Ho ho ho!
Wesołych świąt, moje misie kolorowe! Mam nadzieję, że Mikołaj będzie szczodry w tym roku i przyniesie Wam najlepsze i najfajniejsze prezenty. xD
(Mój materializm już został zaznaczony, więc mogę przejść do tych bardziej "uroczych" życzeń).
A więc tak, moi mili, kochani czytelnicy! Na te święta życzę wam przede wszystkim zdrowia, radości oraz miłości. Żeby w waszym życiu zagościło jak najwięcej dobra i śmiechu, żeby wszystkie wasze wspomnienia były warte pamiętania przez długie lata, a ich wspominanie przynosiło wam jak najwięcej pozytywnej energii i uśmiechu. Życzę wam cierpliwości zdecydowanie potrzebnej przy spędzaniu świąt w gronie rodzinnym. I co najważniejsze, życzę, abyście posiadali jak najwięcej dobra w sercach; żeby ten dzisiejszy świat nie wygrał z waszym wewnętrznym ciepłem; i żebyście jak największą liczbę osób obdarowali tym ciepłem. <3
Mam nadzieję, że pozostaniecie ze mną i z Alicją w nadchodzącym roku. A tymczasem jeszcze raz wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! :*
KOMENTUJESZ=DAJESZ JEDNOROŻCOWI KOPA W DUPĘ NA SZCZĘŚCIE
***
Cisza tego miejsca
jest przytłaczająca. Nie słychać żadnych odgłosów, tak częstych w środku miasta.
Żadnych śmiechów, żadnych rozmów, żadnych kłótni, żadnego śpiewu ptaków,
żadnego szumu wiatru. Zupełnie nic, jakby wszystko zamarło w trwodze przed
nadchodzącym końcem dnia. Ciekawe, czy zawsze tak tutaj jest?
Razem z
Białym Królikiem przemykamy uliczkami, trzymając się głównie wąskich, ciemnych
przejść. Całe ciało mam napięte do granic możliwości, ponieważ na każdym kroku muszę pozostawać
czujna. Nie wiem, jak daleko jest tamta armia, ale domyśliłam się, że spotkanie
z nią mogłoby przynieść przykre, brutalne skutki.
Chłopak
lekko wychyla się zza rogu, spoglądając na główną ulicę. Obserwuję, jak jego
uszy podnoszą się i w napięciu drżą, wyłapując nawet najcichsze dźwięki. To tak
bardzo przypomina mi sposób zachowywania ofiary ciągłych polowań. Coraz
bardziej żałuję pojawienia się tutaj, w Króliczej Norze. Wstrzymuję oddech w
oczekiwaniu na odgłos zbliżających się kroków, krzyki lub chociażby
przekleństwo oznaczające wpadniecie w pułapkę, ale nic się nie dzieje. Zupełnie
nic. Królik odwraca się w moją stronę, mierząc mnie zimnym, lekko zadziornym
spojrzeniem,
— Czas na
zabawę — szepcze ironicznie, opierając dłonie na moich ramionach. Powstrzymuję
chęć, by się od niego odsunąć. — Słuchaj mnie teraz, złotko. Biegniesz, ile sił
w tych twoich zgrabnych nóżkach do bramy miasta i nie oglądasz się za siebie.
Nie zatrzymuj się, dopóki nie znajdziesz się na granicy lasu.
— A ty? — wyrywa
mi się nagłe pytanie, choć sama nie wiem dlaczego. Ostatecznie Biały Królik nie
sprawia wrażenia idealnego towarzysza podróży, ale jednak mnie uratował.
— Będę tuż
za tobą — odpowiada spokojnie, wręcz z chamską pewnością siebie. — Ktoś musi
osłaniać twój tyłek przed możliwymi uszkodzeniami mechanicznymi.
Parskam
śmiechem na to niedorzeczne wyznanie, a Królik przesuwa się, puszczając mnie
przodem. Zaciskam dłonie, biorę wdech i wybiegam z zaułka. Świat mija mi niczym
kolorowa feeria barw; zupełnie jakbym siedziała w kolejce górskiej pędzącej w
dół. Obrazy zlewają się w niewyraźną plamę zmieniających się kształtów i barw.
Jedyne dźwięki docierające do mojego pływającego w adrenalinie mózgu to oddech
i pulsowanie krwi. Wszystko inne zanika jak za sprawą magicznego wyłącznika.
