzenie na swoich dłoniach. O dziwo, nie
zauważam już lakieru na paznokciach — musiałam go nieświadomie zdrapać przez
cały dzień.
— I nikt nic nie wie? — ponownie zabiera głos
Dagon. — Czyli mam rozumieć, że był to nieudany kawał, który przerodził się w
wypadek?
— Doskonale wiesz, że to nie był wypadek —
wypluwa z jadem Casper. — To kolejna sprawka Alicji!
Dagon marszczy brwi i spogląda na mnie
niepewnie.
— To nie jest temat na tę chwilę, Casprze —
zauważa ostrożnie i jednocześnie dobitnie informując, że nie powinnam tego
słyszeć
— Dlaczego?! — oburza się szatyn i podrywa z
kanapy. — Przecież ona i tak się o wszystkim dowie, prędzej czy później! Więc
może lepiej już teraz ją uświadomić?!
Odwraca się od mężczyzny, łypiąc
pociemniałymi od gniewu oczami na moją osobę. Jego pierś faluje, a żyła na szyi zaczyna niebezpiecznie
pulsować.
— Widzisz, Lexi — syczy moje imię niczym
przekleństwo, a ja momentalnie zaciskam dłonie w pięści, starając się opanować
narastającą frustrację. — Chciałaś przyjść do normalnej szkoły, poznać miłych i
pospolitych ludzi oraz przeżyć okres liceum we względnej beztrosce i harmonii.
Niestety, muszę cię rozczarować. Trafiłaś na takie bagno, że nie zdziw się,
jeśli zaczniesz w nim tonąć szybciej, niż zdążysz wypowiedzieć słowo „matura”.
A nie oszukujmy się. Nie należysz do ludzi silnych psychicznie, więc może
lepiej byłoby dla ciebie, jakbyś podwinęła pod siebie ogonek i wróciła tam,
skąd przyszłaś.
Moje ciało ponownie działa automatycznie, a
przez myśl przepływają takie wiązanki słowne, których nie powstydziłby się
największy gangster. Zrywam się jak oparzona z leżanki i staję twarz w twarz z
Casprem. Pomimo że jestem od niego ciut niższa, całą swoją wściekłość przenoszę
w spojrzenie, którym go obdarzam oraz w słowa wypływające z moich ust
niepohamowaną falą.
— Co ty sobie, do cholery, myślisz?! —
zaczynam się na niego drzeć, a obraz rzeczywistości zniekształca się przez
czerwoną mgłę wypełniającą mój umysł.
Spuśćcie
wszystkie psy ze smyczy, mamusia wróciła!
— Jak śmiesz mi mówić, że jestem słaba
psychicznie?! Nic o mnie nie wiesz, a zachowujesz się, jakbyś znał mnie na
wylot!
— Znam takie jak ty i to aż za dobrze!
— Takie jak ja?! — parskam z niedowierzaniem.
Dosłownie przestaję nad sobą panować. Chyba zaraz rozerwę tego zuchwalca na
strzępy! — Ja też znam takich jak ty! To zwykłe, aroganckie dupki, które myślą,
że wszystko im wolno! Wsadź sobie te ostrzeżenia tam, gdzie światło nie
dochodzi! Może przy okazji znajdziesz swój mózg!
— Wystarczy tego! — woła Dagon, nim rzucamy
się sobie do gardeł. — Casper, najpierw odwieziesz Lexi, a później sam
pojedziesz do domu, by ochłonąć. Ja zostanę z Danielle i postaram się uzyskać
choć trochę przydatnych informacji na temat sprawcy tej... nieprzyjemnej
sytuacji.
Chłopak odwraca się w jego stronę i łypie na
niego groźnie, ale zanim ponownie zacznie się wykłócać, mężczyzna wstaje z
fotela i chwyta jego ramię.
— To nie była prośba — warczy mu do ucha.
Casper odsuwa się od nauczyciela i podnosi
ręce do góry w geście poddania się. Szybko wychodzi z gabinetu, klnąc pod
nosem. Pozostaję jeszcze chwilę w pomieszczeniu, nie wiedząc, co ze sobą
zrobić. Nie chcę wracać do domu z tym arogantem, a jednocześnie nie uśmiecha mi
się wyczekiwanie na przystanku lub ponad godzinny spacer.
