Rano budzi mnie niemiłosierne pulsowanie
mające swoje źródło w karku, przepływające szczypiącymi falami wzdłuż prawego
ramienia, paraliżując całą rękę — od barku po koniuszki palców. A wszystko to
jest wynikiem spaniem w niewygodnej pozycji. Przeciągam się, a kartka spada z
moich kolan, sfruwając na podłogę. Teraz, w świetle dziennym mogę dostrzec o
wiele więcej szczegółów pokoju niż wczoraj. Na ścianie wiszą plakaty ACDC oraz
Metalliki — dwóch ulubionych zespołów mojego brata — a pomiędzy nimi, zaraz
koło łóżka, znajduje się najbardziej niepasujący do reszty plakat, a właściwie
skradzione ogłoszenie o koncercie Ludovico Einaudiego. Uśmiecham się na ten
widok i z przyzwyczajenia pocieram kluczyk zawieszony na mojej szyi. To mój ulubiony
wykonawca, a sam plakat pochodzi z koncertu, na który zabrał mnie Aaron niecałe
dwa lata temu.
Pamiętam, jaka wściekła była mama,
kiedy brat podjechał do nas, oświadczając, że porywa mnie na trzy dni.
Początkowo nie chciała się zgodzić, bo to w końcu był tydzień szkolny, ale
Aaronowi udało się jakoś namówić mamę, informując ją, że to prezent
niespodzianka na moje szesnaste urodziny. I tak też pojechaliśmy sobie w świat,
a dokładniej do Waszyngtonu. Myślę, że to były najbardziej niesamowite,
najzabawniejsze trzy dni w moim życiu. Zwiedziliśmy Kapitol, który dziwnym
trafem kojarzył mi się tylko z książką „Igrzyska Śmierci”, z czego Aaron śmiał
się chyba przez całe zwiedzanie budynku, ściągając na nas zdziwione spojrzenia
zwiedzających oraz ochrony. Zobaczyliśmy również Biały Dom, Pentagon oraz
obowiązkowe punkty w programie, czyli Pomnik Lincolna oraz Pomnik Waszyngtona,
a wieczorem…
A wieczorem Aaron przyniósł do mojego
pokoju hotelowego torbę i oznajmiając, że mam się przebrać, natomiast on
zaczeka na mnie na korytarzu. Zdziwiona i zaciekawiona zajrzałam do środka
pakunku, wyciągając uroczą, jasnobłękitną suknię wieczorową. Kiedy już
przebrałam się i wyszłam z pokoju, Aaron ubrany w czarny smoking czekał pod
drzwiami, dokładnie tak jak zapowiedział.
— Myślę, że ten kolor pasuje do
ciebie idealnie — powiedział rozbawiony, podając mi ramię, które złapałam z
szerokim uśmiechem. — Idziemy?
— Dokąd tylko zechcesz — odparłam,
spoglądając w jego radosne oblicze. Nigdy nie kochałam nikogo tak bardzo, jak
mojego brata, nawet rodziców; i nigdy nie czułam, że ktoś mógłby mnie kochać
bardziej niż mój słodki, niewinny starszy brat.
W czasie występu, kiedy oczarowana
przyglądałam się i przysłuchiwałam grze mojego mistrza, Aaron nachylił się nad
moim uchem, łaskocząc mą skórę swym ciepłym oddechem.
— Wszystkiego najlepszego, Lexi —
szepnął, całując mnie w policzek, po czym odsunął się ode mnie, by przez resztę
występu przyglądać się wraz ze mną, jak palce Ludovico Einaudiego delikatnie
przemykają po klawiszach, głaszcząc je i dopieszczając, zupełnie jakby były
żywymi istotami.
Dlatego właśnie uwielbiam ten rodzaj
muzyki; przez sposób, w jaki potrafi wywołać u człowieka emocje i ukazać jego
prawdziwą naturę…
Telefon sygnalizuje wibrowaniem w
mojej skrytce, że została mi niecała godzina do rozpoczęcia zajęć. Sięgam po
kartkę leżącą na podłodze i przechodzę do drzwi. Spoglądam po raz ostatni tego poranka
na pokój mojego brata, wdychając ciągle unoszący się tutaj delikatny zapach
chemikaliów, zmieszanych z wanilią, pochodzący prawdopodobnie ze ściereczek,
którymi Melissa ściera kurze. Zamykam za sobą drzwi, po czym przechodzę do
mojej sypialni.
Niewypakowana walizka dalej stoi na
środku pomieszczenia, ale jakoś nie obchodzi mnie to zbytnio. Wyciągam z jej
wnętrza luźny, biały podkoszulek oraz ciemne spodnie, nie przywiązując zbytnio
uwagi do tego, jak „zaprezentuję” się w pierwszym dniu szkoły. Zupełnie nie
przejmuję się powszechnym zwyczajem robienia ze szkoły osobistego pokazu mody,
tak jak i olewam nakładanie na twarz makijażu. Przebieram się w pokoju,
następnie wyciągam z bagażu swoją starą, szarą, materiałową torbę szkolną, na
której roi się od różnokolorowych napisów i zabawnych rysunków. Za każdym
razem, gdy spotykałam się z Aaronem, brat dorysowywał coś lub dopisywał na
mojej torbie parę słów, przez co teraz, po latach użytkowania, jest niemal
zapełniona na każdym skrawku materiału. Ja natomiast gryzmoliłam na jego butach
lub podkoszulkach dla zabicia czasu, co on nazywał żartobliwie „zemstą
białogłowej”. Całkowicie bez sensu, ale co zrobić? Tacy już byliśmy. Tak
wyglądało nasze życie, może nie szczęśliwe, ale całkiem znośne i zabawne życie.
Schody trzeszczą pod moimi nogami,
gdy schodzę na parter, a Maleficent, alians „Melissa”, wystawia pokrytą
utlenionymi włosami głowę z salonu, spoglądając na mnie zmrużonymi,
ciemnobrązowymi oczyma. Jej twarz krzywi się, kiedy dostrzega moje
przefarbowane włosy, ale nic nie mówi na ten temat, choć widzę, że ma na to
olbrzymią ochotę.
— Śniadanie — syczy tylko, a ja kiwam
głową i maszeruję za nią do pokoju.
Jakoś nie chciałabym zaczynać tego „uroczego” dnia od kłótni z macochą.
Przy stole siedzi już dziewczynka w
różowej chustce na głowie, jedząc płatki z mlekiem. Siadam po drugiej stronie
stołu jak najdalej od Maleficent i jednocześnie na wprost dziewczynki. Uśmiecha
się do mnie słodko szczerbatym uśmiechem, kontynuując przerwaną przed chwilą
rozmowę z mamą. Ciemnobrązowe włoski wymykają się z chustki, delikatnie
łaskocząc zarumienioną twarz dziewczynki. Jej rączka zauważalnie drży przy
podnoszeniu sztućca, gdy nagle łyżka wypada z jej dłoni i z metalicznym
brzękiem ląduje na ziemi.
— Przepraszam — mruczy pod nosem.
Jej matka podnosi łyżkę,
przytrzymując swój olbrzymi, ciążowy brzuch i z cichym westchnieniem bólu idzie
do kuchni, by po chwili powrócić z nowym sztućcem. Nie mówi ani słowa, jedynie
głaska uspokajająco córkę po głowie. Dziewczynka ma niecałe dziewięć lat,
dokładnie tyle samo, co rozwód moich rodziców. Po części to właśnie ona i jej
matka były odpowiedzialne za rozpad mojej rodziny przed laty…
— Podobała ci się tabliczka na
drzwiach? — Wyrywa mnie z zamyślenia piskliwy, dziecięcy głos mojej przyrodniej
siostry.
Okręca głowę w moją stronę i uśmiecha
się jeszcze szerzej, starając się słuchem określić, co teraz robię. Maleficent
wkłada łyżkę w wyciągniętą dłoń dziewczynki, a ona uśmiecha się do matki, drugą
ręką odnajdując talerz, po czym nabiera mleka na łyżkę i podnosi ją do ust.
— Trochę mama mi pomagała, ale ja
wybrałam kolory, które pasują do ciebie najlepiej.
— Tak, widziałam. Jest prześliczna —
odpowiadam mechanicznym głosem, nie spoglądając w jej kierunku.
Czuję się lekko… zawstydzona
wczorajszym mentalnym komentarzem pod adresem tabliczki i martwię się, że
dziewczynka wyczuje, o czym myślę.
— Siostrzyczka Lexi zawsze kojarzyła
mi się z różą — mówi, zupełnie nie przejmując się mym tonem, choć na pewno
dosłyszała zakłopotanie w moim głosie. Tego jestem pewna. — Ochrania się
kolcami, by nikt nie mógł jej zranić, ale jak już się ją pozna, to okazuje się
niesamowicie ciepłą i wspaniałą osobą. A poza tym jest taka piękna!
Podnoszę na nią wzrok, nagle
zakłopotana jeszcze bardziej niż wcześniej. Widziałyśmy się zaledwie kilka razy
w ciągu całego jej życia i za każdym razem nie okazywałam jej aż takiej
sympatii, by teraz mogła opowiadać tak miłe rzeczy na mój temat. To zawsze
Aaron rozbawiał i ją, i mnie. Nasz kochany Aaron…
— Braciszek Aaron jest zupełnie inny
— kontynuuje, od czasu do czasu zajadając się kolejną łyżką płatków. —
Przypomina mi morze, jest taki spokojny, delikatny. Zawsze opowiada mi bajki do
snu. Przy nim czuję się tak, jakbym unosiła się na wodzie…
— Wystarczy! — przerywa jej kobieta,
przypadkowo strasząc przy tym dziewczynkę. — Myślę, że nie możemy dłużej
przeszkadzać Lexi, ponieważ spóźni się do szkoły — mówi słodkim głosem, jednak
spogląda na mnie z naciskiem, czego nie może w żaden sposób dostrzec jej córka.
— Pożegnaj się, Joyce.
— Pa pa, Lexi… Kiedy wrócisz,
poczytaj mi bajkę — woła wesoło, machając rączką, a jej matka pomaga wstać
dziewczynce, wyprowadzając ją do innego pokoju, zanim zdążę cokolwiek
odpowiedzieć.
Czekam jeszcze chwilę w salonie, aż
zjawia się blondwłosa kobieta. Patrzy na mnie zimnym wzrokiem, ale wyczuwam w
niej zmęczenie. Nieuleczalna choroba jej córki, ciąża z kolejnym dzieckiem,
próba samobójcza pasierba oraz kolejny problem, czyli opieka nad pasierbicą —
wszystko to sprawia, że wygląda na bardzo zmęczoną życiem, młodą kobietę i w
pewnej chwili nawet żałuję jej, ale potem przypominam sobie, że to w końcu ona
wparowała w nasze szczęśliwe życie z buciorami, odebrając mi ojca, a mojej
matce męża.
— Coś ty zrobiła ze swoimi włosami?!
— pyta się mnie, siadając na kanapie i oddychając głęboko. Głaska się po
brzuchu, mrucząc pod nosem imię ich następnego dziecka. — Jak twój ojciec to
zobaczy…
— Nic mu do moich włosów — przerywam
jej pośpiesznie, wstajęąc od stołu.
Zanoszę swój talerz, choć i tak jest
czysty, bo nie udało mi się nic przełknąć, do kuchni, po czym wkładam go do
zlewu. Kiedy wracam, macocha nadal siedzi w fotelu, obserwując mnie bez słowa.
— Wychodzę do szkoły — mruczę
niepewnie, ponieważ nie mam pojęcia, co innego mam powiedzieć. Maleficent nic
nie odpowiada, jedynie przymyka oczy i zmienia pozycję na bardziej wygodną dla
jej ciążowego brzucha.
Stoję już w drzwiach, kiedy słyszę
jeszcze niewyraźną odpowiedź macochy:
— Nie zrób nic głupiego…
Zamykam za sobą drzwi, spoglądając w
niebo na przemykające powoli po nieskończonym błękicie białe, pierzaste
obłoczki. Moją twarz owiewa delikatny, marcowy wiaterek, przypominając te
niezliczone razy w dobrych czasach, kiedy kładliśmy się z Aaronem na trawie w
parku, odgadując kształty chmur i naśmiewając się przy tym do rozpuku, kiedy
ktoś „zobaczył” coś dziwacznego. Tamte czasy odeszły daleko stąd, tak daleko,
że ich wspomnienia są jak zamazane, powycierane stare zdjęcia… Obawiam się, że choćbym
nie wiem, jak tego pragnęła, już nigdy nie powrócą…
Pierwszy dzień w nowej szkole zawsze
jest trudny, ale kiedy wiesz, że jakiś obecny tu człowiek ma informacje na
temat samobójstwa twojej ukochanej osoby, to ten dzień staje się doprawdy
nieznośny. Tłumy różnorodnych osób mijających cię na korytarzu; niezliczone
ilości dźwięków bombardujących uszy; różnorakie, jaskrawe i pastelowe, jasne
czy ciemne kolory ubrań; setki zapachów uderzające w twoje nozdrza z siłą
torpedy…
Takie coś nie najlepiej współgra z
moją aspołeczną naturą, przez co w starej szkole ciągle spinałam się i
rozglądałam po korytarzach, nie za bardzo wiedząc, gdzie zatrzymać wzrok. Wyglądałam
jak wystraszony kurczak, a to spinało mnie jeszcze bardziej. Wkurzające błędne
koło…
Jestem przerażona, zanim w ogóle wejdę
do środka. Siadam na ławce na zadbanym placyku przed szkołą, przyglądając się
budynkowi. W sumie wydaje się całkiem przyjemny — w zamkowym stylu, ze ścianami
w odcieniu jasnej cegły i olbrzymimi oknami w białych okiennicach. Dostrzegam
jeszcze, że na dachu znajduje się ogród zimowy oraz obserwatorium
astronomiczne, jak na prywatną szkołę dla bogatych dzieciaków przystało.
Krzywię się i odwracam wzrok, spoglądając na swoje ręce. To właśnie z tego
dachu mój brat próbował odebrać sobie życie. Na samą myśl, że przez najbliższe
trzy miesiące będę mijać na korytarzu osobę, albo nawet siedzieć z nią w jednej
ławce, przez którą Aaron jest teraz w śpiączce, narasta we mnie wściekłość.
Zaciskam dłonie w pięści, podnosząc
głowę. Mrużę oczy w geście determinacji, wstaję z ławki i równym, pewnym siebie
krokiem wchodzę do szkoły…
Hej, hej! Jestem twoją czytelniczką już od kilku tygodni, ale wcześniej nie miałam możliwości skomentowania żadnego posta, a teraz mam, więc jestem. ;> Pomysł uważam za naprawdę ciekawy i każdy rozdział bardzo mi się podoba. Bardzo intryguje mnie sprawa Aarona i ogólnie rzeczy z nim powiązane. Opis opowiadania bardzo zachęca do czytania i nie mogę się doczekać kontynuacji. ;)
OdpowiedzUsuńNo siemka ;). Na początku miałam problem z tymi komentarzami, ale na szczęście kolega mi pomógł z tym i jest git! Dziękuję za słowa uznania, bardzo mnie cieszy Twoja opinia. O Aaronie będzie jeszcze sporo wzmianek, bo w końcu to on jest głównym powodem tej historii xD.
UsuńMam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej.
Pozdrawiam :D
Violet!
OdpowiedzUsuńJak się cieszę, że można komentować (chyba dawno tu nie wchodziłam, bo jak na początku, przy pierwszym rozdziale widziałam, że się nie da!). Ogólnie mam do Ciebie prośbę! The-tempest nie chce mi się za cholerę załadować! Próbowałam jeden raz, drugi i dziesiąty, no i nic. Mogłabyś mi wysłać na mojego majla (wiesz, jaki ;)) zaległe rozdziały. Byłabym bardzo wdzięczna. ^^
No, ale przechodząc do tego rozdziału.
Twoja stała czytelniczka musi w końcu skomentować notkę. ^^
Ogólnie dziwię się i otwieram oczy szeroko, że piszesz w takim czasie. No ja bym musiała posiedzieć jakiś czas nad tym, a Tobie z taką łatwością (mam nadzieję) to przychodzi. No tylko aplauz!
