Och, rany julek! Jak dawno mnie tutaj nie było! Na szczęście wróciłam z nowym rozdziałem (przepraszam, że tak długo to trwało, ale niestety — szkoła jest ważniejsza, choć o wiele bardziej wkurzająca) oraz z informacją, że Alicja jest już również dostępna na Wattpadzie. Jak na razie jest tylko kilka (chyba pięć albo sześć) dostępnych rozdziałów, ale myślę, że do końca przyszłego tygodnia pojawią się już wszystkie. Hmhmhm... Co by tu jeszcze powiedzieć? Ach! Ogółem do czternastego rozdziału już mam napisane trochę (bo ten rozdział podzieliłam na dwa, hihi xD), więc postaram się go wrzucić na 31. października, jak dobrze pójdzie. Taki mały prezencik halloweenowy xD. Wydaje mi się, że to wszystko na dziś. Jakby coś, to od czasu do czasu sprawdzajcie Rokrocznium (po lewej stronie), ponieważ tam będą się pojawiały ważne informacje, jak np. data dodania kolejnego rozdziału.
No więc, zapraszam do czytania, pozdrawiam i ściskam cieplutko.
Całuski :*,
Amnesia.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = DAJESZ JEDNOROŻCOWI KOPA W DUPĘ NA SZCZĘŚCIE
***
Jeśli ktoś wcześniej powiedziałby mi, że moje
życie stanie się ciągłym, niekończącym się koszmarem, wyśmiałabym go. Nie
dlatego, że bym mu nie uwierzyła. Powiedziałby mi tylko to, co wiedziałam już
od dawna. Moje życie było koszmarem, odkąd nauczyłam się reagować no własne
imię, jednak to, co działo się od dwóch dni, weszło na wyższy poziom. Dosłownie
ewoluowało, niczym pokemony.
Myślenie, planowanie, staranie się
rozwikłać tę całą przeklętą rozgrywkę — jakie to ma znaczenie, skoro Alicja
zdaje się wiedzieć o wszystkim? Jest tu Bogiem, a ja? Nikłym pyłkiem w jej
oczach, kolejną marionetką podążającą za sznurkiem. Jaki to wszystko ma sens?
Czy cokolwiek ma sens?
Takie myślenie wciąż mi towarzyszy,
kiedy zlękniona siedzę przed czarnym ekranem laptopa, bojąc się go włączyć. A
jednocześnie spoglądam na telefon, na to jedno zdanie, które wywołuje u mnie
dreszcze. W pamięci odżywają słowa Aarona zapisane drżącą ręką na kartce
papieru; tak pełne emocji, lęku, strachu, pragnienia. Najchętniej skuliłabym
się, ukryła pod pościelą przed całym światem, tak jak to robiłam przez ostatnie
sześć miesięcy — ale nie mogę tego zrobić. Nie tym razem. „Zamień lęk w swoją
siłę” zwykł mawiać Aaron; tym razem zamierzam go posłuchać.
Dłuższą chwilę bawię się skradzionym
kluczem — obracam go w dłoniach, ważę jego ciężar, przejeżdżam opuszkami palców
po każdym wgłębieniu. Teraz już nie ma odwrotu — zaszłam tak daleko, mogę zajść
jeszcze dalej, tylko… Tylko muszę wyłączyć swoją moralność. W tym świecie
moralność jest przeszkodą, więzami powstrzymującymi od osiągnięcia celu.
Zaciskam palce na chłodnym metalu i podnoszę
go do ust. Chucham na klucz, zupełnie jakby był moim szczęśliwym losem na
loterii, po czym odkładam go na blat stolika ustawionego koło łóżka.
Podciągam kolana pod brodę,
opierając się o ścianę, a przyjemny chłód otula moje nagie ramiona. Wyciągnąwszy
drżącą rękę, włączam laptopa, po czym załączam Króliczą Norę, nakładając
Shade’a na głowę. Już po chwili moje oczy wypełnia przygaszony blask spadający
z zachmurzonego nieba, a uszy wypełnia szum drzew.
Świat nadal wygląda jak wyjęty z
kadru Miasteczka Halloween. Pomarańczowo-brązowo-złote liście zalegają smętnie
pod konarem rozpołowionego przez uderzenie pioruna dębu. Wielki, potężny —
wzgardzony, pokonany przez przeważającą siłę, skazany na powolne konanie w
zapomnieniu. Czerwona jak krew, lepka i lśniąca w zagubionych, płonących
przeklętym złotem promieniach słońca żywica wypływa z głębi ubodzonego drzewa,
spływając po korze tak, jak krew przyozdabia płynnymi, karminowymi łzami
zranioną skórę.
