wtorek, 20 maja 2014

01. Rozdział pierwszy

Mama patrzy na mnie ze wstrętem i pogardą, a przynajmniej stara się, aby to tak wyglądało. Tak naprawdę cierpi, ale jest zbyt dumna, by się do tego przyznać. Znam na pamięć każdą jej minę, każdy grymas, każdą zmarszczkę, toteż doskonale wiem, co czuje w tej chwili. Przez te parę lat niezwykle się postarzała, a ostatnie wydarzenia odbiły się na jej twarzy, osiadając na zgarbionych barkach. Wiem, że ją ranię, ale nie mam innego wyboru.
— Świetnie! Po prostu świetnie — rzuca w przestrzeń, chwytając kieliszek wina. Nie brzmi to tak, jakby mówiła do mnie, po prostu jest to wypełnieniem tej nabrzmiałej od niewypowiedzianych słów, gęstej i lepkiej ciszy pozbawiającej tchu w piersiach.
Wypija ciemnobordowy płyn duszkiem, z trzaskiem odstawiając szkło na blat w kuchni. Nowo otwarta butelka stoi obok, opróżniona do połowy. Ile jeszcze takich butelek dzisiaj się pojawi na tym stole?
— Jeśli chcesz, to wyprowadź się do ojca! Mnie to nie obchodzi! Jesteś już wystarczająco duża, aby decydować o własnym losie! Tylko potem nie przychodź do mnie z pretensjami!
— Dobrze — mówię cicho, starając się nie trząść jak osika, ale to strasznie trudne zadanie. Każde słowo zdaje się być smagnięciem bata otwierającym po raz kolejny ledwo co zasklepione rany na duszy.
Nie chcę jej zostawiać samej, ale muszę! Odwracam się na pięcie, chwytam walizkę i maszeruję do drzwi. Te kilka kroków zamienia się w moją osobistą zieloną milę z tym wyjątkiem, że nie mam pojęcia, co czeka mnie na jej końcu.
— Jeśli teraz wyjdziesz, to nie masz po co wracać! — krzyczy za mną matka, kiedy już otwieram drzwi. Jej głos przyprawia mnie o dreszcze — piskliwy, nienaturalny, ale pełen uczuć, których nie potrafi okazać.
Na chwilę przystaję, odwracając głowę w jej stronę. Stoi na środku naszego niewielkiego salonu z kolejnym pełnym kieliszkiem, a krótkie, ciemnobrązowe loki sterczą jej w każdą stronę. Jest chuda, wygląda niemal jak kościotrup. Najgorszy widok stanowi jednak jej twarz. Zapadnięte policzki, wykrzywione i spękane wargi, zapuchnięte ciemnoniebieskie oczy z czarnymi cieniami pod nimi. W tym momencie nie mogę sobie przypomnieć, jak wyglądała, kiedy byłam mała. Cały czas przed oczyma miga mi obraz wraku człowieka, jakim stała się teraz i przez to mam coraz więcej wątpliwości co do słuszności decyzji. Lecz potem widzę obraz brata leżącego w śpiączce od dwóch tygodni, a furia ponownie narasta we mnie.
— Żegnaj, mamo — szepczę w jej stronę, odwracając się.
Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, dlaczego musiałam to zrobić i wybaczysz mi, myślę, zamykając za sobą drzwi. Robię dwa kroki, kiedy słyszę trzask pękającego szkła — mama rzuciła kieliszkiem w drzwi — a po nim narastający, wibrujący, zdławiony płaczem krzyk. W przeciągu miesiąca straciła syna i córkę… Nie mogę sobie wyobrazić, co musi przeżywać. Nawet nie chcę tego robić…
Szybko zbiegam po schodach na parter, po czym wsiadam do czekającej na ulicy taksówki, nim zdążę się rozmyślić i wrócić do matki.
Starszy mężczyzna spogląda na mnie w lusterku, uważnie lustrując moją niewielką, zmaltretowaną przez ostatnie wydarzenia postać. Nawet jeżeli zdziwił go widok nastoletniej dziewczyny z walizką w środku nocy, to nie daje tego po sobie poznać.
— Dokąd? — pyta zachrypniętym głosem z hiszpańskim albo portugalskim akcentem.
— Do Burlington, ulica Locust — mówię, zapinając pas.