To jest całkowicie inne niż Twoja Burza. Taki powiew świeżego powietrza. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że poznam Twój styl w różnych odsłonach. Ciągle mnie zaskakujesz!
Haha, wchodzę już na czwarty blog (głównie czytelniczek Poznać Przeznaczenie) i widzę tam motyw z Michaelem Ortegą! Świetne ma kompozycje, prawda? ;D
Polubiłam główną bohaterkę (musisz napisać z 7 rozdziałów, żebym zapamiętała jej imię XD). Ta Maleficent (co z początku przeczytałam Minecraft, no co ja mam z tym ;]]) jakaś taka bez wyrazu. Kojarzy mi się z zombie, które umie mówić. I tyle. A ta mała. Ciekawa jestem, cóż to za choroba.
Przedostatni akapit jest świetny. To znaczy ostatnie zdania tegoż akapitu. No cudo!
Czekam na następne rozdziały i błagam, podeślij mi te zaległe notki z Burzy! ;'((
Pozdrówki, całusy i ściski! ^^
Hej słoneczko! Dziękuję ci bardzo za komentarz i przepraszam że mój taki krótki, ale cięcia kosztów... Sama rozumiesz. Wakacje spędzane na wsi bez internetu, tylko tyle co telefonik łaskawie da... Burzę prześlę ci jak tylko wrócę do domciu czyli 1 września wraz z nowym rozdziałem :-) Mam nadzieję że wytrzymasz do tego czasu... Pozdrowionka, CreativeViolet
UsuńJasne, że wytrzymam! To czekam z niecierpliwością. ^^
UsuńWybacz, że komentuję dopiero teraz, mimo że wszystko już przeczytałam dawno temu, jednak musiałam usiąść do komputera, z komórki robi się to strasznie niewygodnie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Aaron wybudzi się z tej śpiączki. Bardzo go polubiłam ze wspomnień Lexi. A i siostrę przyrodnią Lexi też. Urocza dziewczynka. Ciekawe co jej jest.
Za to macocha od razu wzbudziła u mnie niechęć. Jakby uważała, że wszyscy muszą się dookoła jej kręcić, bo to ona ma najgorzej.
Pozdrawiam
Dziękuję za komentarze :*
UsuńNie masz się o co bać, bo na każde z Twoich pytań odpowiem w swoim czasie, hihi :D I masz rację co do macochy Lexi - ale o niej będzie dokładniej wyjaśnione za parę rozdziałów.
Pozdrowionka i do spisania
Bardzo podoba mi się ta więź pomiędzy Aaronem i Lexi. On zachowywał się jak prawdziwy starszy brat, troszczył się i widać, że ogromnie kochał siostrę. Jestem ciekawa co spowodowało, że targnął się na własne życie? Oraz czy rzeczywiście było to samobójstwo czy ktoś go na przykład zepchnął?
OdpowiedzUsuńTa mała to naprawdę inteligentna dziewczynka nieźle potrafi oceniać ludzi, ale o ile dobrze zrozumiała to jest poważnie chora?
Ta macocha strasznie wredna jest i zdecydowanie jej raczej nie polubię.
Dziękuję za komentarz. Masz rację, Joyce jest chora, ale na co - pojawi się dopiero później. Co do macochy to tutaj pokazałam tylko jej jedno oblicze. W dalszych rozdziałach Melissa będzie ukazywała swoje inne, może mniej lub bardziej wredne, oblicza.
UsuńPozdrawiam, Amnesia
Podoba mi się jak przedstawiasz tęsknotę Lexi, od razu wiadomo, że bardzo go kocha, co jest miłą odmianą, bo przeważnie w różnego rodzaju opowiadaniach, rodzeństwo się nienawidzi. Myślę, że to po części z powodu ich życiowych doświadczeń. Melisa jako Maleficent? Seriously? Yyy nie! Jestem na nie, bo Maleficent, była po prostu genialna, a Melisa zupełnie mi do niej nie pasuje. Aaaaa zapomniałabym! Czy ja dobrze przeczytałam? Ta mała Joyce jest chora? :(
OdpowiedzUsuńPS Co to za klucz?
Yep. Joy jest chora, ale na co dokładnie - nie powiem xD A kluczyk jest jedną z tajemnic pozostawioną przez Aarona. Tych tajemnic będzie o wiele, wiele więcej, ale wszystko w swoim czasie. Powoli, powolutku niech fabuła płynie, a czytelnik dostaje zawrotów głowy od tych wszystkich niewiadomych x, y i z xD
UsuńBuziaczki :*
P.S. Zdecydowanie za dużo maaaatmyyyyyyy... ;--;
Widać, że to kochające się rodzeństwo. Nie tylko wtedy, kiedy któremuś jest źle, ale zawsze. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Widać, że obojgu zależy na szczęściu drugiej osoby. Tak się teraz zastanawiam i myślę, że może dziewczyna przefarbowała włosy, aby tak bardzo nie kojarzyć się z Aaronem? Aby nikt jej tam nie rozpoznał? Przynajmniej na pierwszy rzut oka? Ciekawi mnie jak ma zamiar dowiedzieć się o tym, kto jest sprawcą złego stanu zdrowia jej brata. To faktycznie może być każdy i musi się dobrze maskować, a może i nie? Nie jestem do końca pewna czy Lexi żywi niechęć do przyrodniej siostry czy jedynie do wszystkich, których nie zdąży poznać. Mała chyba ją lubi. Na co może być chora? Nie wiem... może ma osłabioną koordynacje ruchową? Nie wiem, nie znam się na chorobach. Pozdrawiam i w najbliższym czasie jeszcze się tu powinnam pojawić, aby poczytać, ale na dziś powinnam iść spać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz rację co do farbowania włosów. Lexi zrobiła to, żeby nie być aż tak podobną do Aarona, ponieważ musi działać "pod przykrywką" inaczej cały plan odkrycia tożsamości Alicji pójdzie w łeb. Czy jednak takie zabiegi powstrzymają czujne oczy Alicji przed odkryciem jej tożsamości? Tak jak pisałam we wcześniejszej odpowiedzi (w poprzednim rozdziale) Lexi nie dopuszcza do siebie ludzi. Nawet (w szczególności) najbliższych. Buduje wokół siebie mur, przez który nikt nie powinien się przebić, a robi to tylko po to, by się chronić... Choroba Joy jest przykładem prawdziwej choroby, jednak jej nazwa pojawi się dopiero później xD
UsuńPozdrawiam i zapraszam do dalszego czytania i komentowania
Amnesia
Z ciekawości musiałam włączyć sobie próbkę możliwości Einaudiego, padło na pierwszą z brzegu "Primaverę". Polecam każdemu zaglądającemu na Are you Alice ;*
OdpowiedzUsuńPo prostu zdobyłaś mnie tym zdaniem: "Dziewczynka ma dziewięć lat, tyle samo, co rozwód moich rodziców", mistrzostwo! ;]
Joyce jest niewidoma, prawda? Zapewne dolega jej coś jeszcze gorszego, ale uśmiechnęłam się na myśl, że niewidząca osoba wybierała kolory na tabliczki. No, ale jeśli ustaliła "kolor róży", bo takie miała skojarzenia z Lexi, oraz "kolor morza", bo to jej pasowało do Aarona, to jest wszystko w porządku.
Tak mnie to nurtuje, w pewnym momencie Melissa mruczy pod nosem imię nienarodzonego dziecka. Jakie ono jest? ;)
Akcja nabiera tempa, ale oszczędnie porcjujesz informacje, przez co lekko się czyta. Teraz będę upierdliwa, i przepraszam za to, ale postaram się wywiązać z danego Ci uprzednio słowa. Rzecz jasna, to Twoja rzecz czy zastosujesz się do moich rad i wcale mnie to nie urazi. Jestem zdziwiona, że wyłapałam tak dużo. Przy pierwszym czytaniu rozdziału trafiły mi się zaledwie trzy babole, ale po trzykrotnej lekturze już troszkę więcej.
"Przeciągam się, a kartka spada z moich kolan i toczy się kawałek po podłodze" - kartka nie może się toczyć; z tego, co zrozumiałam, nie jest to zgnieciona kulka papieru. Kartka może sfrunąć kawałek dalej na podłogę.
"(...) nieświadomie pocieram kluczyk zawieszony na mojej szyi" - przy narracji pierwszoosobowej stwierdzenie "nieświadomie" odnoszące się do własnej postaci jest po prostu źle użyte. Jeśli nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, nie może o tym wiedzieć.
"— Myślę, że ten kolor pasuje do ciebie idealnie — powiedział roześmianym głosem" - roześmianym... nie wiem, czy głos może być roześmiany, w głosie może brzmieć rozbawienie.
"(...) palce Ludovico Einaudi’ego delikatnie przemykały po klawiszach (...)" - zapraszam tutaj: http://sjp.pwn.pl/zasady/255-Nazwiska-zakonczone-na-i;629632.html Nazwisko kompozytora pojawia się dwa razy, trochę wcześniej też.
"wdycham ciągle unoszący się tutaj delikatny zapach chemikaliów zmieszanych z wanilią pochodzący" - "zmieszanych z wanilią" to wtrącenie, w związku z czym powinno być oddzielone z obu stron przecinkami.
"(...) „zaprezentuję” się w tym pierwszego dnia szkoły" - pierwszym dniu szkoły xD
"olewam nakładanie na swoją twarz makijażu. Przebieram się w pokoju i wyciągam z torby swoją starą, szarą, materiałową torbę" - powtórzenie. Pierwsze "swoją" można wyrzucić, wiadomo, że nie na cudzą. Poza tym... wyciąga torbę z torby... ^^
"(...) choć widzę, że ma na to olbrzymią ochotę. (...) Jakoś nie mam specjalnej ochoty na kłótnie z samego rana"
"To zawsze Aaron rozbawiał i ją i mnie" - http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-i
"— Wystarczy! — Przerywa jej kobieta" - "przerywa" małą literą, bo odnosi się do wypowiedzi.
"Stoję już w drzwiach, kiedy słyszę jeszcze niewyraźną odpowiedź macochy." - na końcu tego zdania zamiast kropki, postawiłabym dwukropek.
"(...) kiedy wiesz, że jakaś obecna tu osoba ma informacje na temat samobójstwa twojej ukochanej osoby" - powtórzenie.
"Takie coś nie najlepiej współgra z moją aspołeczną naturą, przez co w starej szkole (...) Przez co wyglądałam jak wystraszony kurczak, co mnie jeszcze bardziej spinało" - jak wyżej.
"(...) wydaje się całkiem przyjemny — w zamkowym stylu, ze ścianami w odcieniu jasnej cegły i olbrzymimi oknami w białych okiennicach" - może jestem przewrażliwiona, ale wydaje mi się, że to okiennice są w oknach, a nie na odwrót.
Kłaniam się nisko,
Kya
P.S. Samym wieczorem wyobrażałam sobie, że Aaron miał z Alicją romans. Okazał się dla niego destrukcyjny, ale kiedy uświadomił sobie ten fakt, było już za późno; mógł tylko wypowiedzieć jej posłuszeństwo, co nie skończyło się dla niego dobrze. Baardzo jestem ciekawa, w jakim stopniu moje szalone domysły sprawdzą się w praktyce xD
Hejka :3
UsuńNa sam początek od razu powiem, że wszystkie błędy w tym rozdziale już zostały poprawione ^^. No, pomijając fragment z okiennicami, ponieważ sprawdziłam i istnieją okiennice zewnętrze, które są na zewnątrz okien. Tutaj możesz sprawdzić, jak wyglądają: http://ladnydom.pl/budowa/1,106575,8575390,Okiennice_zewnetrzne.html
Och, ja wiem doskonale, jak cudowny jest Einaudi. Uwielbiam jego twórczość ^^
I, niestety, co do ostatniego fragmentu Twojego komentarza, to pomyliłaś się... Aaron nie miał romansu z Alicją. Ale mogę powiedzieć, że Alicja miała "szczególne" uczucie do Aarona, hihi xD
Mam nadzieję, że za dużo Ci nie spoileruję. xD A jeśli tak, to przepraszam - następnym razem się poprawię. :3
Pozdrawiam, Amnesia
P.S. Zapomniałam dodać, że imię drugiego dziecka pojawia się w dalszych (już opublikowanych) rozdziałach, więc Ci teraz nie będę zdradzać xD