Nagle koło mojego boku pojawia się Danielle
i, trzymając w wyciągniętej dłoni karteczkę, uśmiecha się z dystansem.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń
do mnie — mówi, a ja kiwam głową, odwzajemniając uśmiech i chwytając karteczkę
z numerem telefonu.
Wybiegam z gabinetu i omal nie wpadam na tego
dupka, który, zdaje się, obrał sobie za cel wyprowadzenia mnie dzisiaj z
równowagi.
— Mógłbyś uważać, gdzie stoisz — warczę na
niego.
— Mogłabyś uważać, na kogo wbiegasz. — Odbija
piłeczkę szatyn i szybkim krokiem, nawet nie oglądając się na mnie, kieruje się
w stronę wyjścia z budynku.
Po drodze mijamy szafki szkolne, do których
podchodzi Casper i z jednej z nich wyjmuje bluzkę z długim rękawem. Kiedy
naciąga ją przez głowę na ramiona, ja nie potrafię oderwać spojrzenia od jego
torsu. A właściwie od tatuażu smoka owiniętego wokół lewego biodra i
spływającego poniżej linii spodni.
— Zaraz zaślinisz sobie całą brodę — zauważa
ironicznie, a moje policzki robią się czerwone.
— Wcale nie — burczę pod nosem, ale
jednocześnie rugam swoje hormony za głupotę.
Idę za nim w bezpiecznej odległości mniej
więcej metra, co rusz prostując i zaciskając palce w pięści, by się rozładować.
Zanim wychodzimy na zewnątrz, opanowuję emocje i zamykam je bezpiecznie w głębi
swego umysłu — tam, gdzie ich miejsce. Podchodzimy do czarnego samochodu
zaparkowanego na parkingu. Całe szczęście, że brat nauczył mnie rozpoznawać
większość marek, toteż z łatwością poznaję logo Maserati.
— Ktoś tu lubi się lansować… — nucę kąśliwie,
mając pewność, że szatyn to słyszy.
— Ktoś tu zaraz będzie wracał na piechotę —
fuka w odwecie, zamykając mi w ten sposób usta.
Naburmuszona zajmuję miejsce pasażera, a
zapach samochodu, zmieszany z dymem tytoniowym, momentalnie uderza w mój zmysł
powonienia, sprawiając, że zaczynam się krztusić.
— Jak rozumiem, nawet ci nie proponować
jednego — oznajmia, wskazując palcem na leżącą pomiędzy siedzeniami paczkę
papierosów.
— Znam szybszy sposób, by się zabić — mruczę
jedynie w odpowiedzi, gdy odpala silnik i wyjeżdża z parkingu.
Wnętrze zalewa cicha muzyka płynąca z
głośników, jednak nie są to dźwięki gitary elektrycznej czy growlu, których
spodziewałam się po szatynie, a jedynie spokojne ballady wykonywane przez
kobietę przy akompaniamencie fortepianu i gitary.
Wiercę się na fotelu wyłożonym czerwoną skórą
i rozglądam po wnętrzu, unikając patrzenia na mojego towarzysza niedoli.
Spodziewałam się, że do tej szkoły chodzą bogate dzieciaki, jednak nigdy nie
zakładałam, że aż tak! Samochód, w którym siedzę, z całą pewnością nie należał
do tanich zakupów, a jego wnętrze, idealnie dopasowane do ciemnoszarego
wykończenia, świadczy o tym, że ten model został wyprodukowany specjalnie na
zamówienie jakiejś szychy.
Gdy już nie mam czemu przypatrywać się we
wnętrzu auta, wreszcie przenoszę wzrok na skupionego na drodze Caspra. Jego
prawy profil, z kółeczkiem wbitym w wargę, wyraźnie odcina się od ciemnego
otoczenia. Kiedy przekrzywia lekko głowę w bok i drapie się po szyi, zauważam
cienką bliznę biegnącą przez jego podbródek — małą skazę na perfekcyjnej
skórze. Zastanawia mnie, gdzie się jej nabawił. Może w jakiejś bijatyce
gangsterskiej lub gdy ratował dziewczynę z opresji?