Mężczyzna unosi brwi w wyrazie zdziwienia, kiedy odwraca głowę w moją stronę.
— Za takie dalekie trasy biorę kasę z góry.
— Połowa teraz, połowa na miejscu — odpowiadam stanowczo, wyciągając plik banknotów z kieszeni, po czym podaję kierowcy.
Ten w zamyśleniu spogląda najpierw na pieniądze, a potem ponownie na mnie. Na jego ustach pojawia się dziwny uśmiech, którym obdarza się szczeniaka, kiedy ten oduczy się sikania na dywan. Nic przyjemnego…
— Mądra dziewczyna — mruczy pod nosem, po czym wrzuca bieg i taksówka włącza się do ruchu ulicznego.
Opieram policzek o zimną szybę, spoglądając za okno, a moje oczy bombardują miliony niekończących się świetlnych błysków. Ciekawe, ile jeszcze kieliszków dzisiejszej nocy zakończy w ten sposób swój smętny żywot, nim mama zaśnie w fotelu zmorzona alkoholową krainą szczęścia, w której nie istnieją problemy dnia dzisiejszego?
W zamyśleniu pocieram niewielki, mosiężny kluczyk zawieszony na łańcuszku na mojej szyi — jedyną rzecz, którą mój brat miał w kieszeni, gdy skoczył. Ostatnimi czasy stało się to moim nawykiem; nieliczną z czynności, które potrafią mnie uspokoić.
Powoli zaczynają zamykać mi się powieki, a głowa staje się coraz cięższa i choć walczę z narastającą sennością, ostatecznie usypiam płytkim, pełnym koszmarów snem. Te koszmary zawsze są takie same, przynajmniej od dnia, kiedy Aaron próbował popełnić samobójstwo. Zawsze śni mi się, jak mój brat balansuje na krawędzi dachu, po czym podnosi głowę w moją stronę. Jego wargi układają się, jakby chciał powiedzieć „kocham cię”, jednak z jego ust nie wychodzi żaden dźwięk, a potem Aaron odchyla się do tyłu i spada. Za każdym razem ja spadam razem z nim… Jesteśmy jednym i tym samym ciałem. Nim docieram do ziemi, budzę się cała zlana potem.
Chwilę przysłuchuję się audycji w radiu, gdzie jakiś mężczyzna monotonnym głosem opowiada o korkach, lecz potem pada godzina: 23.15, a moja głowa mimowolnie się podnosi, wypatrując za oknem oznak jakiejś zmiany. Myślałam, że skoro całe moje życie zmieniło się diametralnie, to również świat jakoś odczuje tę zmianę, ale krajobraz pozostaje dokładnie taki sam jak trzysta kilometrów wcześniej czy pięćdziesiąt kilometrów dalej, zupełnie obojętny na ludzkie historie. Według Google Maps powinnam znaleźć się pod domem ojca koło północy, a o dziewiątej rano iść na pierwszą lekcję, ale o tym już Google Maps nie mogło wiedzieć.
Pocieram dłonią zroszony potem kark, a pomiędzy palcami plączą się moje złote pasma, tak podobne do włosów brata. Zawsze wszyscy myślą, że jesteśmy bliźniakami, choć dzieli nas różnica dziesięciu miesięcy, ponieważ jesteśmy podobni do siebie jak dwie krople wody. Te same złoto-rude włosy i delikatne rysy twarzy. Ten sam odcień skóry, ten sam kształt ust. Jedyną widoczną różnicą są nasze oczy — Aaron miał… ma ciemnoniebieskie po matce, a ja odziedziczyłam butelkową zieleń ojca. No, jest jeszcze blizna na jego prawej ręce.
Wyciągam pognieciony list z torebki, ponownie czytając każdą linijkę, choć znam go już na pamięć. Niektóre słowa stanowią teraz bezkształtne rozmazane plamy czarnego tuszu na białym papierze — znaki mojej słabości, ale również obietnicę daną całemu światu. Dowiem się prawdy i zemszczę za cierpienia mojego brata.
— Gdzie mam się zatrzymać? — Do mojej świadomości wdziera się zachrypnięty głos kierowcy i dopiero teraz dostrzegam, że taksówka zatrzymała się przy krawężniku.