Gdy tak stoi ten dąb — sam jeden
strażnik bram do raju potępionych — widzę w nim odbicie samej siebie, swojej
obecnej sytuacji, bezradności. A jednak nadal trwa niewzruszony i niepokonany; trwamy
niewzruszeni i niepokonani. Póki nie padniemy skruszeni czy połamani.
Nagle słyszę szmer, a spod sterty liści wyłania
się coś małego, białego, przypominającego... królika. Staje na tylnych łapkach,
spogląda na mnie czerwonymi ślepiami, a jego nosek oraz wąsiki zabawnie drżą. Strzyże
uchem, po czym odwraca się, bez przyczyny zaczynając uciekać.
— Zaczekaj! — wołam za nim, rzucając się do
biegu.
Biały królik co chwila zatrzymuje się,
spoglądając do tyłu, czy nadal za nim nadążam. A z każdym przebiegniętym metrem
krajobraz coraz bardziej się zmienia. W pewnym momencie królik wbiega do olbrzymiego,
ciemnego lasu. Zatrzymuję się na jego skraju, przypominając sobie o tych wszystkich
horrorach, gdzie niemyśląca, główna
bohaterka wpada do takiego właśnie buszu, w którym czeka na nią morderca z
przygotowaną siekierą.
Zaciskam pięści, biorę głęboki wdech, po czym
pozwalam, żeby otoczyła mnie mroczna, upiorna zieleń drzew. Powoli, ostrożnie
przedzieram się przez chaszcze, jednak pojedyncze
gałązki wplątują się w moje włosy, smagają skórę rąk oraz twarzy. Spomiędzy
liści i traw co chwile wyłania się skrawek białego futerka.
— Gdzie idziesz? Dokąd mnie prowadzisz?! — krzyczę
w gęstwinę opanowaną przez zatrważającą ciszę. Nie słychać tutaj nic — żadnego
ćwierkania ptaków, szumu wiatru przemykającego pomiędzy gałęziami — tylko mój
oddech i rozbrzmiewające kroki świadczą o ostatnim żywym istnieniu
przebywającym na tym cmentarzysku natury.
Królik nadal ignoruje moje pytania, mechanicznie
wykonując swoje zadanie. Kiedy po piętnastu minutach przedzierania się biegiem
przez las zaczynam wątpić w genialność pomysłu ganiania po puszczy za dziwnym zwierzakiem,
nagle dzieją się dwie rzeczy. W moją twarz trafia olbrzymią gałąź, na chwilę
pozbawiając mnie świadomości, a w tym samym momencie grunt usuwa mi się spod
nóg. Z piskiem przerażenia zamarłym na ustach wypadam z lasu w pięknym stylu — zjeżdżam
tyłkiem po olbrzymiej skarpie piasku. Zatrzymuję się metr od czekającego na
mnie królika, oglądając go przez palce dłoni asekuracyjnie podniesionych do
twarzy w razie upadku.
— Otworzyć drzwi! — Z jego gardła wydobywa
się skrzekliwy pisk, powodując moją dezorientację.
Wypuściwszy powietrze z ust, opuszczam
dłonie, spoglądając na królika ze zdziwieniem.
— Otworzyć drzwi! Otworzyć drzwi! — powtarza,
po czym kica w stronę łąki, a mój wzrok podąża za nim.
Szok zamyka mi usta. Na olbrzymiej polance w
kształcie koła, otoczonej zewsząd rosłymi, ciemnozielonymi drzewami stoi
pięcioro drzwi. Nic poza nimi. Podnoszę się z ziemi, powolnym krokiem zbliżając
się do białego futrzaka. Każde z tych przejść jest zupełnie inne.
Pierwsze z nich wyglądają jak prowadzące do neogotyckiej
kamienicy; dwuskrzydłowe, łukowate i przeszklone u góry z drewnianymi
zdobieniami. Na samym środku na obu skrzydłach zamocowano wykonane z mosiądzu kołatki
przedstawiające głowę szczerzącego się tygrysa. Te, pod którymi usadowił się mój
zwierzęcy towarzysz przypominają stare, drewniane drzwi do szafy, niczym wyjęte
z kadru filmu „Opowieści z Narnii”. Pełne ozdobnych żłobień przedstawiających
rozłożyste drzewo na środku, a u dołu i u góry dziwne, mitologiczne postacie
tańczące wokół ogniska. Trzecie zostały wykonane na kształt wejścia pałacowego.