Parskam pod nosem i przekręcam głowę,
wpatrując się uparcie w drogę wijącą się przed nami. Głupia, głupia, głupia…
— Gdzie mieszkasz? — pyta nagle, odwracając
głowę od drogi i taksując mnie wzrokiem.
— Burlington, ulica Locust 54 — odpowiadam,
na co potakuje i skręca w prawo.
— Kim jest Alicja? — wypalam, a Casper
mocniej zaciska dłonie na kierownicy.
— Nie wiem — zbywa mnie, jednak ja tak szybko
nie odpuszczam.
— Więc skąd wiesz, że to jej sprawka? — drążę
dalej.
— Po prostu wiem.
— A co z wypadkiem tamtego chłopaka, A-Arona?
— pytam, jedynie zająknąwszy się na imieniu brata.
Nagle samochód zaczyna niespodziewanie
hamować, a kiedy już staje na poboczu, Casper odwraca się do mnie z ponownie
wymalowaną na twarzy furią.
— Wysiadaj — warczy, ciskając we mnie gromami
ze stalowych oczu.
Kulę się na siedzeniu i zamykam usta, nawet
na niego nie patrząc.
— Przepraszam — szepczę po chwili, a samochód
chwile później ponownie włącza się do ruchu.
Resztę podróży przebywamy w ciszy, każdy
zamknięty we własnych myślach i lękach. Jedyne dźwięki towarzyszące nam to
pomruki silnika i delikatne uderzenia strun gitary połączone z uroczym, ale
pełnym smutku głosem kobiety.
„Spiralnie spada w dół”
„Gryzie słowa niczym wyjący wilk”
„Nienawiść wypluwana z naszych ust”
„Lecz nadal śpimy jakbyśmy byli kochankami”*
Mogłabym się zatracić w tej melodii
wypełniającej moje serce tęsknotą za kimś, kogo nigdy nie spotkałam. Nostalgią
za czasem, którego niedane nam było spędzić razem; słowami, które nigdy nie
zostały wypowiedziane; emocjami, które nigdy nnie zostały wyrażone na głos…
Po pewnym czasie samochód zwalnia i
zatrzymuje się koło chodnika jakieś sto metrów od domu ojca. Już mam wysiąść,
kiedy nagle przychodzi mi ochota, by zadać ostatnie pytanie. Z ręką na klamce
odwracam się do Caspra i napotykam jego szare oczy wypełnione czymś, czego nie
spodziewałabym się u niego ujrzeć.
Tęsknotą.
— Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
Jego spojrzenie zmienia się diametralnie w
ciągu ułamka sekundy. Od zaskoczenia, przez strach i ból, aż po zimną
obojętność.
— Myślę, że czas najwyższy, abyś nauczyła się
nie zadawać pytań, na które i tak nikt ci nie odpowie — wydusza z siebie
głosem, w którym brzmi wszystko oprócz tego, co chcę usłyszeć: prawdy.
Nie
mówiąc nic więcej, a nawet nie żegnając się, wysiadam z samochodu i idę
chodnikiem, nie oglądając się za siebie. Nim wchodzę na teren posesji, widzę
tył samochodu znikającego za zakrętem. Gentlemen
się znalazł...
Otwieram drzwi, a w progu „wita” mnie
zszokowana Melissa.
— Czy to krew? — piszczy na powitanie,
wskazując na moją białą bluzkę z czerwonymi zastygłymi plamami.
— Nie moja — wyrzucam jedynie z siebie, bo
zmęczenie całym dzisiejszym dniem powoli wdaje mi się we znaki. Wymijam ją i
znikam na piętrze, nie mówiąc więcej ani słowa. Wiem, że tak tego nie zostawi,
ale przynajmniej do czasu, aż zjawi się ojciec - mam spokój. Wchodzę do swojego
pokoju i rzucam się na łóżko, pragnąc jak najszybciej pogrążyć się we śnie.
Nagle przypominam sobie o kopercie schowanej
w kieszeni spodni, więc pospiesznie wyciągam ją i rozrywam. Moim oczom ukazuje
się ozdobna kartka z wygrawerowanym na fioletowo tekstem.
https://down-the-rabbit-hole.com/
Fałszywa
Alicja
Wpatruję się w kartkę, a moje serce
przyśpiesza. Wyciągam z drugiej kieszeni telefon i wbijam w niego numer. Jeden
sygnał. Drugi sygnał. Trzeci…
— Halo? — Słyszę po drugiej stronie.