Jakieś trzysta metrów dalej dostrzegam fasadę domu mojego ojca oraz ogradzający go płot. Wszystko wygląda dokładnie tak, jak to zapamiętałam, choć byłam tu tylko raz, niemal osiem lat temu.
— Tu jest dobrze — mówię, podając kierowcy resztę banknotów. — Dziękuję — dorzucam, ale mężczyzna już mnie nie słucha, zbyt zajęty przeliczaniem pieniędzy.
Wysiadam z samochodu i wyjmuję dwie walizki z bagażnika, a kiedy zamykam klapę, taksówka momentalnie odjeżdża, znikając za rogiem. A ludzie się dziwią, że tyle osób nagle znika, myślę, kiedy kieruję się w stronę domu ojca. Spoglądam na wyświetlacz komórki, a moje oczy muszą się chwilę przyzwyczaić do nagłego światła, nim udaje mi się rozpoznać cyfry. Jestem piętnaście minut za wcześnie; ona nie będzie zadowolona. Wzdycham i naciskam dzwonek. Po minucie w pokoju na parterze zapala się światło, po czym drzwi się otwierają, a w plamie światła staje pulchny mężczyzna po czterdziestce. Biały podkoszulek opina jego zaokrąglony brzuszek, a niebieskie dresy szurają po ziemi, niemal całkowicie zakrywając kapcie.
— Lexi! — mówi podniesionym głosem, zbiegając na podwórko, aby otworzyć mi bramę.
Już po chwili znajduję się w jego nieporadnym uścisku. Wyczuwam od niego zapach wiśniowego płynu do kąpieli, dokładnie taki sam, jaki pamiętam z dzieciństwa. Delikatnie, ale i stanowczo wysuwam się z jego ramion, by zaznaczyć, że nic się nie zmieniło przez ten czas. Nadal nie wybaczyłam mu tego, co zrobił. Twarz mężczyzny krzywi się nieznacznie, więc aby to ukryć przede mną, schyla się i łapie za rączkę jednej z walizki.
— Myślałem, że przyjedziesz tu z przynajmniej dziesięcioma takimi walizkami, jak to zwykle dziewczyny w twoim wieku robią...
— Cóż, ty doskonale wiesz, ile walizek zabierają dziewczyny w moim wieku, kiedy wprowadzają się do czyjegoś domu — mruczę lodowato, a mój ojciec się zapowietrza. Nic więcej już do mnie nie mówi, za co jestem mu wdzięczna.
Nagle w drzwiach staje młoda kobieta, niewiele starsza ode mnie, a jej olbrzymi brzuch ciążowy ciasno okrywa biały szlafrok. Rzuca mi wściekłe spojrzenie, zaciskając wargi w wąską linię. Ma ochotę coś powiedzieć, jednak odwraca się tylko na pięcie, a następnie znika we wnętrzu domu. Czuję za plecami, jak pierś ojca faluje, kiedy zmęczony wzdycha, spoglądając za znikającą kobietą.
— Musisz jej wybaczyć — mówi, kiedy zamknąwszy za nami drzwi, przekręca zasuwkę. — Ostatnie wydarzenia mocno na nią wpłynęły, a w jej stanie nie może się stresować. Zobaczysz, za niedługo przyzwyczai się do ciebie, Lexi.
Ja chyba nigdy nie przyzwyczaję się do niej, mruczę w myślach, ale nie wypowiadam tego na głos, by nie dolewać oliwy do ognia, choć już i tak ktoś podlał go benzyną.
— Twój pokój jest na górze. — Kładzie dłoń na moim ramieniu, a ja momentalnie odsuwam się od niego. Wbiegam po schodach, ciągnąc za sobą walizki.
Do ostatniego schodka czuję na sobie jego zranione spojrzenie. Rozglądam się po drzwiach, aż dostrzegam dwie tabliczki naprzeciwko siebie. Jedna z nich ma kolor ciemnowiśniowy i znajduje się na niej moje imię. Co za tandetny sposób zaznaczenia mi, gdzie moje miejsce. Wyciągam rękę, z niesmakiem odwracając tabliczkę napisem do drzwi. Potem spoglądam na drugą stronę i widzę bardzo podobny kawałek drewna, ale tym razem pomalowany na niebieskozielony kolor, głoszący „Aaron". Chwilę przypatruję się temu krótkiemu słowu, po czym drżącą dłonią naciskam klamkę, znikając we wnętrzu swojego nowego pokoju. Nawet nie zapalam światła, jedynie kładę walizki na podłodze, wyciągając piżamę oraz kosmetyczkę.