Zdecydowanie najbardziej wybijają się wizualnie spośród pozostałych: pomalowane
niebieską farbą, ze złotymi wzorami oraz wieloma żłobieniami, otoczone z boku dwiema
kolumnami łączącymi się u góry w daszek. W porównaniu z tymi wrotami, następne
przejście: żeliwna brama w poziomymi prętami zakończonymi ozdobnymi liśćmi
wygląda bardzo skromnie, wręcz smutno. Jednak największe zdziwienie budzą u
mnie ostatnie drzwi. Wykonano je z tego samego materiału, z którego robi się
tablice szkolne. Na ich powierzchni widnieją namalowane kolorowymi kredami
kwiaty, motyle oraz inne cuda-wianki. Podchodzę do nich, naciskam na klamkę,
pchana jakąś niewidzialną siłą, ale nic się nie dzieje.
Zrezygnowana okrążam dziwne zjawisko
opuszczonych wrót na środku niczego, podczas gdy królik cierpliwie czeka,
podążając za mną swoimi małymi, czerwonymi ślepiami. No przecież to zwykłe
drzwi i nic więcej, myślę z lekka zirytowana. Po co mam je niby otwierać, skoro
donikąd nie prowadzą?
— Otworzyć drzwi — ponawia polecenie zwierzak,
gdy już staję przodem do niego, na wprost wejścia.
— Niby jak? — rzucam, ale pytanie jest
bardziej skierowane do mnie niż do kogoś konkretnego.
— Klucz! Otworzyć drzwi kluczem — odpowiada
spokojnie, a ja zastygam w miejscu. Wyciąga łapkę przed siebie, wskazując na
moją lewą kieszeń w czarnym płaszczu.
Sięgam do niej dłonią, nagle z przerażeniem
czując zimny dotyk metalu na skórze. Zaciskam palce, wyciągając z kieszeni
ciężki, stary, ozdobny klucz wykonany z brązu. Rączka klucza została wykuta na
kształt serca, a jego języczek ma bardzo specyficzny i niepowtarzalny kształt. Sapię
z wrażenia, przenosząc zdumiony oraz lekko zdezorientowany wzrok to na klucz,
to na drzwi, to ponownie na klucz.
— Otworzyć! Otworzyć! — Z zamyślenia wyrywa
mnie poirytowany głos białego królika.
Otrząsam się z tego chwilowego otępienia, po
czym podchodzę do drzwi, wkładam
klucz do dziurki, przekręcając go w lewo… i czekam. Na wybuch, na eksplozję, na
koniec świata — ale nic się nie dzieje poza cichym kliknięciem rozbrzmiałym w
pogrążonej w ciszy polanie.
Teraz co?
Wejść czy nie wejść — oto jest pytanie…
Popycham
drzwi, a one z cichym skrzypieniem otwierają się do środka, ukazując niezwykły
obraz ukryty za nimi. Bo nie ma tam trawy z drugiego końca polany, o nie.
Zamiast tego w oddali znajduje się miasteczko, do którego prowadzi wykładana
kocimi łbami dróżka.
Nim zdążę
się wycofać, zostaję popchnięta przez królika i z piskiem wpadam przez wrota,
lądując po drugiej stronie. Odwracam się, chcąc nawrzeszczeć na to małe, złe i
niegodziwe stworzenie, ale z zaskoczeniem zauważam, że za mną… nie ma nic.
Drzwi zniknęły, tak samo mój groteskowy przewodnik. Zostałam kompletnie sama…
gdzieś.
Gdy nie
pozostaje mi nic innego, ruszam ścieżką w stronę miasteczka. Po drodze
podziwiam piętrzące się w górę, jak mitologiczni strażnicy bram Olimpu, konary
drzew, na których ostało się jeszcze kilka czerwonych liści. Chwieją się na
wietrze, trzeszczą i trzaskają, szemrając między sobą o minionych osobach,
miastach i historiach. Jednak, idąc tą ścieżką, mam dziwne, nieodparte
wrażenie, jakoby te drzewa obserwowały mnie swoimi Argusowymi oczyma, podążając
za każdym moim krokiem.
Aby opanować
to nieznośne uczucie, skupiam się na podziwianiu widoku miasteczka rozciągającego
się jakieś dwieście metrów przede mną. Po tonącym w bladoróżowo-pomarańczowej
poświacie niebie wspinają się wąskimi strużkami kłęby dymu unoszące się z kominów
wystających ponad dachy. Domki, zniszczała i porozrzucane chaotycznie jak
wzgardzone kostki domina rzucone w kąt starej szafy, bardziej przypominają
krajobraz porzuconego miasta duchów niż sztuczną rzeczywistość wykreowaną przez
syna najlepszego twórcy gier ostatniego stulecia. Choć przyznaję, atmosfera
mroku i niebezpieczeństwa jest tu tak silna, że aż włoski na moich ramionach
stają dęba.
Wiatr
hulający pomiędzy połaciami pustego terenu, porośniętego przez wysoką,
wysuszoną trawę, wpada pod mój czarny płaszcz, obcałowując skórę
przeszywającymi, lodowatymi pocałunkami. Znajduję się przed wejściem do miasta,
które stanowi wysoka na kilka metrów, stalowa brama z nazwą miasteczka
brzmiącą: Dopokąd. Bardziej by pasowało „Salem”, myślę, przeczesując wzrokiem
uliczki, przy których wybudowano domy.
Wszędzie
panuje przytłaczająco bolesna i samoświadoma cisza pełna wrzasków oraz krzyków
nabrzmiałych od niewybrzmienia. Jedyne źródło ruchu na tej smętnej ulicy stanowi
falowanie mojej białej sukienki wystającej spod połów płaszcza.
Powoli
przemierzam miasteczko skąpane w złotych, skrzących się na bruku promieniach
słońca załamujących się w oknach, oświetlających niektóre miejsca. Zaułki pozostawiły jednak
w ciężkim do przeniknięcia mroku; ciężkim od brutalności zawisłej i oblazłej
ściany, osiadłej na śmietnikach, czającej się w cieniu, czekającej na nową ofiarę. Lecz teraz nawet to
wszystko zaległo w ciszy. Martwy bezruch.
Nagle z odległej części drogi, rozlega się
hałas tak przenikliwy w tej ciszy, że brzmi niemal jak wybuch; jak zbliżające
się kroki armii żołnierzy w pełnym rynsztunku bojowym. Ruszam w tamtym
kierunku, powstrzymując się ze wszystkich sił, żeby nie biec. Niestety, już po
chwili bez opamiętania gnam między uliczkami w kierunku źródła wibrującego,
przenikającego dźwięku. Kiedy już niemal staję twarzą w twarz z armią, gdzieś z
jednego z zaułków wyciągają się ręce, porywając mnie w ciemność. Ciepła dłoń
przykrywa moje usta, żebym nie krzyczała, a druga pęta mi ręce w uścisku, z
którego nie mogę się wyrwać.
— Chcesz,
żeby nas znaleźli?! — Z ciemności dolatuje do moich uszu wściekły szept. Nie
rozpoznaję głosu, brzmi piskliwie i chropowato jednocześnie. Jakby coś
przeszkadzało mu, bo jednak ewidentnie głos należy do faceta, w wypowiadaniu
słów. — Przestań się wiercić, bo nas usłyszą.
Nie wiem
czemu, ale zaprzestaję szarpania się, jedynie przerażonym spojrzeniem lustruję
otaczające cienie, starając się zobaczyć sylwetkę napastnika, podczas gdy serce
wali w piersi jak szalone, przez co niemal zagłusza dźwięk oddechu
wypuszczanego przez chłopaka.
Nie mija
trzydzieści sekund, jak przez drogę przechodzi armia dziwnych, nie do
końca ludzkich, nie do końca zwierzęcych stworów. Wyglądają potwornie — w
czarnych zbrojach, z dziwnymi, zniekształconymi, jakby stopionymi, twarzami. Z
ich ust, spomiędzy których wystają olbrzymie, diabelnie ostre kły, wydobywa się
charczący oddech. Poruszają się w zwartym szyku jak maszyny — nic ich nie
rozprasza, nic ich nie dekoncentruje.
Ten widok
napawa mnie czystym przerażeniem. I nie tylko mnie. Czuję, jak ręka chłopaka
zaciśnięta na moich rękach wbija się coraz mocniej i mocniej, powodując
potworny ból w nadgarstku. Nie mogę krzyknąć, bo zdradzę naszą pozycję, toteż
szarpię ręką najpierw w przód, a następnie lekko, acz stanowczo i
jednoznacznie, wbijam łokieć w brzuch chłopaka. Daje to pożądany efekt — jego
uścisk staje się trochę delikatniejszy, wręcz znośny.
Po kilku
minutach, które zdają się trwać w nieskończoność, armia wreszcie znika z
zasięgu wzroku oraz słuchu. Poruszam się, przypominając chłopakowi z tyłu, że
siedzenie w ciemnym zaułku z obcym facetem krępującym twoje ruchy wcale nie
zalicza się do przyjemnego „poznawania się”.
— Wybacz —
szepcze mi do ucha, puszczając moje ręce.
Momentalnie
wstaję i odwracam się na pięcie, przygotowując się do ataku, jednak widok
chłopaka tak mnie zaskakuje, że stoję osłupiała, zupełnie nie wiedząc, co
zrobić.
— Nigdy
królika nie widziałaś? — pyta się, a jego długie, białe uszy poruszają się,
podczas gdy on wstaje z ziemi. Wygląda niemal jak normalny chłopak, jeśli
pominąć białe włosy oraz dwa królicze zęby wystające z ust, zwierzęce uszy oraz
ogon w tym samym kolorze.
Rzuca mi
kpiące spojrzenie brązowych oczu (również otoczonych białymi rzęsami!), po czym
skupia się na otrzepaniu swojej granatowej marynarki oraz grafitowych spodni.
Poprawia ciemnoszary surducik, wyciąga z kieszonki złoty zegarek, po czym klnie
siarczyście.
— I cały
grafik poszedł w pizdu — oświadcza rozeźlony, lekko się sepleniąc przez zęby.
Podchodzi do
mnie, łapie mnie za rękę i zaczyna gdzieś prowadzić.
— Mówiłem
im, żeby się pospieszyli, ale nie… Bo po co? Przecież mogę spędzić w tych
cholernych kubłach na śmieci całe swoje parszywe życie, a co! Mnie się nigdzie
nie śpieszy. Wszystko się samo zrobi. A idźcie mi w cholerę z taką robotą! —
mruczy wściekle do siebie pod nosem.
Wyrywam rękę
z uścisku, otrząsając się z początkowego szoku wywołanego gadającym, zmutowanym
królikiem. Chłopak odwraca się do mnie z niemym pytaniem wypisanym na twarz, a
brzmiącym: Co znowu?
— Nigdzie z
tobą nie idę — oznajmiam stanowczo, na co chłopak przewraca oczami, co wygląda
o tyle komicznie, ponieważ jego uszy również opadają na boki i ponownie wracają
do wcześniejszej pozycji.
— Kolejna
uparta się trafiła — mruczy do siebie, po czym zwraca się do mnie: — Słuchaj,
to nie jest dobra chwila na bajdurzenie o dupie Maryny. Porobisz to przy
herbatce z całą resztą załogi, ale teraz naprawdę musimy iść!
— Jaką
resztą załogi? Przy jakiej herbatce? — pytam, nie ruszając się z miejsca, co
wyprowadza królika z równowagi.
— Wszystko
opowiem ci po drodze, ale ruszże się już! — Ponownie chwyta mnie za ramię,
ciągnąc za sobą do wyjścia z zaułka. Tym razem daję się wyprowadzić, podążając
za moim niezwykle „urokliwym” przewodnikiem. Ciekawe, czy wszystkie tutejsze
króliki są tak wkurzające? — Przy okazji, zwą mnie Białym Królikiem.
— Czarny
Kapturek — odpowiadam, choć ten pseudonim pozostawia w moich ustach jakiś taki kwaśny
posmak, jakbym przed chwilą zjadła coś nieświeżego.
— Wiem —
oświadcza nagle, posyłając mi złośliwy uśmieszek. — Ja znam tutaj wszystkich…
oprócz Alicji. Jej nie zna nikt.
Witam zostałaś nominowana do LBA!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj: http://nadprzyrodzona-moc.blogspot.com
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję za nominację. :) Postaram się jak najszybszej na nią odpowiedzieć. :D
UsuńPozdrawiam, Amnesia
Jeeej! Nie licząc nominacji, pierwszy komentarz z opinią! Kisiel dla mnie! CD Nareszcie dodałaś nowy rozdział! Okładka na wattpadzie, jest całkiem fajna (tak, musiałam ją sprawdzić). Królik jest biały, królik ogon ma xD Ciekawe co będzie dalej... ciekawe więc chce następny rozdział! CZYTAM=KOMENTUJE=DAJE JEDNOROŻCOWI KOP W DUPĘ NA SZCZĘŚCIE
OdpowiedzUsuńA więc czekam i weny życzę
PS. Ostatnio na sprawdzanie napisałam ,, rzeczy'' przez ,,ż''. A więc nic dziwnego że ,,życzę chciałam przez ,,rz' xD ahh... ja o moją cudowna ortografia
Hej, witaj!
UsuńBardzo mi miło, że mogę Cię gościć na moim blogu. Dziękuję za komentarz i przepraszam za zwłokę z odpisywaniem. Niestety, klasa maturalna jest makabryczna i nie mam w ogóle czasu, żeby coś napisać czy dodać. :( Mam nadzieję, że jakoś wytrzymasz ten długi czas bez kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam, Amnesia
Dżizas. Królik rozwalił system XD Jak o nim czytałam, to dopiero do mnie dotarło, że się śmieję, bo sama mam podobny styl bycia momentami.
OdpowiedzUsuńOgólnie muszę Ci powiedzieć, że jak dla mnie to jeden z najlepszych rozdziałów. Sztywniały mi palce, więc napięcie było duże :D
Jestem ciekawa, dokąd on doprowadzi Lexi. No i nie mogę się doczekać, aż się wyda, kim jest Alicja i dlaczego robi to, co robi.
Buziaki. :)
Hagiri
Nom, popieram. xD Jesteś tak samo pozytywnie zakręcona jak Króliczek. xD Cieszę się, że udało mi się wzbudzić w Tobie takie uczucia i mam nadzieję, że jeszcze nieraz będziesz dostawała dreszczy, czytając moją Alicję. ^^ Zanim się jeszcze wszystkie tajemnice rozwiążą, minie jeszcze trochę czasu, ale mam nadzieję, że zakończenie zaskoczy Cię.
UsuńCałuski i wesołych świąt :*
Jestem i przepraszam, za spóznienie. Ostatnio ten okres jesienny mnie dolinuje i odbiera chęci na wszystko, czytanie, komentowanie, a nawet na pisanie, choć w głowie kłębi mi się milion pomysłów, nie potrafię lub nie chcę ich przelewać na internetowy papier -,-
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, zazdroszczę ci talentu pisania takich treściwych tekstów.
Jestem strasznie ciekawa, kim okaże się Alicja... czuję, że będzie to coś mrocznego, dużo tajemniczości nam się tutaj wkardło :D
No i co będzie z Lexi? Dokąd dotrze? Co się stanie?
Życzę mnóstwo weny ;) :****
Okres jesienny już minął, nastała zima, ale i tak bardziej przypomina to wiosnę, więc chyba nie jest tak źle, co nie? Każdy ma dołka, ja też miałam, ale na szczęście mój cudowny książę z bajki cały czas stara się polepszać mi humorki. ^^ Nie ma mi co zazdrościć, sama piszesz równie dobrze. Choć obie jeszcze musimy popracować nad naszym stylem, prawda? Nie martw się, z każdą linijką stajemy się coraz lepsze. :3 Mam nadzieję, że zakończenie zaskoczy Cię; że Alicja spełni swoją rolę. Czy jest ona mroczna? Możliwe, choć nie wiem na pewno. xD
UsuńJa również życzę Ci mnóstwa weny i wesołych świąt.
Pozdrawiam. :*
Lubię zaplątane historie, gdzie nie wszystko jest od razu jasne. A tajemnicza Alicja jest nadal tajemnicą, nawet wewnątrz wirtualnego świata.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy, cierpliwie :)
Dzięki za miłe słowa. Masz rację, Alicja jest tajemnicza, ale tutaj wszyscy mają swoje sekrety, które muszą wyjść na jaw. Dzięki za czytanie i czekanie. :*
UsuńPozdrawiam
Dawno mnie tu nie było, ale jestem i nadrabiam xD
OdpowiedzUsuńRozmowa w poprzednim rozdziale bardzo rozbudowana emocjonalnie. Można było wcielić się w Lexi i czuć jej zdenerwowanie i skonsternowanie.