— Cześć, Danielle. Z tej strony Lexi — mówię,
a na mojej twarzy pojawia się złowieszczy uśmiech, zapowiadający przyszłe
kłopoty. Jeszcze mu pokaże swoją psychiczną słabość! — Zmieniłam zdanie…
* Daughter - Still
Okej, okej... Obiecałem Ci dłuuugi komentarz. A więc:
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: JAK MOGŁAŚ DAĆ TEN ROZDZIAŁ KRANOWI WCZEŚNIEJ NIŻ MI?! To jest cios poniżej pasa. Ranisz moje uczucia. Teraz zamknę się w sobie i nie wyjdę...
Po drugie: Ta duża ilość jajek to karma! Ha...
Po trzecie: JAK MOŻESZ OPÓŹNIAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ?! To też jest nieludzkie...
Dobra, a teraz co do opowiadania.
Casper jest przesłodki, kocham go nad życie <3 Dodam go do listy moich ulubionych postaci ;* Oczywiście wyżej jest Karol i Rafał :*
Dlaczego ta dziewczyna nie mogła zginąć? Byłoby o wiele zabawniej xD
Nie, jednak nie będę się rozpisywał, bo się na Ciebie obrażam za to, że wolisz Krana ode mnie :(
FOCH!
~Klemens
Oj, wiesz że cię lofciam, Klemesik xD Mogę ci wysłać nieskończony rozdział ósmy, żebyś się nie fochał :*
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNa samym początku pisałaś naprawdę świetnie, lecz teraz to już jest mistrzostwo. Jeżeli nadal będziesz szlifować swój fach, co jest w gruncie rzeczy nieuniknione, to naprawdę wyjdzie z tego coś niesamowitego!
A co do fabuły: cholera, wszyscy wiedzą kim jest Alicja i nikt nie śmie powiedzieć Lexi o co chodzi. Moja ciekawość coraz bardziej rośnie.
A! Zapomniałabym. Tobie też wszystkiego najlepszego.
Pozdrawiam i życzę weeeeny i czekoladowych zajączków ;)
Hej hej.
UsuńMuszę cię zmartwić, ale niestety nikt nie wie, kim jest Alicja, więc nie martw się o to. Casper nie kłamał pod tym względem xD Pod każdym innym możliwe, że tak, ale akurat tutaj powiedział prawdę, hihi. Jak coś, wszystko powinno się choć trochę przejaśnić w dziewiątym rozdziale, ale też i dorzucę parę tajemnic, żeby nie było tak prosto :D
Pozdrawiam, Amnesia
Jeszcze chciałabym dopisać, że przed chwilą weszłam w zakładkę bohaterowie i strasznie się ucieszyłam, gdy spostrzegłam, że w roli Aarona "obsadziłaś" samego Evana Petersa. Wieelki ode mnie plus. xD
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale mi również podoba się Evan w roli Aarona :D Więc, chyba dobrze trafiłam z wyborem aktorów :3
UsuńJa też mam dość jajek. Właściwie to ich w ogóle nie lubię. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, mogłabym czytać go w kółko, bez przerwy.Nie mogę doczekać się kolejnego.
Miłych i Wesołych! I bez jajek.
:D
Pozdrowionka
L.d.A
Dziękuję bardzo. Cieszy mnie to, że podoba ci się rozdział. Pozdrawiam i do następnego,
UsuńAmnesia
Super rozdział!!
OdpowiedzUsuńMega fajny!!!
Boże Lexi,tylko go nie zabij,albo nie zakochaj się w nim,co gorsza nie wygadaj mu się.
Jestem ciekawa o co chodzi z Alicją.
Spuśćcie wszystkie psy ze smyczy,mamusia wróciła.
Po prostu boskie,tak sądzę,że on ma prawdę mówiąc przej***ne.
Ciekawe gdzie poszedł Nico.
Życzę wszystkiego dobrego na święta!!
Nie umiem składać życzeń.