Kiedy ponownie wychodzę na korytarz, dolatuje mnie wściekły, piskliwy szept kobiety oraz spokojnie odpowiadający jej głos mojego ojca.
— Doprawdy, nie powinieneś się na to zgadzać!
— To moja córka, Melisso. Co miałem niby powiedzieć?
— Cokolwiek! — krzyczy trochę głośniej, niż zamierzała, po czym ponownie zniża głos do szeptu. — Najpierw jej brat, teraz ona! Ta dziewczyna to chodzące kłopoty, szczególnie, że jest córką swojej matki... Zobaczysz, że nie minie miesiąc, jak doprowadzi do katastrofy.
— Jeśli tak się stanie, to odeślę ją do matki — obiecuje ojciec i słyszę, jak zamyka za sobą drzwi do sypialni.
Przechodzę na palcach do łazienki, przekręcając kluczyk za sobą. Przebieram się w piżamę, po czym wyciągam szczoteczkę do zębów, kiedy we wnętrzu kosmetyczki miga mi jakaś tubka. Grzebię w środku, aż odnajduję czarną farbę do włosów... W jednej chwili podejmuję decyzję.
Godzinę później moje włosy mają kolor bezksiężycowej nocy, a ja wpatruję się, jak czarne krople rozpływają się w bezbarwnej wodzie, znikając wewnątrz odpływu. Wychodzę z łazienki i wracam do mojego pokoju, w moim nowym „domu”, jednak, kiedy próbuję zasnąć, nie potrafię. Podnoszę się z łóżka, chwiejnym krokiem wychodząc na korytarz. Ręka drży, kiedy pociągam za klamkę do pokoju Aarona. Moje oczy zdążyły się już przyzwyczaić do ciemności, więc udaje mi się dostrzec zarys łóżka, biurka i plakaty wiszące na ścianach. Pokój zwykłego nastolatka, ot co, nic więcej. Więc dlaczego Aaron tak bardzo się zmienił, że aż posunął się do samobójstwa? Co wydarzyło się w jego życiu?
Siadam na materacu, który z głośnym skrzypnięciem ugina się pod ciężarem ciała. Nie potrafię opanować drżenia dłoni, więc machinalnie sięgam do wisiorka. Odpinam zasuwkę i chwytam łańcuszek w dwa palce, a kluczyk mieni się rdzawym brązem, kiedy padają na niego promienie księżyca. Nagle wisiorek wysuwa mi się z palców, spadając na ziemię. Momentalnie upadam zaraz za nim, grzebię ręką pod łóżkiem w poszukiwaniu zawieszki, co nie jest proste, szczególnie że jest całkiem ciemno. Moja ręka przypadkiem natrafia na jakąś papierową kulkę, koło której leży kluczyk, więc wyciągam obie rzeczy. Ponownie zapinam łańcuszek, by go nie zgubić, po czym rozkładam kartkę i wyjmuję telefon ze stanika (najlepszy schowek, jaki kiedykolwiek wymyśliły kobiety). Kiedy telefon rozjaśnia się bladym, chorobliwym światłem moim oczom ukazuje się notatka:
„Aaronie! Przestań JEJ szukać! ONA zniszczy całą naszą pracę. Królicza Nora przestanie istnieć! Czy tego właśnie chcesz?! Uwierz mi. Alicja to zupełnie inna liga niż ty czy ja… Zostaw tę sprawę w spokoju, nim ktoś jeszcze ucierpi!”
A poniżej tej notatki ktoś dodatkowo dopisał fioletowym tuszem: 
„Uwierz jej. Nie chcesz ze mną zadzierać. Wykonuj moje polecenia, a nikt nie dowie się o twojej zbrodni…”
Siedzę jeszcze przez dłuższą chwilę na podłodze, wpatrując się uporczywie w kartkę, jakby jakimś magicznym sposobem mogły pojawić się na niej dodatkowe słowa. Niestety, ku mojemu oczywistemu rozczarowaniu kartka pozostaje taka sama, co dziesięć sekund temu, minutę czy godzinę wcześniej. Pytania piętrzą się coraz bardziej, a odpowiedzi na nie jak nie było, tak nie ma, ale już niedługo. Zamierzam dowiedzieć się prawdy za wszelką ceną.