Teraz Lexi wreszcie zawitała do świata wirtualnego. Ten cały "Biały Królik" wydaje mi się być jakąś zasadzką. Kimś, kto udaje przyjaciela, a tak naprawdę chce wyciągnąć tylko informacje. Tak go klasyfikuję, chociaż go w sumie jeszcze nie znam ;)
No ale jakoś w tym opowiadaniu nikomu nie ufam. I chyba Lexi sama sobie też nie może ufać.
Kim do cholery jest ta cała Alicja? Ta tajemnica podkręca atmosferę.
Pozdrawiam!
To dobrze, że nikomu nie ufasz. O to właśnie chodzi. xD Lexi się powinna od Ciebie uczyć. Co do Białego Królika - powiedzmy, że nie jest on ani przyjacielem, ani wrogiem. A kim jest Alicja? Tego dowiesz się dopiero w ostatnich rozdziałach, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli. :3
UsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt :*
Jestem i ja! Kara musiała być, dlatego komentuje dopiero teraz! Wiesz za co, dlatego nie będę się powtarzać! Myślałam, że ten królik-ratownik to będzie jakiś inny uczestnik gry, ale jednak nie. Nie miałam racji, ale może dlatego, że nie doszukiwałam się, aż takich podobieństw z oryginalną Alicją! Nie było mojego ulubionego "Pana ładnego", więc mały minusik z tego powodu! Czekam na kolejny rozdział! Aaaaaa! Zapomniałabym! Będę miała dla Ciebie prezent, ale nic więcej Ci w najbliższym czasie nie zdradzę!
OdpowiedzUsuńTak, kara była okrutna, dlatego wysłałam Ci 14. rozdział przedpremierowo. xD Abyś więcej mnie nie biła. xD Pan ładny pojawi się dopiero za rozdział lub dwa, jeszcze nie jestem pewna. xD Podobieństw z oryginalną Alicją będzie jeszcze sporo, naprawdę sporo, bo w końcu "Alicja w Krainie Czarów" to główna podstawa tej fabuły. ^^ Prezent był przepiękny, bardzo dziękuję :*
UsuńBuziaczki :*
Zaczęłam czytać twojego bloga od niedawna, ale już zdążyłam się zakochać. ♥ Te wszystkie postacie są takie tajemnicze, a jednocześnie intrygujące... Dawno nie pojawiał się Nico, co nie ? Zapadł się pod ziemię czy co ? Od tego czasu w stołówce, kiedy miał powiedzieć kim jest Alicja, zniknął. A może... To on jest Alicją ? Heh. Trudno to rozwikłać, ale o to chodzi. A co do rozdziału to wielki szacun. Jak zwykle ☆☆ cudo. Ten królik. A ja myślałam, że to Casper xD. Ciekawe jak dalej posunie się Alicja ?
OdpowiedzUsuńPisz dalej !!! Życzę dużo weny ( ͡o ͜ʖ ͡o) Czekamy
Nico się pojawi już w piętnastym rozdziale, a właściwie cały rozdział będzie poświęcony jemu. ^^ Mam nadzieję, że będziesz jeszcze tutaj do tego czasu. Liczę, że zakończenie będzie dla Ciebie równie ciekawe i interesujące jak dotychczasowe rozdziały.
UsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt :D
Ale super *-* Świetny blog. Takie to wciągające...
OdpowiedzUsuńNo to mam już lekturę na dzisiejszą noc. Muszę prędko nadrobić rozdziały ;)
Zapraszam: wyczytane-z-obrazu.blogspot.com
Hej, witaj. Mam nadzieję, że rozdziały spodobały Ci się i że jeszcze tutaj zawitasz. Na inne blogi będę wchodzić dopiero po maju po napisaniu matur. Dziękuję za miłe słowa.
UsuńPozdrawiam i życzę wesołych świat. :)
Wróciłam sobie do poprzednich rozdziałów, znaczy pobieżnie dość, bo chciałam jeszcze raz przeczytać list Aarona i tę informację od Alicji. W sumie teraz rozumiem, dlaczego ona mogła przefarbować włosy. Rudy to jednak nie jest tak bardzo spotykany kolor włosów(mam co prawda dwie siostry cioteczne rude i brata ciotecznego, którzy szerzą rudość w rodzinie, no ale jednak) i mógł się faktycznie skojarzyć z Aaronem, który jak wynika z opowiadania lub coś pokręciłam też jest rudawy. Tak, tak i teraz wyskakują te wszystkie memy o tym, że rudy nie ma życia, przyjaciół itd. Gówno ;p. Aaron fajny chłopak i jeszcze lepszy brat. Czarny w sumie to też nie jest dość popularny kolor. Dobra, przechodząc do rozdziału. Ten królik mnie rozbrajał. Nie mogę się bać, jak chce mi się śmiać ;D. W dodatku lubię króliki, są takie futrzaste, takie fajne. Nie psuj mi wyobrażenia na ich temat. I ten słodki królik, który tak mówił:"otwórz drzwi". Tylko te czerwone oczy takie niepokojące. Niby króliki takie mogą mieć, ale to takie dziwne. No i drzwi. Czy musiała wybrać właśnie te? Co by było gdyby wybrała inne? Właściwie to czytałam tylko krótką bajkę o Alicji w krainie czarów, więc nie do końca chyba ją pamiętam i wiem o co chodzi. W każdym razie Alicja chyba tam zła nie była. Tutaj jest. Swoją drogą ciekawa jestem, jak to się zaczęło? W końcu nie mogła komuś od tak kazać coś zrobić... Musiała nastraszyć, musiała sama wziąć w tym udział. Pokazać jakoś swoją obecność. Chyba, że straszyła przez komputer, to już nie musiała. Już widzę tę groźbę:"Przejęłam Twój komputer, nie skorzystasz sobie na nim, ha ha ha". Ja bym się śmiała, jakby okazało się, że ona jest jakimś botem przez kogoś zrobionym ;d. Tylko takim zaawansowanym. Swoją drogą może ona chce pozbyć się ich z tej szkoły, bo coś w niej jest? Czy jedynie zabawić się ludźmi? Psychiką i ich życiem... Bo jeżeli tamta dziewczyna odeszła ze szkoły i ona już jej nie będzie dręczyła, to znaczy, że chodzi jej o szkołę. Chyba, że komuś kazała to zrobić, a ta dziewczyna po prostu jako niewinna padła ofiarą. Cóż ciekawą zagadkę stworzyłaś, trzeba to przyznać. Jednak też niebezpieczną. Może kiedy Lexi dojdzie do rozwiązania, Aaron się obudzi i jej pomoże? No nie wiem. W każdym razie chyba Cię poobserwuję, aby znowu nie zapomnieć o Twoim blogu. Do siebie też zapraszam, jeżeli masz ochotę, o ile jeszcze nie byłaś. Wystarczy kliknąć na mój nich i szybko wyniknie, który to blog z opowiadaniami. Miło by mi było, jakbyś się wypowiedziała. Sama wiesz, jak taki komentarz pomaga. Zwłaszcza z krytyką, ale tylko konstruktywną!:). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie ani Lexi, ani Aaron nie są rudzi. Są blondynami, ale ich włosy mają troszeczkę rudawego połysku. Czy Aaron był fajnym chłopaczkiem? Nie powiedziałabym, ale o tym się jeszcze pojawi wiele informacji w następnych rozdziałach. Jednak masz rację, był (w sumie nadal jest, bo wciąż żyje xD) naprawdę dobrym bratem. Osobowość Królika jest... pokręcona. Rzeczywiście, nie powinnaś się go bać, gdyż on nie jest złą postacią. Inne drzwi były zamknięte, więc musiała otworzyć właśnie te, przy których siedział króliczek. Masz rację, Alicja w oryginalnej książce nie była zła, ale tutaj są zmienione zasady gry. :3 Jak się to wszystko zaczęło? Mam nadzieję, że już za jakiś czas zacznie się pojawiać wytłumaczenie, dlaczego w ogóle została stworzona Gra i dlaczego Alicja ją przejęła. Nie martw się, Alicja nie jest botem ani sztuczną inteligencją. xD Co to, to nie. Jakie są motywacje Alicji niestety nie mogę zdradzić, ale ona ma swój cel, dla którego to wszystko robi. Czy Aaron się obudzi? Jeszcze nie wiem, zobaczymy, co wyjdzie w praniu. Wpadnę do Ciebie zaraz po maturach, bo, cóż, trzeba odwiedzić czytelniczkę piszącą chyba najdłuższe komentarze. ^^
UsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt. :3