Życzę dużo weny i czekam na nexta<3
Hejka Olu, bardzo dziękuję ci za komentarz. Naprawdę - zawsze mogę na ciebie liczyć. I nie martw się, Lexi nie ma zamiaru zabijać Caspra, gorzej z tym drugim punktem, hehe... xD Co do Nica, to hm... gdzieś tam sobie poszedł, ale gdzie dokładnie - kto go tam wie?
UsuńPozdrawiam, Amnesia
Omnom, zacny rozdział :).
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że ona jednak zmieniła zdanie :D.
~J.
Ja też się cieszę xD Choć Lexi chyba nie będzie tak samo ucieszona jak my, bo właśnie wpakowała się, jak to ładnie Casper nazwał, w same bagno... :3
UsuńPozdrawiam, Amnesia
Wybacz za zwłokę, święta, nauka itp. ;(
OdpowiedzUsuńJuż drugi raz widzę imię Nico - ty masz je, i jedna dziewczyna z innego bloga, nie wspominając, że ja też :D ale u mnie Nico, jest od Nicoletty - dziewczyny. :D
Ciekawe gdzie polazł!? Dlaczego Lexi nikt nie powie, o co chodzi z Alicją! Mnie samą zżera ciekawość ! Błagam, !
CZEKAM KOCHANA <3333
Hejka, spokojnie. Nic się nie stało. Rozumiem, że teraz tak mało czasu było na czytanie czy komentowanie, bo sama miałam go niewiele. Tak jakoś te święta zleciały za szybko... Szkoda. No nic. Co do Alicji to, kurczę, muszę cię zmartwić, ale Casper naprawdę nie wie, kim jest Alicja. Jedyną osobą, która była najbliżej odkrycia tożsamości Alicji, był Aaron, ale on teraz leży w śpiączce, więc raczej na niewiele się zda jego pomoc xD
UsuńPozdrawiam, Amnesia
Ej! Kto to jest Alicja i jaką rolę gra w tym opowiadaniu?
OdpowiedzUsuńJesteem mega skołowana :D Ja pragnę odpowiedzi!
I kolejne pytanie: dlaczego Casper tak reaguje na Lexi i co takiego ukrywa? W końcu mówił coś o Alicji do Dagona (chyba tak to się pisze), a później milczał jak grób. Ona zachowuje się jak totalny dupek, ale pewnie ma swoje powodu. Jak ja chciałabym je poznać. Mam nadzieję, że już niedługo rozwiejesz moje wątpliwość :)
Świetny rozdział!! Chcę takich więcej! ♥
Weeeny!!
Ps.: U mnie pojawiły się nowe rozdziały! :)
Alicja to główna tajemnica tego opowiadania i dowiesz się o niej wszystkiego w swoim czasie. Co do Caspra, to rzeczywiście ma swoje powody, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz,
Amnesia
Cześć :) Właśnie przeczytałam twoje opowiadanie od początku i stwierdzam ze jest świetne ! A zwłaszcza ten watek z Króliczą Norą i Alicją ( która szczerze mówiąc mnie przeraza ) .
OdpowiedzUsuńzastanawia mnie jednak jedno.. Czy Casper i Danielle nie powinni się domyślić ze Lexi jest siostra Aarona kiedy Dagon powiedział jej nazwisko?
Czekam niecierpliwie na następny ;)
Rs
Hej, bardzo mi miło, że moja Alicja Cię zaciekawiła. Co do nazwiska - Lexi ma panieńskie nazwisko matki Foley, natomiast Aaron po ojcu nazywa się Eliot. Ta informacja oraz wytłumaczenie, dlaczego tak jest pojawi się w którymś rozdziale, jednak jeszcze nie wiem w którym dokładnie. Niemniej, mam nadzieję, że rozwiałam teraz Twoje wątpliwości xD
UsuńPozdrawiam, Amnesia
Ah no tak! :) Nie pomyślałam o tym ;)
UsuńRozdział świetny, zastanawia mnie czyją sprawką była sytuacja w stołówce?Alicji? Nawet jeśli, to w sumie nic mi to nie powie, bo przecież nikt nie wie kim ona jest...NIESTETY!
OdpowiedzUsuńCasper jak na razie zachowuję się jak na prawdziwego dupka przystało, jednak wciąż mnie intrytguję jego osoba, przez co mimowolnie darzę go sympatią i mam nadzieję, że w końcu na nią zasłuży!
Końcówka intrygująca jak chyba zawsze :D
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
ps: znalazłaś się u mnie na głównej w polecanym blogu tygodnia :D
Wow, dziękuję bardzo za taką nominację. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, że Alicja ma tak wielu i takich wspaniałych czytelników. Od razu robi mi się ciepło na serduszku, kiedy czytam wasze komentarze. Szczególnie teraz, kiedy jestem chora i nie mogę się ruszyć z łóżeczka...
UsuńPozdrawiam, Amnesia :*
Casper jest podejrzany, Casper jest podejrzany... A Lexi się w nim kocha albo i nie kocha, ale jednak uważam, że kocha. Z opisu wydaje mi się trochę pedalski, nasz kumpel K., też by go pokochał xD Wydaje mi się, że wszyscy wiedzą, co tak naprawdę stało się z Aaronem tylko nie ja! To jest takie irytujące... Rozdziały mi się kończą, a w mojej głowie jest więcej pytań, niż odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńZjem Cię za stwierdzenie, że Casper jest pedalski... Casperek jest moim skarbeńkiem, słoneczkiem tak jasnym, że nie mogę na niego patrzeć xD A co do kochania i nie kochania Lexi - czytaj dalsze rozdziały, a się dowiesz xD
UsuńMore questions, less answers - more and more fun! xD
Całuski
Amnesia
Klemens by go brał, znaczy jest pedalski :-P
OdpowiedzUsuńCiiiiiii, bądźmy tolerancyjni. xD Jak ktoś jest chłopcem i lubi ujeżdżać różowe jednorożce, to zachowajmy powagę i powściągnijmy złośliwe komentarze...
UsuńTakiego wała. xD Tak, on jest cholernie pedalski. xD
Buzi :*
Hm... zdziwiła mnie tak dobra relacja profesora z samorządem. Chociaż no udzielają się, więc w miarę muszą wszystkich znać, ale nie aż tak, aby na siebie krzyczeć czy mówić na Ty. Tak mi się wydaje przynajmniej. No, ale cóż może tu są inne zwyczaje. Nie wiem, ale trochę słaby ten pomysł z tymi robaczkami... no ale może ten ktoś nie musiał się starać, aby doprowadzić do wypadku, dlatego wymyślił coś banalnego. Zaciekawiło mnie, czemu akurat samorząd o to podejrzewano. Może powinni się znać, byli na miejscu, czy też mają coś na swoim sumieniu? Kolejne zdziwienie: nakaz odwiezienia Alexis. Jakby sama nie mogła wrócić, w dodatku jeszcze przez Caspera, który jednak najlepszym towarzyszem nie jest, zwracając uwagę na ich relacje. Ale cóż, zgadzam się z Lexi, też bym podobnie zareagowała. Coś za zuchwały ten chłopak. Myślę, że Lexi może coś od nich uzyskać, jakieś informacje, ale raczej nie od tego chłopaka. Chociaż miała się nie pakować w kłopoty... tak obiecała bratu.
OdpowiedzUsuń"Zrywam się jak oparzona z leżanki i staję twarz w twarz z Casprem." ---> a nie "twarzą w twarz"?
Pozdrawiam :)
Hejka.
UsuńDobra relacja z profesorem wynika z tego, że ten profesor nie jest tak do końca normalny. xD Plus dochodzi jeszcze coś, jakiś szczególik z życia pewnych osób, o którym jeszcze nie pisałam, ale zrobię to (w swoim czasie, of course :3). Pomysł z robaczkami jest taki, jaki jest. Nie on stanowi główny problem, ale w następnych rozdziałach dowiesz się, dlaczego akurat robaczki wylądowały w kanapce ^_^. Samorząd nie podejrzewano, samorząd jest głównym organem do rozwiązania problemu pt. "Alicja". Cóż... Nakaz odwiezienia Lexi był jedynie pretekstem, żeby pozbyć się Caspra, bo za bardzo przeszkadzał w rozmowie z Dagonem. Lexi miała się nie pakować w kłopoty, to prawda, ale kłopoty same ją znajdują. Czy to za jej zasługą, czy za sprawą innych osób... :3
Pozdrawiam :D