Nawet jeśli ceną byłoby moje własne życie…

10 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem jakiej zbrodni dopuścił się Aaron? Czym jest królicza norka i kurcze co właściwie się dzieje, poza tym ładnie przedstawiasz odczucia bohaterki jeśli chodzi o tragedię jaka ją spotkała,Nie wyobrażam sobie by moją siostrę coś takiego spotkało. Przypuszczam, że zrobiła bym to samo co Ali ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbrodnia Aarona wyjdzie dopiero za kilkanaście rozdziałów; jeszcze trzeba trochę poczekać na rozwiązanie tej zagadki. Dziękuję za słowa uznania, choć, szczerze mówiąc, muszę jeszcze nad tym pracować. Czasem ciężko mi uzmysłowić sobie te wszystkie uczucia, a najlepsze teksty to e, w których czytelnik czuje to samo, co bohater, tak więc... Jeszcze mnóstwo pracy przede mną.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Znalazłam Twój blog przez Katalog Euforia i kurcze wciągnęło mnie :D
    teraz tylko musze nadrobić rozdziały by być na bierząco :D
    masz świetny styl pisania :D
    z niecierpliwością idę dalej *.*

    http://coraciemnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że znalazłaś moją Alicję. I to przez KE, gdzie "pracuję". Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań w dalszych rozdziałach oraz, że zostaniesz z nami dłużej.
      Pozdrawiam, Amnesia :3

      Usuń
  3. Już nie lubię tej całej Melissy, napisałabym coś o niej, ale nie wypada... Tfu, co ja pierdziele. Głupia flądra. To, że jest w ciąży, nie usprawiedliwia jej zachowania! Ten cały Aaron to jakaś jedna wielka niewiadoma. Jakieś samobójstwo, jakieś dziwne notatki po łóżkiem... Ach, chcę wiedzieć więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dowiesz się, ale w swoim czasie. A Melissa wcale nie jest aż taka zła xD W tym opowiadaniu naprawdę nie radzę zakładać, że ktoś jest taki, a nie inny, bo później może się okazać, że jest właśnie taki, jakiego charakteru nigdy byśmy nie założyli xD (masło maślane, ale kit z tym. Jestem po 4 godzinach uczenia się matmy, mam prawo nie myśleć... xD)
      Lofciam <3

      Usuń
  4. Troszkę zaskoczyła mnie ta przeprowadzka. Zostawiła mamę, tak bez chyba większego wytłumaczenia. Nawet żadnej obietnicy: będę dzwonić codziennie czy coś... Jej matka nie wydaje się być kobietą, którą Lexi nienawidzi, nie lubi czy coś, dlatego nie rozumiem, czemu tak chłodno ją potraktowała. Podobnie z ojcem. Mimo, że ma do niego żal, to wprowadziła się do niego, a mimo wszystko strzela fochy jak rozkapryszone dziecko. Nikt jej tu siłą nie trzyma. Myślę, że pomimo celu, który chce osiągnąć, to jednak powinna zostawić jakieś resztki godności i być może na siłę się uśmiechnąć. Reakcja macochy, jak i Lexi na nią, jest odpowiednia, mogą siebie nie lubić i tu wszystko w porządku. Cały czas ciekawi mnie ta gra, nie mogę się doczekać, aż w końcu coś się o niej dowiem. Może Aaron zrobił błąd, ktoś to widział i aby nie zostało wydane musiał coś dla nich zrobić? No nie wiem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lexi musiała zostawić mamę. Dla niej była to ciężka decyzja - jednak jej chęć odkrycia prawdy była silniejsza. Relacje rodzinne Lexi są bardzo trudne... Nie zdradzę jeszcze dlaczego również z matką, a nie tylko z ojcem, ponieważ to wszystko wyjdzie na jaw w późniejszych rozdziałach. Przeszłość Lexi wypływa na jej zachowanie - dziewczyna nauczyła się nie ufać ludziom, nawet tym najbliższym. Jej relacje pozostają chłodne, ponieważ sądzi, że dzięki temu będzie mogła się ochronić.
      W tych początkowych rozdziałach istota Gry dopiero się pojawia, dopiero w późniejszych rozdziałach zaatakuje z pełną siłą xD
      Pozdrawiam Amnesia