Ból łydek
pojawia się dopiero po jakimś czasie od minięcia bramy. Moja kondycja troszkę
podupadła przez ostatnie pół roku siedzenia w domu. Zanim jeszcze postanowiłam
się poddać, męczyłam się o wiele mniej. Cóż, praktyka czyni mistrzem, prawda? A
bycie zwierzyną łowną i codzienne uciekanie przed ich uderzeniami, kopnięciami
czy wyzwiskami było całkiem intensywną praktyką.
Dopiero, jak
przed oczami pojawia się linia lasu, pozwalam sobie zwolnić odrobinkę.
Ostatecznie zatrzymuję się, gdy mijam pierwsze drzewa, kryjąc się w półmroku.
Sapię głośno, opierając dłonie o uda. Powoli normuję oddech, starając się
powstrzymać drżenie zmęczonych mięśni. Kto wie, może się jeszcze dzisiaj
przydadzą? Odwracam się plecami do lasu, wypatrując Białego Królika, ale
nigdzie go nie ma.
Nie wiem, co
teraz powinnam zrobić: czekać na niego czy wrócić i poszukać go. Nie cierpię
takich sytuacji, gdy nie mam pojęcia, co robić, a muszę podjąć decyzję. Chodzę
w tę i z powrotem na przestrzeni trzech metrów, co rusz spoglądając w kierunku
drogi. Tak mija mi pięć minut, podczas których poziom mojego podenerwowania
sięga zenitu.
Starczy tego, myślę i
przechodzę na skraj lasu, decydując się na „misję ratunkową” dla tego białego
futrzaka. Zakładam ramiona na piersi, wpatrując się ostatni raz w pustą drogę
okalaną smutnymi, bezlistnymi drzewami ciągnącymi się aż pod bramy miasta. Nagle
słyszę za plecami trzask gałązki pękającej pod ciężarem ciała. Nim zdążę się
odwrócić, czyjaś dłoń przysłania mi oczy i usta, a druga ręka krępuje ciało w
stalowym uchwycie.
Zamieram.
— Ninja to z
ciebie żaden — mówi wesoło Biały Królik wprost do mojego ucha, a jego ciepły
oddech łaskocze skórę karku i szyi.
Chwilę
później rozluźnia uścisk, a ja ponownie mogę oddychać. Posyłam mu zirytowane
spojrzenie spode łba, na co jedynie wzrusza ramionami, uśmiechając się
głupkowato.
— No co?
Pożartować już nie można?
— Nie — odpowiadam
krótko, ruszając przed siebie w głąb lasu.
— A ty
dokąd? — Dolatuje mnie z tyłu pytanie.
— Do przodu —
oświadczam pewnie, nie oglądając się za siebie.
Chłopak po
chwili dogania mnie, idąc przede mną tyłem, by móc dalej wygłaszać swoje drażniące teksty.
— Dobry kierunek,
ale zły. — Zatrzymuje się nagle, a ja omal nie wpadam na niego.
Gniewnie
marszczę na niego brwi, zastanawiając się, skąd wytrzasnęli takiego wariata.
— To gdzie
mam iść? — Poziom mojej irytacji powoli zbliża się do stanu krytycznego…
— Jak to:
gdzie?! Ty nie wiesz? — Biały Królik wydaje się być szczerze zdziwiony. — Na
spotkanie Black TeaTable Party oczywiście!
…szczególnie,
że moim towarzyszem jest zmutowany futrzak z psychopatyczną osobowością
pięciolatka.
Mam dość.
Definitywnie. Poddaję się.
— Prowadź,
zajączku. — Wzruszam ramionami, a Biały Królik uśmiecha się triumfująco,
kierując się dokładnie w tym samym kierunku, w którym ja wcześniej.
Pozostawię to bez komentarza.
Maszerujemy
przez las już dobre dziesięć minut, podczas których Królik opowiada mi o tym,
jak wyglądała Nora zanim Alicja ją przejęła.
— Jedynie
ten las pozostał niezmieniony — mówi, a w jego głosie pobrzmiewa lekka nutka
nostalgii, zupełnie jakby myślami wciąż był w tamtej krainie. — Alicja, o
dziwo, pozostawiła Lemniskatę w nienaruszonym stanie.
— Lemniskatę?
— pytam, smakując tej nazwy. Brzmi tak dziwnie; egzotycznie a zarazem miękko i
znajomo.
— Tak nazywa
się ten las. Lemniskata — odpowiada, maszerując z ramionami założonymi za
głową.
Od czasu do
czasu pomiędzy opisywaniem mi dawnej Nory a seksistowskimi komentarzami na
temat moich pośladków lub biustu, Królik nuci sobie jakąś melodię, dosłownie
kilka dźwięków, po czym przerywa i kręci głową niezadowolony.
— Właściwie
nie chodzi o sam las, tylko o drzwi. Spotkałaś je już na pewno. — Potwierdzam
skinieniem głowy. — No to wiesz, że jest ich pięć. Pierwsze, które otworzyłaś, prowadzą
do miasteczka Dopokąd.
— A inne? — Coraz
bardziej ciekawią mnie zasady panujące w tym świecie.
— Nie wiem.
To zależy od ciebie i od twoich drzwi. Mogą cię zaprowadzić wszędzie albo
nigdzie — oznajmia, wpatrując się we mnie z nieodgadnioną miną.
— Czyli mam
pięcioro drzwi, z których każde prowadzą w inne miejsce, ale tylko jedne są
otwarte. Co z pozostałymi, jak mogę je otworzyć?
Królik
zaczyna się śmiać, a właściwie chrumkać, bo przez jego wystające zęby dźwięk
zostaje zniekształcony.
— Spokojnie,
maleńka — rzuca pomiędzy spazmami śmiechu — dowiesz się wszystkiego w swoim
czasie.
Nie pytam
już o więcej; pozwalam, żeby opowiedział mi o Króliczej Norze takiej, jaką on
znał, zanim pojawiła się Alicja.
— Gdy
jeszcze władzę sprawował Król Kier, cała ta kraina prezentowała się zupełnie
inaczej. Nie wiesz, jak wyglądają inne rejony Nory, więc ci nie będę ich teraz
opisywał. Zamiast tego opowiem ci, jak żyło się w miasteczku. Teraz panuje tam
martwa cisza, prawda? Nie zawsze tak było. Jeszcze parę miesięcy temu Dopokąd
tętniło energią. Tam zbierali się wszyscy gracze, rozpoczynali swoje eventy,
wymieniali przedmiotami zebranymi na misjach, targowali, walczyli o władzę i
możliwość rozpoczęcia gry z Królem Kier. Ci najlepsi mogli ubiegać się o
audiencję w pałacu i rzucenie wyzwania Królowi. Jeśliby wygrali, Król spełniał
ich życzenie, ale to życzenie nie odnosiło się do Króliczej Nory. Chodziło
właśnie o świat realny; Powierzchnię, jak się tutaj wyrażamy o zewnętrznym
świecie. Dlatego tak wiele osób chętnie brało udział w rozgrywce. Nora dawała
możliwości, o jakich się nie śniło nawet zwykłym uczniom, poczynając od
„zgubienia” słabych sprawdzianów, poprzez organizację nadprogramowych
wycieczek, a kończąc na zmuszeniu marnego nauczyciela do odejścia ze szkoły.
Dziwnym trafem kiedy była potrzeba, Król Kier zawsze potrafił znaleźć na daną
osobę „haka”.
Milknie na
chwilę, zbytnio pochłonięty nurtem wspomnień. Spomiędzy drzew co jakiś
przenikają promienie zachodzącego słońca, naprzemiennie kładąc się na jego
twarzy i białych włosach, przez co kosmyki włosów sprawiają wrażenie migających
gwiazd.
— Teraz
wszystko jest spaczone — kończy, pozostawiając mnie z masą kłębiących się
pytań, na które nie zamierza odpowiadać.
W tej chwili
zapłaciłabym każdą cenę, byleby tylko móc zobaczyć tę Norę z opowiadań Królika.
Każda gra jest jak zaproszenie do umysłu jej twórcy. A móc wejść teraz do
umysłu Aarona? Bezcenne.
W pewnym
momencie ciszę Lemniskaty przerywa przeciągłe wycie, brzmiące niczym wrzask
tysięcy kruków zrywających się do lotu. Przystaję w miejscu, spoglądając w górę
na ciemniejące coraz bardziej niebo. Krwisty kolor zamienił się już w purpurę
poprzecinaną pasami granatu, a na północy zapłonęła już pierwsza gwiazda.
Biały Królik
natychmiast zastyga przerażony w miejscu. Rzucam mu szybkie spojrzenie. I to
okazuje się być błędem. Bo zamiast zostać uspokojona, że to nic takiego, że to
często zdarza się w Norze, widzę niemal namacalny strach kryjący się w oczach
Królika. Pierwszy raz widzę go tak przerażonego, zupełnie jakby właśnie kończył
się świat.
— Wypuścili
go… — szepcze nerwowo, odwracając się w moją stronę. — Szybko! Uciekaj! Nie
oglądaj się! — Popycha mnie do przodu, sam zostając na tyłach.
Nie
rozumiem, o co chodzi, ale to w tym momencie nieważne. Nawet nie udaje mi się
zrobić kilku kroków, kiedy pojawiają się pierwsze wibracje rozchodzące się
falami.
Czuję, jak
pod stopami ziemia zaczyna rytmicznie drżeć, jakby olbrzymie, ciężkie łapy
opadały na nią, zbliżając się coraz bardziej i bardziej.
— Już za
późno… — Bierze głęboki wdech, jakby się godził z niechybną śmiercią.
— Co się
dzieje? — wołam, a strach zalewa moje komórki. Widzę, jak ściana drzew przed
nami kołysze się i rozstępuje, łamiąc się niczym dziesiątki zapałek. Jaka
istota ma tyle siły, by być zdolną do czegoś takiego?
— Ukryj się!
Szybko! — rzuca błagalnym tonem.
Jednak już
nie ma czasu na szukanie ucieczki. Ostatnie drzewa łamią się pod naporem
cielska bestii, która wypada na sam środek drogi, ukazując się nam w pełnej
krasie. Zatrzymuje się jakieś sto metrów od nas i podnosi łeb, wbijając wprost
w nas spojrzenie olbrzymich, czarnych ślepi.
Zwierzę
przypomina niedźwiedzia skrzyżowanego z wilkiem. Olbrzymie, wielkie i owłosione
cielsko zajmuje całą przestrzeń na drodze. Masywne łapy z długimi pazurami
drapią ziemię, a z paszczy najeżonej zębami jak u tyranozaura wystaje długi
jęzor, z którego cieknie ślina. Potwór przekrzywia łeb, a mi wydaje się, że na
jego mordzie pojawia się makabryczny… uśmiech.
—
Bandzierchlast… — Słyszę jeszcze zatrwożony szept chłopaka, a chwilę później
powietrze ponownie zostaje przecięte przez wycie. Tym razem nie brzmi to jak krakanie
kruków, tym razem jest to rechot samego diabła torturującego potępione dusze.
Bestia rzuca
się do ataku, a moje serce zamiera. Nagle zostaję pchnięta przez Białego
Królika, którego bestia chwyta zębami, odrzucając go kilkadziesiąt metrów
dalej.
Zwierz
warczy i kłapie zębami, zbliżając się do leżącego w dziwnej pozycji chłopaka.
Jego prawa ręka jest wykrzywiona pod nienaturalnym kątem, a z głowy cieknie
cienkim strumyczkiem krew, plamiąc ciemnozieloną trawę pod drzewem.
Chwytam
leżący niedaleko kij, rzucając się na ratunek Królikowi. Wiem, że takim
kawałkiem drewna nic nie zdziałam, ale chociaż trochę opóźnię chwilę zatopienia
zębisk w ciele mojego towarzysza. Biorę zamach i rzucam patykiem wprost w łeb
Bandzierchlasta, trafiając go w lewe ucho. Bestia momentalnie się odwraca w
moją stronę, zostawiając Królika w spokoju.
Brawo, to był genialny plan, przemyka mi przez myśl, po czym zwierz rzuca się na mnie,
powalając na ziemię i przygniatając ciężarem swojego cielska.
Leżę na
plecach, czując na twarzy gorący, śmierdzący zgniłym mięsem oddech
Bandzierchlasta. Bestia pochyla się nade mną i tym razem jednoznacznie mogę
stwierdzić, że jej pysk wygina się w morderczym uśmiechu. Unosi łapę,
opuszczając ją zaraz koło mojego ramienia, a długie szpony zatapiają się w
mojej ręce.
Zamykam oczy
i krzyczę z bólu. Jest on tak prawdziwy, że w tym momencie zrobiłabym wszystko,
żeby się skończył. Ale się nie kończy. Każda sekunda zdaje się trwać w
nieskończoność. Wszystko, co pozostało, to pulsujący ból ramienia i śmierdzący
oddech bestii. Niech już to skończy, niech już mnie wykończy. Cokolwiek, byleby
wreszcie skończył się ten ból!
Nagle słyszę
dziwny świst powietrza i jęk bólu, a oddech Bandzierchlasta zostaje zastąpiony
świeżym powietrzem. Z olbrzymim trudem otwieram zmęczone oczy, obserwując
nadzwyczajną scenę. Bestia stoi kawałek dalej, machając łapami i kłapiąc zębami
na wszystkie strony, gdy co rusz pojawia się i znika dziwny osobnik, a robi on
to tak szybko, że cała jego postać zdaje się być rozmazana. Bandzierchlast
próbuje go złapać zębiskami albo przygnieść ciężarem cielska, jednak dziwny
nieznajomy jest o wiele szybszy. W jego rękach błyszczą ostrza, które zatapiają
się w skórze potwora, pozostawiając na niej krwawe szramy. Nagle nieznajomy
znika, by po chwili pojawić się kilka metrów ode mnie i z pełną siłą szarżuje
na mordę potwora. Skacze w górę i rzuca się na jego pysk, zatapiając ostrza
wprost w prawym oku bestii. Bandzierchlast wydaje z siebie jęk i odwraca się,
uciekając w stronę, z której przyszedł.
Nie mam już
siły obserwować kolejnych wydarzeń. Na skraju pola widzenia pojawia się czerń,
która coraz bardziej próbuje mnie pochłonąć. I w końcu udaje się jej, jednak
ostatnie, co widzę, to zielonozłote, kocie oczy wpatrzone centralnie w moją
twarz.
Witaj, Ami!
OdpowiedzUsuńPostanowiłam skomentować i widzę, że jestem pierwsza. xD
Muszę przyznać, że nadal uwielbiam ten szablon i jestem z niego bardzo, bardzo dumna. Dawno nie stworzyłam chyba nic tak mrocznego jak on. Ale cóż, bywa. c:
Po pierwsze: dlaczego tak mało jest Kota :|||| Ale nadrobiłaś to Królikiem, także wybaczam. Najbardziej podobało mi się wspomnienie dawnego Dopokąd, ale o tym już wiesz.
W Twojej Alicji podoba mi się to, że... zaskakujesz. Tak naprawdę nie wiemy, co się zaraz wydarzy, niby jest spokojnie, aż nagle bum! I nasz świat przewraca się do góry nogami. To naprawdę dobre. Obyś skończyła Alicję jak najszybciej. c:
Ja się wreszcie biorę za odpisywanie na komentarze. ^^ Ja również jestem bardzo dumna z tego szablonu. Uwielbiam ten mroczny i tajemniczy klimat, jeszcze raz dziękuję za jego wykonanie. :* Kot nie może się tak szybko pojawić. Dopiero więcej go będzie, jak Lexi znowu zjawi się w Norze, a do tego czasu minie parę rozdziałów. xD Wspomnienie dawnego Dopokąd to również i mój ulubiony fragment. Dzięki za takie miłe i podnoszące na duchu słowa. Ja również mam nadzieję skończyć jak najszybciej Alicję i wydać ją. Może w przyszłym roku? To chyba moje życzenie na osiemnaste urodziny. ^^
UsuńBuziaczki :*
Zrobiłaś nam wielki prezent na święta z tym rozdziałem ^-^ A co do niego... Królik w tym wszystkim wymiata. Pozwolisz, że zacytuję: ,,…szczególnie, że moim towarzyszem jest zmutowany futrzak z psychopatyczną osobowością pięciolatka". Przyjemnie czyta się twoje opisy świata i uczuć bohaterów. Mam nadzieję, że następne rozdziały również mnie nie zawiodą. Wesołych Świąt! =)
OdpowiedzUsuńDziękuję za takie miłe słowa xD. Staram się, żeby wszystkie postacie tutaj nie były ani płytkie, ani przewidywalne, ani papierowe. Mam nadzieję, że jakoś w miarę dobrze mi to wychodzi, ale nie mi oceniać. Co do świata... Czasem ciężko mi jest wyobrazić sobie to wszystko, bo muszę zobaczyć, poczuć, usłyszeć i posmakować nowej rzeczywistości, ale jak mus to mus. Nikt nie mówił, że pisanie jest proste.
UsuńPozdrawiam :D
Cześć :) przeczytałam całe Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że to świetny prezent bożonarodzeniowy. Dawno nie znalazłam tak pomysłowego, a przy tym naprawdę dobrze napisanego opowiadania autorskiego. Czasami niektóre fakty są niejasne i chciałam się na przykład przyczepić, dlaczego Danielle tak szybko i bezpardonowo zaproponowała narratorce dołączenie do jej ekipy, jednak już to wyjaśniłaś. podejrzewam więc, że wszelkie inne rzeczy, które wydają sie absurdalne, też znajdą prędzej czy później wyjaśnienie. Choć z drugiej strony, oniryczny świat Alicji z Krainy Czarów musi być absurdalny. Jedyne, do czego mogę się nieco przyczepić, to fakt, że Lexi w ogóle się nie dopytywała, skad ta dziwna informacja, i że tak nieco bez przemyślenia stwierdziła, że zagra w Króliczą Norę… mogła chociaż porozmawiać wcześniej z Niko (tym czasem nadal tego nie zrobiła). Nie rozumiem też do końca, dlaczego żaden z uczniów nie łączy jej po nazwisku z Aaronem; nawet jeśli specjalnie nie przedstawia się wraz z nazwiskiem, to siła plotki z pewnością by zadziałała, a nauczyciele muszą wiedzieć.
OdpowiedzUsuńZ drugiej jednak strony trudno się dziwić Lexi, że chciałą zagrać w grę, widać, że bardzo chce dowiedzieć się, co się stało z bratem (choć dziwi mnie, że wraz z matką myślą, że to samobójstwo, w szkole najwyraźniej uważają to za sprawkę Alicji, wiec dlaczego do matki chłopaka i jego siostry nie doszły takie słuchy, chociażby od policji. Ciekawi mnie też, co mysli na ten temat ojciec i jego nowa żona… ), jest bardzo zdeterminowana. Ponadto, jak widać, potrafi hakować, więc pewnie się nie spodziewała takich problemów. Podziwiam ją za te umiejętnosci, dla mnie to totalna czarna magia xD Bardzo podoba mi się sposób, w jaki przekazujesz coraz to nowsze informacje, jak bawisz się z czytelnikiem, podobnie zresztą jak z bohaterami. To naprawdę niesamowita umiejętność. Świetnie dozujesz informacje, przez co człowiek nie może oderwać się od tekstu. Bardzo mnie intrygowało, cóż takiego przeżyła Lexi w starej szkole, teraz mniej wiecej wiemy – była ofiarą szkolnych „guru” i stąd pewnie te jej ataki paniki. Boże, to jest takie okropne, że zdarza się, iż dzieciaki znecają się nad innymi. Podejrzewam, że w dużej mierze musi to wynikać z patologii w domu, ale również z chęci „nieodstawania”, z chęci bycia na topie… stąd tworzą się grupy. Najwyraźniej brat Lexi zawsze był przy niej, wiedziała wszystko. Ale podejrzewam, ż już wtedy mieszkał u ojca, wiec raczej nie łatwo było mu to kontrolować (stąd mnie nieco zdziwiło, źe w nocy wchodził przez okno do pokoju siostry, jeśli mieszka ponad trzy godziny drogi stamtąd) i stąd jeszcze bardziej go podziwiam. Myślę, że więź między nimi była naprawdę niesamowita, nawet jeśli nie mieszkali, niestety, ze sobą na stałe. Nie dziwię się, że Lexie podjęła decyzję o przeprowadzce do ojca… Choć pewnie łatwo nie było. Ale uciekła też z tamtej szkoły, choć dziwi mnie, że twierdzi, iż tutaj będzie tylko na trzy miesiące… może jednak dłużej? Choc w pewnym sensie chyba tutaj będzie jeszcze bardziej niebezpiecznie niż tam… Alicja to niebezpieczeństwo, którego nikt nie rozumie, bardzo nieprzewidywalne. Łączy świat gry komputerowej, książki z realnym życiem, obserwuje tych, którzy grają w Króliczą Norę, rani ich… Bawi się nimi. Brzmi to naprawdę przerażająco. A jednocześnie to takie interesujące… Nie spodziewałam się, że za drugim razem Lexi będzie zmuszona przebywać w grze tak długo… kiedy pojawi się kolejne zadanie? Zarówno Królik, jak i zapewne Kot są przerażająco az ludzcy, ale chyba to akurat tylko element gry? Nie wiadomo… Zastanawia mnie, jak można pokonać kogoś, kto sam prowokuje ludzi do tego, aby go „niszczyć” poprzez hakowanie (przypomina to mi nieco działanie A z Pretty Little Liars, ale to duży komplement)…
Hej, witaj!
UsuńMiło mi powitać Cię tutaj. Szczerze mówiąc, twoja twórczość również zwróciła moją uwagę, więc postaram się przeczytać Twoje opowiadanie i również skomentować (jednak to dopiero po maturach :/). Co do nazwiska Lexi: ma ona panieńskie nazwisko matki - Foley, natomiast Aaron ma po ojcu Eliot. Dlaczego tak jest będzie wyjaśnione w którymś rozdziale, choć jeszcze sama nie wiem w którym dokładnie.
W szkole nie uważają tego za sprawkę Alicji, większość uczniów wierzy, że to rzeczywiście był wypadek lub próba samobójcza. Głównym głosem, który mówi o działaniu Alicji w tamtej sytuacji jest Casper. Co do policji... Powiedzmy, że jest coś, co jeszcze się nie pojawiło w fabule, ale co zmienia całkowicie myślenie. Jak na razie mogę zdradzić, że policja nic nie wie, albo może udaje, że nic nie wie.
Ogółem całe to opowiadanie to zabawa z czytelnikiem. Taka wersja zabawy w kotka i myszkę. W każdym rozdziale są pułapki, żeby zwodzić czytelnika za nos po to tylko, żeby w ostatnich rozdziałach każdy doświadczył mindfucka xD. Mam nadzieję, że mi to wyjdzie.
Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej.
Pozdrawiam, Amnesia :*
Jakim cudem Lexi, Danielle, Casperowi i Shanowi może się udać cokolwiek zrobić? I czy aby na pewno wszyscy oni są niewinni? Uwielbiam sposób, w jaki kreujesz bohaterów. Sama nie wiem, którego chłopaka wolę u boku Lexi, chyba jednak C., lubię takich niby niegrzecznych chłopców, którzy tak naprawdę troszczą się o bliskie im osoby xDxD Shan jest trochę za bardzo hej do przodu jak dla mnie, ale też całkiem w porządku. Danielle trudno ogarnąć, ile z tego, co robi, jest grą, a ile prawdą ,ale powiedzmy, że jej ufam. Chciałabym jednak więcej Niko. Jeśli chodzi o rodzinę fascynuje mnie bardzo postać Joyce, więź Lexi z matką, jak również Sam Aaron. Czy w oczach innych też był taki świetny jak w oczach Lexi? Zdaje się, że tak, stąd jeszcze mi smutniej… Mam wielką nadzieję, że się obudzi… Ciekawe, czy zna tożsamość Alicji? Dodam jeszcze, że nie ogarniam, dlaczego Lexi nawet się nie zdziwiła, kiedy okazało się, że Casper rozmawia z nauczycielem od filozofii jak z totalnym kumplem… To naprawdę dziwne, ale i tak fajnie osobliwe z drugiej strony. Bardzo polubiłam jego postać.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się też to, jak kreujesz Króliczą Norę, jest zrobiona wręcz idealnie, nic nie da się tam przewidzieć, a jednocześnie ma spory sens, świetnie to się łączy z zewnętrznym światem i jest to równie mocno fascynujące, co przerażające. Jeśli chodzi o styl, wybrałaś czas teraźniejszy, co jest wg mnie pewnym utrudnieniem, wiec tym bardziej gratuluję Ci tego, ze wychodzi Ci tak świetnie. Uwielbiam Twój styl, kocham retrospekcje, i pomysł. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2016. Zapraszam na mój blog, na którym obecnie publikuję opowiadanie „Niezalezność” (wcześniejsze historie znajdziesz w „Spisie treści”). Zapraszam także na założoną przeze mnie ocenialnię: konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com Pozdrawiam serdecznie :)
Tutaj nikt nie jest niewinny. Każdy ma brudne sekrety, które próbuje pogrzebać. Dziękuję za takie miłe słowa, polecam się na przyszłość i mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań.
UsuńPozdrowionka :*
Jestem brzydka, jestem zła, jestem okropną babą, która nieregularnie pojawia się u pisarzy, a sama ,,po cichutku'' wymaga, żeby każdy był u niej szybciutko xDDD Więc do rzeczy... Po pierwsze : przepraszam. Nie będę się tłumaczyła brakiem czasu, przygotowywaniem do świąt, poprawkami egzaminów i lenistwem, to w sumie prawda, ale po co masz wiedzieć? :P :D Po drugie, rozdział.
OdpowiedzUsuńNo cóż. Podobało mi się, rzadko kiedy trafiam na blogi, które mi się nie podobają. No w sumie, gdyby mi się nie podobało, to pewnie bym nie czytała i nie obserwowała. No, dobra. Mniejsza :D
Królik jest niemożliwy, choć nie jest aż tak moją ulubioną postacią... Jak na razie to Alicja nią jest.
Wspaniałe opisy, które mnie przetransportowały do innej krainy! :)
Ahh ten kot, no! :D Intryguje mnie to kocisko, jestem ciekawa co się wydarzy, kiedy otworzy oczy.
Kto jej pomógł? Hmmm, i co się z Królikiem stało? Przeżył, czy może to on był wybawicielem, a ona nie była w stanie tego dostrzec?
Rozpisałam sobie komentarze wcześniej, teraz przepisuje, bo przeczytałam wcześniej ;) Mam nadzieję, że twoja nieobecność będzie krótkotrwała i jeszcze raz wybacz, że mnie nie było :***
Nic nie szkodzi :*. Mnie też teraz nie ma, bo niestety maturka to zło konieczne. Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu oraz że nie zapomniałaś o mnie. Alicja jest Twoją ulubioną postacią? Dlaczego? Przecież ona jest zła, okropna i w ogóle... o.O Opisy i tak jeszcze nie są takie, jakie chciałabym, żeby były. No ale do tego trzeba pracować, dużo, dużo pracować. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się dopracować je do perfekcji. A co do kota... Huehue, szczerze mówiąc jest on jedną z moich ulubionych postaci zarówno tutaj jak i w oryginalnej "Alicji w Krainie Czarów" oraz w filmie, toteż już się nie mogę doczekać pisania o nim rozdziału. Ale to dopiero za kilka notek... Teraz znowu witamy rzeczywistość. Spokojna głowa, Królik tak szybko nie umiera xD. Nie pozostaje mi nic innego, jak prosić o cierpliwość, ponieważ w następnym rozdziale troszkę się wyjaśni...
UsuńTak więc do następnej notki :*.
Pozdrawiam, Amniesia
Cześć :). Trochę szkoda, że aż dopiero po maturach, no ale trzymam za słowo :). W sumie potrzebowałam takiego rozdziału, który pokazałby mi, jak to jest w tej grze, także cieszę się, że taki się pojawił. Lubię króliki, dlatego jak najbardziej nie czepiam się pisania go z wielkiej litery, bo to chyba też nazwa własna, ale za zajączka to już tak. To taki zdziczały królik, dlatego nie nazywaj go zającem! Z jednej strony kusi ta gra, ale jak zamieniła się teraz? Alicja może stwierdziła, że nie należy się sama nagroda, a i kara jest potrzebna np. za przegraną? Hm... nie wiem. Zastanawia mnie, czy to, co jej narobił ten stwór jest też widoczne w realnym świecie? Z czuciem to chyba tak, ale z tym drugim? Ale dziwne, ale i fajne zarazem takie efekty :D. To zależy, co ma czuć, bo jak jakieś fajne odczucia, to super, ale z tymi gorszymi, to kiepska sprawa. Nie wiem, kim był jej wybawca, ale może ktoś z osób, które zna? A może taki specjalny efekt, coś z Aaronem? Kot, to pewnie postać z bajki o Alicji, dlatego też się pojawił, aczkolwiek za kotami średnio przepadam i chyba w bajce też nie był zbyt dobrym zwierzakiem, ale nie pamiętam dokładnie. Pewnie teraz czas na te spotkanie. Swoją drogą nie lubią uangielszczania w Polsce. Mamy swój język, który jest piękny i takie słowa, jak "event", "meeting" naprawdę mnie denerwują, kiedy się je wplata.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hejka:D.
UsuńRozdziałów o grze będzie jeszcze kilka, tak więc będziesz miała okazję zagłębić się w ten wirtualny świat Alicji. Masz rację, Królik to nazwa własna zupełnie jak Fałszywa Alicja czy Czarny Kapturek. Alicja zmieniła zasady gry, jest i nagroda, i kara. Odnośnie pytania czy Lexi ma rany w rzeczywistym świecie pojawi się odpowiedź już w piętnastym rozdziale, także nie będę niczego zdradzać :). Co do tego angielskiego słowa - postaram się je jakoś zmienić. Pisząc rozdział, nie miałam pomysłu na inne słówko, więc zostało tamto.
Dzięki za komentarz ;).
Pozdrawiam, Amnesia.
Witaj!
OdpowiedzUsuńJestem tutaj nowa, ale twoje opowiadanie jest niesamowicie, okropnie i strasznie mega fantastyczne!!! Masz piękny styl pisania i mam nadzieję, że dobrze o tym wiesz ;) Trafiłam tu dzięki Pike Perch (poleciła twój blog u siebie) i mam nadzieję, że zostanę na dużo dłużej.
Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny:
~Alice in Wonderland
P.S. Przeraża mnie moja 'imienniczka'. xD
Cześć, cześć.
UsuńCieszy mnie, że mogę Cię tutaj powitać i mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej ;). Dziękuję za słowa pochwały, choć uważam, że jeszcze sporo mi brakuje do osiągnięcia tego "pięknego" stylu.
Pozdrawiam, Amnesia.
P.S. Alicja powinna Cię przerażać xD. W końcu to główny antagonista w tym opowiadaniu :P.
Fajny tekst, bardzo miło się czytało :)
OdpowiedzUsuń