      Usuń
  5. Hm, no tak, stary numer. Znalazłam odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie o bliźnięta. Przepraszam, ta moja niecierpliwość. Kiedy historia wciągnie, od razu chciałoby się wiedzieć jak najwięcej.

    Zaczęłam się śmiać, kiedy ojciec mówi do Lexi, że musi jego partnerkę zrozumieć, że ta ma ciężko i w jej stanie nie powinna się denerwować... Mówi do córki, która dwa tygodnie temu właściwie straciła brata - najpewniej również jego syna, chyba że o czymś nie wiem - ich rodzina znajduje się w stanie rozbicia... ale wiadomo, że nowa kobieta w życiu jest ważniejsza od poprzedniej. Niemniej jednak boli ta obojętność, zarówno ze strony ojca, jak i Lexi. Odrobinę niedojrzale z jej strony, lecz czego się tu spodziewać po dziewczynie po takich przejściach.
    Mnie akurat przeprowadzka się podoba, może samotność ukoi i podratuje złamane serce matki...
    Tyle że nie mogę przeboleć tego farbowania... Złote włosy na czerń, ach, dlaczego...? *wygina usta w podkówkę* Zdaję sobie sprawę, że to nowy etap w życiu, początek ścieżki imieniem Zemsta, ale ja luuubię pomarudzić... ;)

    Mam kolejne pytanie spoza programu: jak dużo rozdziałów przewidujesz?

    ~Kya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wciągnęła Cię historia. Nawet nie wiesz, jaki to miód dla moich uszu usłyszeć takie słowa xD
      Hm... W mojej Alicji bardzo ważne są relacje rodzinne. Zobaczycie tutaj wiele zachowań, wiele rodzinnych, codziennych "gwiazdeczek", więc nie radzę tak szybko oceniać czyjegoś zachowania. Również wątek relacji Lexi-matka nie został jeszcze definitywnie zamknięty, kiedyś pojawi się jeszcze coś, co może troszeczkę zmienić wasze spojrzenie na tę osobę.
      Lexi włosy pofarbowała z dwóch przyczyn: pierwsza to, żeby wyładować się, dać fizyczny objaw rozpoczęcia "nowego" etapu życia skupiającego się na poszukiwaniu zemsty, natomiast drugim powodem jest praktyczność jej myślenia. W blondzie łatwiej byłoby ją skojarzyć z Aaronem, a ostatecznie w szkole jest incognito xD
      Co do rozdziałów, to, hmmmm... nie wiem xD Przewiduję około 35-40 rozdziałów, ale nigdy nie wiadomo, na ile te przewidywania się sprawdzą. Ogółem te dwanaście rozdziałów, które się ukazały do tej pory, to dopiero wierzchołek góry lodowej - w miarę mijania kolejnych dni (SPOILER! wiem dokładnie, ile ta przygoda będzie trwała w dniach. xD Jest to dokładnie przeze mnie zaplanowane :3 KONIEC SPOILERA) sytuacja coraz bardziej będzie się zagęszczać i zagęszczać, aż w końcu pęknie ta cienka granica pomiędzy normalnością a szaleństwem. I właśnie na to liczę xD
      Mam nadzieję, że choć trochę rozjaśniłam niektóre kwestie. Czekam z niecierpliwością na kolejne Twoje pytania :3
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń