wtorek, 28 kwietnia 2015

08. Rozdział ósmy

Witam wszystkich jeszcze przed długim (dla niektórych nawet bardzo długim) weekendem majowym. Przychodzę do was z nowym, obiecanym rozdziałem ósmym, ale robię to bardzo niechętnie, bowiem nie mam jeszcze napisanego rozdziału dziewiątego, toteż nie wiem, kiedy możecie spodziewać się kolejnej części przygód. No cóż... tak bywa, że w szkole jest rozpiernicz, zapiernicz i odpiernicz xD A i rozdział dziewiąty tak się niechętnie pisze, że woah! Makabra...
Mam nadzieję, że przynajmniej w tym rozdziale odpowiem choć na parę waszych pytań, a jeśli nie - z góry przepraszam! W następnym rozdziale postaram się choć trochę dać odpowiedzi xD
Pozdrowionka i miłego wypoczynku
P.S. Mam nadzieję, że moja podróż do Krakowa zaowocuje w nowy, "cudowny" rozdział xD
Zapraszam do komentowania! Wszelkie opinie są naprawdę mile widziane :3

***
Leżę na łóżku i wpatruję się w sufit nieobecnym wzrokiem. Obok mnie na ciemnoszarej pościeli w kropki spoczywa laptop otwarty na przeglądarce. Przez cały ten czas nie mogę się zmusić, by wpisać adres internetowy z kartki. Nie wiem, co znajduje się na tej stronie i właściwie nawet nie jestem pewna, czy chcę się tego dowiedzieć. Pierwszy raz, od kiedy postanowiłam odkryć prawdę, czuję się dosłownie przerażona.
— Lexi! — Słyszę z dołu głos mojego ojca, który wytrąca mnie z otępienia, w jakim się znalazłam. — Obiad!
Podnoszę się z łóżka i ze zdziwieniem zauważam, że za oknem panuje już wieczór. Straciłam połowę dnia. Chowam kartkę do kieszeni spodni i kieruję się do drzwi. Schodzę po schodach i wchodzę do jadalni. Mój ojciec wraz z Melissą siedzą przy stole, na którym stoją trzy talerze ze wciąż parującym jedzeniem. Nie ma Joyce, ale jakoś mnie to nie dziwi. Albo źle się poczuła, albo specjalnie została odprawiona do pokoju, by moi dzisiejsi „oprawcy” mieli pełne pole do popisu w nadchodzącej konfrontacji.
Gdy siadam na krześle, ojciec chrząka na widok mojej koszulki, którą zapomniałam zmienić. Nic się nie odzywa, a ja nie mam ochoty nawet na niego spojrzeć, by spróbować odczytać jego intencje.
— Podoba mi się twój nowy kolor włosów — mówi po kilku minutach ciszy, gdy nakręcam spaghetti na widelec.
Kiwam głową i mruczę ciche „yhym”, jednak nadal się nie odzywam.
— Jak tam w szkole? — Zmienia nagle temat.
— Może być… — odpowiadam zdawkowo, by nie wywoływać awantury.
— A ta koszulka… to jakiś nowy krzyk mody?
Wzdycham ciężko i wbijam wzrok w jego oczy mające dokładnie tę samą barwę co moje. Nie tylko to odziedziczyłam po nim, ale oprócz koloru oczu wypieram się każdej swojej cząstki podobnej do ojca.
— Zdarzył się w szkole wypadek — mruczę pod nosem, ponownie przykładając wielką wagę do tego, co znajduje się na talerzu. — Udzieliłam pierwszej pomocy.
Po moim oświadczeniu ponownie zapada niezręczna cisza. Cisza przed burzą, która nadchodzi w następnym zdaniu.
— Czy ty masz nas za kretynów? — syczy Melissa i z brzdękiem odkłada sztućce na talerz.
Jej atak jest tak nagły, a ja tak bardzo zmęczona, że zapominam ugryźć się w język na czas, a z mojego gardła wyrywa się krótkie:
— Tak.
I w ten sposób rozpoczyna się  lawina wydarzeń. W nagłym momencie słyszę świst powietrza, po czym po moim policzku rozchodzi się piekący ból. Rzucam zszokowane spojrzenie na mojego ojca i rękę ciągle unoszącą się w powietrzu, która mnie spoliczkowała. Jego twarz stała się purpurowa od gniewu; ściągnął groźnie brwi i zacisnął usta w wąską linię.
— Jeszcze raz się tak do nas odezwiesz, młoda damo, a obiecuję ci, że natychmiast odwiozę cię do matki — warczy, tracąc nad sobą panowanie.
Cóż… niezwykły talent do wyprowadzania go z równowagi w przeciągu minuty odziedziczyłam po swej zacnej rodzicielce, więc powinien być do tego przyzwyczajony…
— Zupełnie tak, jak obiecałeś mojej matce na ślubie, że będziesz ją kochał do śmierci?
…ale ja nie jestem przyzwyczajona do odpuszczania.
Krzesło szura po podłodze i z hukiem upada na ziemię. Ojciec staje do mnie tyłem, drżąc na całym ciele i dłonią pocierając swój kark. Szpakowate włosy lekko przyprószone na skroniach przez siwiznę nadają mu jeszcze mizerniejszy wygląd niż chwilę temu. Właściwie nawet nie pamiętam, kiedy zaczął się tak widocznie starzeć. Na policzkach i czole pojawiły się bruzdy wywołane napięciem i stresem, a w zielonych oczach zagościły na stałe zmęczenie i ból. Ze zdziwieniem dostrzegam, iż to wszystko — rozwód, choroba Joyce, próba samobójcza Aarona i mój przyjazd — miało wpływ również na niego. Momentalnie zaczynam żałować swych słów, a skrucha i wstyd zacieśniają pętlę na mym gardle.
— Idź na górę… — wydusza z siebie ojciec, a w jego głosie słyszę ledwo hamowany płacz. — Proszę…
Wymykam się od stołu i biegiem pokonuję schodki. Wpadam do pokoju i zamknąwszy za sobą drzwi, opieram się o ich chłodną powierzchnię plecami. Pozwalam ciału opaść na podłogę. Pod powiekami czuję gorące łzy cisnące się do oczu, ale zaciskam zęby i wbijam paznokcie w uda, odganiając w ten sposób płacz. Czuję w ustach metaliczny posmak — przegryzłam sobie wargę — jednak jestem już przyzwyczajona do tego odczucia oraz zapachu. Nieraz moje usta wyglądały o wiele gorzej niż jak po przegryzieniu języka.
Siedzę tak jeszcze parę minut, obojętnie wpatrując się w przestrzeń. Ten pokój wywołuje we mnie… niechęć. Jest naprawdę ślicznie urządzony (bo miał w przyszłości należeć do Joyce, dopóki nie zachorowała) — ze ścianami pomalowanymi na jasny błękit oraz białymi roletami w oknie i meblami z jasnego drewna — ale ja nie potrafię polubić tego pomieszczenia. Chyba lepiej czułabym się, gdybym spała w zatęchłej, ciemnej piwnicy niż w tym pokoju. Przynajmniej wtedy nie miałabym wrażenia, że kradnę czyjeś życie i szczęście.
Nagle za plecami słyszę cichutkie pukanie. Odsuwam się od drzwi i wstaję, chrząkając, by przeczyścić gardło. Naciskam klamkę i wpuszczam do pokoju osobę, której najmniej spodziewałam się jeszcze dzisiaj zobaczyć.
— Mogę wejść? — pyta Melissa, chowając prawe ramię z tyłu pleców w wyrazie oczekiwania podszytego niepewnością.
Kiwam niechętnie głową i wpuszczam ją do środka. Przechodzi kilka kroków i staje na środku pomieszczenia. Dostrzegam, jak na jej twarzy pojawia się smutny uśmiech, kiedy wzrokiem przesuwa po niebieskich ścianach i mojej ciągle nierozpakowanej walizce.
— Przepraszam — zaczyna, a ja zapominam, jak się oddycha, czy chociażby mruga. Nigdy w życiu nie słyszałam, żeby mnie przepraszała. Za cokolwiek. — Rozumiem, jak się musisz teraz czuć i jaką nienawiścią mnie darzysz.
Podchodzi do niebieskiego krzesła stojącego koło biurka i siada na nim, spoglądając na mnie smutnymi, ciemnobrązowymi oczami.
— Zabrałam twojej matce męża, a tobie i Aaronowi ojca… — przerywa i wzdycha ciężko. — Wiem, że to niewybaczalne, ale chciałabym, żebyś zrozumiała także i mnie… Zaszłam w ciążę w wieku siedemnastu lat i zostałam z tym sama. Moi rodzice odwrócili się ode mnie plecami, a przyjaciele zaczęli wytykać na ulicach palcami. Dla mnie to również był koniec świata — i to przez własną głupotę. Nie wiedziałam, co mam zrobić, komu o tym powiedzieć, komu zaufać… Był nawet taki czas, że myślałam nad aborcją! Znalazłam się na skraju rozpaczy i wtedy twój ojciec powiedział, że weźmie odpowiedzialność za swój czyn. Nigdy nie chciałam zniszczyć wam życia, po prostu byłam młoda i głupia, jednak teraz, pomimo że żałuję swych decyzji, nie potrafię zmienić przeszłości ani nie chciałabym jej zmieniać. Urodziła się Joyce, która jest całym moim światem, a teraz ponownie jestem w ciąży. Dlatego chciałabym cię przeprosić oraz poprosić, abyśmy spróbowały się dogadać. Wiem, że będzie to wymagać czasu i sporo wysiłku oraz zaangażowania z obu stron, ale wierzę, że wspólnymi siłami uda nam się stworzyć relację. Bardzo chciałabym, żeby Joyce i Sebastien mieli taką starszą siostrę jak ty. A kiedy obudzi się Aaron, mam nadzieję, że również pokocha mojego syna tak, jak zawsze kochał ciebie i Joyce.
Jej słowa, tak proste i płynące z głębi serca, sprawiają, że w moich oczach po raz kolejny tego dnia wzbierają łzy. Łzy zupełnie inne niż te wcześniejsze pełne bólu i tęsknoty — te łzy to symbol oczyszczenia. Chyba zawsze podświadomie pragnęłam zaakceptować fakt, że Melissa również jest człowiekiem, który popełnił w swoim życiu błędy. Zamiast tego przez lata trwałam w nienawiści do niej, do mojego ojca i do Joyce. Kobieta ma rację, że naprawa tego wszystkiego zajmie nam sporo czasu i wysiłku, ale myślę, że warto się postarać. Dla Aarona, Joyce i Sebastiena.
— Zgoda — odpowiadam i po raz pierwszy w swym krótkim, burzliwym i ekspresywnym życiu uśmiecham się do niej. To nie tak, że jej wybaczyłam czy zapomniałam; teraz po prostu zaakceptowałam nową rzeczywistość, w której przyszło mi żyć. Paradoksalnie — przez tę całą sytuację zauważam, że powoli, powolutku zaczynam „dorastać”, a to całkiem przyjemne uczucie.
— Czy mogłabyś… przeprosić ode mnie ojca?
— Benedict nie gniewa się na ciebie. Oboje rozumiemy twoje uczucia i przepraszamy, że postawiliśmy cię w takiej sytuacji — odpowiada cicho. W jej tonie daje się dosłyszeć to, czego ja już dawno nie słyszałam — matczyne zrozumienie i wyrozumiałość.
Melissa wstaje z fotela i podchodzi do mnie. Nie tuli mnie, bo wie, że tego nienawidzę, jednak po prostu stoi tak i czeka na mój ruch. Daje mi możliwość wyboru, jednak jak dla mnie to jeszcze za szybko. Niemniej jestem jej wdzięczna za ten gest.
— Melisso… — rzucam, kiedy już stoi w drzwiach — dziękuję.
Kobieta, nie mówiąc nic, bo w tej sytuacji nie można już nic więcej dodać, wychodzi z pokoju, pozostawiając mnie samą.
Mój wzrok spoczywa na leżącym na łóżku laptopie. To już nie tylko moja zemsta. Nie tylko ja kochałam Aarona i nie tylko ja cierpię przez zbrodnię wyrządzoną przez Alicję. Podchodzę i nawet nie spoglądając na kartkę spoczywającą w mojej kieszeni, wpisuję adres w wyszukiwarkę. Klikam enter i…
Ekran momentalnie gaśnie. Laptop sam z siebie się wyłączył. Wpatruję się w ciemny ekran, a w moich myślach narasta irytacja. Czy naprawdę to wszystko sprowadza się do tego, że Alicja rozwaliła mi komputer?! Prycham głośno na bezsensowność tej sytuacji, jednak złośliwości rzeczy martwych nijak nie da się pokonać poprzez irytację. Nic tu po mnie, myślę, przymykając komputer, i wstaję z łóżka. Wyciągam z torby kolejny ręcznik, bo wczorajszy po farbowaniu włosów wrzuciłam do prania, i kieruję się do łazienki. Z przyzwyczajenia zabieram ze sobą telefon.
W łazience zamykam drzwi na klucz i nalewam wodę do wanny. Kiedy jest już jej odpowiedni poziom, zakręcam kurek, ściągam ubranie i zanurzam się w ciepłej wodzie. Nienawidzę gorących kąpieli, bo od razu robi mi się czarno przed oczami, ale również nienawidzę chłodnej wody, bo momentalnie zaczynam drżeć i napinać mięśnie. Szoruję swoje ciało z zaschniętej krwi żółto-zielono-czerwoną gąbką nijak niepasującą do szarych kafli, pomiędzy którymi występuje poziomy pasek ozdobnych tak zwanych „pawich oczek” — okrężnie ułożonych, grafitowych i jasnoszarych pasków, w których środku znajdują się niebieskie kropki. Kiedy już moja skóra przybiera czerwonawy odcień i zaczyna piec, odkładam gąbkę i nurkuję, pozostawiając jedynie nos nad powierzchnią wody. Pieczenie skóry przypomina mi o policzku wymierzonym przez ojca, a to z kolei przywołuje niechciane wspomnienia z czasów Sprzed. Jestem za bardzo zmęczona dzisiejszym dniem, by je odegnać, więc pozwalam im swobodnie płynąć. Jednocześnie skupiam się na tym, gdzie jestem teraz, by nie dostać ataku paniki i się nie utopić.

Kropelka wody opada na ziemię z przeciągłym plaśnięciem. Ten dźwięk wydaje się tak głośny w panującej ciszy, że moje serce przyśpiesza, a ramiona pokrywają się gęsią skórką. Może to od zimna bijącego od pokrytych wodą rur, pod którymi siedzę skulona albo po prostu od strachu, który ściska mi gardło? Słyszę kroki zbliżające się do miejsca, w którym się ukrywam. Słyszę, jak nadciągają; jak wyłaniają się z mroku niczym koszmary. Największy strach wywołują w nas najbardziej niespodziewane rzeczy. Lub osoby.
Wstrzymuję oddech, kiedy ich buty pojawiają się w moim polu widzenia. Nie odzywają się, a jedynie ich uważne spojrzenia przeszukują teren. Zamykam oczy i liczę w myślach od tysiąca w dół ósemkami. Dzięki temu zachowuję jasność umysłu i nie pozwalam, by panika wdarła się do mojej świadomości. Dziewięćset dziewięćdziesiąt dwa, dziewięćset osiemdziesiąt cztery, dziewięćset siedemdziesiąt sześć, dziewięćset sześćdziesiąt osiem, dziewięćset sześćdziesiąt... Mijają sekundy, które ciągną się jak godziny tortur, gdy wreszcie ich kroki kierują się do wyjścia ze szkolnej piwnicy.
Czekam jeszcze chwilę i dopiero po kilku minutach wypełzam ze swojej kryjówki. Niemal straciłam czucie w palcach przez wdzierające się przez kamienne ściany zimno. Przykładam dłonie do twarzy i staram się je rozgrzać, chuchając na nie i zmierzam powolnym krokiem do wyjścia z piwnicy. Wchodzę po skrzypiących schodkach, stawiając krok za krokiem, ponieważ przez panującą w pomieszczeniu ciemność łatwo mogłabym stracić równowagę i spaść.
Jestem zbyt skupiona na wyszukiwaniu schodków, toteż dopiero gdy jest już za późno, dostrzegam kryjącą się w ciemnościach postać. Nie mam szansy, by uciec czy choćby krzyknąć. Zresztą po co? I tak nikt mnie nie usłyszy, a nawet jeśli, to nikt nie zaryzykuje trafienia na ich czarną listę.
— Myślałaś, że jesteś taka sprytna, mała suko? — Słyszę dobiegający z mroku, przesycony jadem głos, a obrzydliwy oddech, kojarzący mi się z trupem w ostatnim stadium rozkładu, owiewa mą twarz.
Poddaję się. Zamykam oczy i rozluźniam swe ciało w oczekiwaniu na pierwszy cios. Czuję pchnięcie w ramiona, a później zupełną pustkę, jakbym była nieważka. Jakbym latała wolna niczym ptak. Trzymam się tej myśli o wolności, kiedy moje ciało po raz pierwszy styka się z ziemią, wywołując potworną falę straszliwego bólu rozchodzącego się po moich wnętrznościach, myślach, kończynach...
Ptaki. Latanie. Wolność.
To moja kara.

Łapczywie chwytam powietrze i łapię się brzegów wanny. Myliłam się, sądząc, że te wspomnienia pozostaną mi obojętne. Myliłam się co do wielu rzeczy...
Woda wystygła przez cały ten czas, który spędziłam w wannie. Skóra na moich palcach stała się sina i pomarszczona; ja sama stałam się „sina i pomarszczona”. Nie chcę już dłużej siedzieć w zimnej wodzie, więc szybko myję włosy i spłukuję szampon ze skóry. Sięgam po puszysty ręcznik i dokładnie się wycieram. Przebieram się w piżamę, którą stanowi sięgająca kolan, szara koszulka.
Nagle moje spojrzenie spoczywa na dziewczynie po drugiej stronie pomieszczenia. Wpatruje się we mnie z taką samą intensywnością, z jaką ja wpatruję się w nią. Jej ciało, owinięte ręcznikiem, podąża za moimi ruchami jak cień. Właściwie, ona cała jest jedynie cieniem. Bytem, który nie powinien istnieć, a istnieje. To nie jej miejsce, to nie jej życie i to nie jej świat.
Lustereczko, powiedź przecie, kto jest najżałośniejszą istotą na świecie?
Odwracam wzrok od lustra, chwytam komórkę i wychodzę z łazienki. Nagle telefon wibruje w ręce, powiadamiając o przyjściu wiadomości. Jeszcze przed wejściem do pokoju sprawdzam, o co chodzi.
„Możesz być jutro godzinę szybciej? Danielle.”
Zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią. Nie mam tak wcześnie autobusu i najmniejszej ochoty, by odbyć przymusowy, godzinny spacer.
„Nie mam jak dotrzeć do szkoły.”, odpisuję. Mija krótka chwila, gdy przychodzi odpowiedź.
„Załatwiłam ci transport. Czekaj jutro przed domem.”
Z gardła wyrywa mi się ciche parsknięcie. Rzeczywiście, Dani nadaje się na przewodniczącą ze swoją despotycznością i chłodem, ale jakoś podobają mi się takie cechy u osoby na tak wysokim stanowisku w hierarchii szkolnej.
Przynajmniej nie muszę tłuc się autobusem, myślę, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi. Spoglądam na torbę i, pod wpływem jakichś dziwacznych wibracji w powietrzu, podchodzę do niej i kucam. Wyciągam ubrania, a następnie umieszczam je w odpowiednich szafkach i na półkach. Po piętnastu minutach jestem lekko zgrzana od ciągłego ruchu, ale jednocześnie zadowolona. Zaczyna się nowy etap w moim życiu. Może nie do końca taki, jaki chciałabym, ale powinnam postarać się znaleźć wszędzie jakiś pozytyw. Dla Aarona, ale także i dla siebie.
Nagle laptop wydaje ciche pyknięcie, jakby o czymś powiadamiał. Podchodzę do niego i otwieram. Na pierwszy rzut oka ekran wydaje się taki sam — czarny, pusty, zepsuty, jednak już po chwili coś zaczyna się dziać.
Na monitorze pojawiają się fioletowe litery, zupełnie jakby ktoś teraz pisał je na klawiaturze wprost ze środka komputera.

„Nie powinnam była tyle płakać. Spotyka mnie teraz za to taka kara, że mogę się utopić w swoich własnych łzach.”

26 komentarzy:

  1. Hej :) Świetny rozdział chociaż to na końcu trochę mnie przeraziło ..
    Czy to co zostało napisane pochyłym drukiem przydarzyło się Lexi naprawdę ? Jeśli tak to mam nadzieje ze nam to niedługo troche bardziej rozjasnisz :)
    No nie spodziewałam się ze to Melissa przyjdzie do pokoju Lexi i ze będzie chciała ja przeprosić . Jestem mile zaskoczona :)
    Zycze Ci dużo weny na ten długi weekend. Niech Kraków cię zainspiruje do napisania nowego rozdziału żebyśmy nie musieli długo czekać, bo to opowiadanie strasznie wciąga i chcemy się jak najszybciej dowiedzieć co będzie dalej :)
    Miłego odpoczynku od szkoły
    Rs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka
      Bardzo dziękuję za komentarz. Cieszę cię, że rozdział przypadł Ci do gustu. Tak, to co zostało zapisane pochyłą czcionką, przydarzyło się Lexi naprawdę, a ten wątek będzie powoli wyjaśniany wraz z innymi, ponieważ w AyA wiele (jak nie wszystkie) wątków łączy się ze sobą w jakiś sposób. Dlatego tak bardzo nie lubię nie mieć dodatkowych dwóch rozdziałów napisanych przed publikacją, ponieważ boję się, że nie dam odpowiedniego połączenia wątków i fabułę szlak trafi...
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  2. Super rozdział ! <3 Twoja opowieść, jest fenomenalna.
    O co chodziło z tym, co napisałaś pochyloną czcionką? To było na serio? Intrygujący fragment...
    Melissa mnie zaskoczyła, ale w pozytywny sposób! Jestem na tak, i się cieszę ;)

    WENY <3 Kraków - piękne miejsce , miłej wycieczki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej
      Bardzo się ciesze, że Ci się spodobało. Co do fragmentu pochyłą czcionką to zdarzyło się naprawdę. I mogę zdradzić, że to był dopiero pierwszy z takich fragmentów, które powoli będą rysowały przeszłość Lexi i jej problemów xD Miło, że uważasz, iż Melissa zaskoczyła Cię pozytywnie. Jej postać również będzie powoli kreowana w kolejnych rozdziałach... W sumie tu wszystko będzie powoli kreowane i wyjaśniane w następnych rozdziałach xD
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  3. Witaj!
    Trafiłam tu przypadkiem i muszę powiedzieć, że Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało! :) Uwielbiam takie historie z dreszczykiem! <3 Opisy wprost genialne, zwłaszcza te dotyczące emocji! Tak bardzo wczułam się w główną bohaterkę, iż prawie czułam to co ona... Brawo! Twórz dalej, czekam z niecierpliwością na dziewiąty rozdział! :))
    Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam!
    Ps. zapraszam również do mnie: http://pirates-of-the-caribben.blogspot.com/ Może zaciekawię Cię swoją twórczością... ;) :** *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz. Bardzo mnie to cieszy, że spodobała Ci się Alicja. Ja również zwróciłam uwagę na Twojego bloga i nawet miałam w zamiarze poczytać, a tu taka niespodzianka, że Ty pierwsza złożyłaś u mnie wizytę! Tym bardziej postaram się przeczytać Twojego bloga i pozostawić komentarz.
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  4. Hej! Przeczytałam właśnie wszystkie rozdziały i jestem pod mega wrażeniem! Masz ogromny talent i zycze wielkiej weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay. Dziękuję bardzo za takie miłe słowa. Mam nadzieję, że nie zepsuję Alicji i nie zawiodę Twoich oczekiwań :3
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  5. Rozdział bardzo mi się podobał, choć był raczej melancholijny i poświęcony relacjom rodzinnym Lexi. ;)
    Nawet nie wiesz, jaka to frajda, kiedy czytam ten fragmenty z Alicji w Krainie Czarów i wiem, w jakim miejscu to się znajdowało. O wiele inaczej, kiedy cytaty były mi obce. xD
    Weny!
    Ell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Na Alicji akurat będzie tak, że pomiędzy rozdziałami, w których akcja leci na łeb na szyję, będą pojawiały się w najmniej spodziewanym miejscu rozdziały melancholijne, wyjaśniające przeszłość, stosunki między bohaterami, sytuacje rodzinne itd. Więc nie przeraź się xD
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  6. Zajebisty!
    Sorry,że dopiero teraz,ale nie miałam neta.
    Dziś się nie rozpisuje.
    Życzę dużo weny i czekam na nexta<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobał. Mam nadzieję, że kolejny również przypadnie Ci do gustu.
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  7. Nie spodziewałam się, że Melissa odwiedzi Lexi. Chyba w końcu ruszyły ją jakieś wyrzuty sumienia, choć w gruncie rzeczy rozumiem ją, dlaczego postąpiła tak a nie inaczej - była przecież młoda jak zaszła w ciążę, a także chciała zapewnić byt swoim dzieciom.
    Ostatni akapit mnie przeraził, naprawił jakimś strachem. Cały rozdział trzymał mnie w napięciu.
    Życzę miłej wycieczki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Naprawdę cały rozdział trzymał w napięciu? Mi się wydawało, że akurat tutaj weszła z buta jakaś obyczajówka i zaczęła się rządzić, ale na szczęście takich rozdziałów będzie mało. Co do Melissy ona jeszcze nie pokazała swoich wszystkich twarzy, więc możecie się zastanawiać czy to było jej ostateczną twarzą, czy kolejną maską. xD Tak, wiem, że jestem wredna, mówiąc wam takie rzeczy. Co do ostatniego akapitu to bardzo mnie cieszy, że napawał cię strachem, bo właśnie taki był mój zamiar w ostatnim akapicie. W 9 rozdziale będzie o wiele więcej "dziwactw" i strachów, więc czekajcie na dzewiąteczkę xD
      Pozdrawiam, Amnesia
      P.S. Wycieczka mi nie wyszła, bo samochód się rozwalił na zjeździe z autostrady i musieliśmy wrócić do domu... Złośliwość rzecz martwych albo sprzedawców samochodów używanych xD

      Usuń
  8. To jest porywające. Cieszę się, że trafiłam na twojego bloga ;) Uwielbiam takie klimaty.
    A że dobrze Ci idzie...
    Nominuję Cię do LBA :)
    Pytanka u mnie ;)
    http://jestes-wspomnieniem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również się cieszę, że tu trafiłaś i postanowiłaś podzielić się swoją opinią. Bardzo dziękuję za nominację. Pewnie dzisiaj wieczorem ogarnę wszystkie nominacje i zrobię o tym zakładkę :3
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  9. Okej.
    Może zacznę od tego, że trafiłam na tego bloga z dwie godziny temu i po krótkim zastanowieniu, przeczytałam. I nie, to wcale nie dlatego, że w zakłdce "Postacie" znalazłam Aarona Jonhsona (akurat).
    A potem czytałam, czytałam, czytałam i czytałam. I w tym sęk! Nie mogłam przestać. Nigdy wcześniej nie czytałam podobnej historii (a szkoda). Na prawdę cieszę się, że trafiłam na tego bloga.
    Swoją drogą, nie wiem czy wiesz, ale stworzyłaś dziurę czasoprzestrzenną. Dopiero była 14 i pisałam durną rozprawkę na polski! (Eh, ten human). Twój blog był miłą chilą zapomnienia.
    Ale, kurde, dziewczyno! Jak ty na to wpadłaś? Temat jest zaskakująco ciekawy. Uwierz mi. Natrafiłam na niejednego bloga, w którym główna bohaterka straciła brata/matkę/babkę/kota, bo popełnił samobójstwo. A tu proszę! Taka miła niespodzianka.
    I jescze te opisy! Czułam się jakbym oglądała film, a nie czytała twoje opowiadanie. Serio. I jeszcze te idealnie dobrane zdjęcia do postaci. Coś cudownego.
    W każdym bądź razie, pewnie chcesz żebym już skończyła (oczywiście jako autorka bloga, wiem, że jest wręcz przeciwnie. Bo kto nie lubi czytać pochwał pod swoim adresem?).
    Zyskałaś nową czytelniczkę. Z pewnością będę tu często zaglądać.
    Pozostaje tylko życzyć ci weny i czekać na kolejny rozdział.
    Trzym się!
    Mrs.X
    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, wow...
      Zupełnie nie wiem, co powiedzieć. Zapewne należałoby podziękować za tak miłe słowa, ale ja chyba po prostu podziękuję Ci za taką niesamowitą motywację. Nawet nie wiesz, ile taki komentarz dla mnie znaczy. Jestem osobą, która wiecznie dopatruje się błędów w tym, co robi, ale dzięki takim osobom jak Ty mogę dalej robić to, co kocham ze świadomością, że choć niektórym osobom to się podoba. Niezmiernie mnie to cieszy i motywuje do dalszej pracy. I jeśli chcesz, to pisz komentarze tak długie, że będę je czytała tydzień xD (marzenie każdego autora opowiadania). Jeszcze raz dziękuję za tak miłą opinię o moim blogu.
      Serdecznie pozdrawiam,
      Amnesia

      Usuń
  10. Kurcze, chyba naprawdę z całego serca pokochałam tą historię. Dlatego też fakt, że nie ma jeszcze kolejnych rozdziałów tak mnie zasmucił. Wygląd bloga jest intrygujący, a ta muzyka wprowadza w niesamowity klimat. Właśnie pochłonęłam wszystko co do tej pory napisałaś. Był moment, w którym w moich oczach pojawiły się łzy. Zupełnie podziwiam, nie wielu ludziom udaje się do tego doprowadzić.
    Myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, że jesteś genialna. Nagle to co ja robię zaczęło wydawać mi się bezsensowne, kruche i tak... Nieudaczne. Naprawdę, podziwiam Cię. Od dziś będziesz moim autorytetem, haha.
    Pozdrawiam, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow!
      Dziękuję bardzo za tak niesamowite słowa, ale wydaje mi się, że nie nadaję się na czyjś autorytet. Robię bardzo dużo błędów i jeszcze wiele brakuje mi do perfekcji, ale wkładam całe swoje serce w historie, które piszę. Rozdział miał być w piątek, ale nie wyrobiłam się z dokończeniem go i wysłaniem do korekty, więc myślę, że pojawi się dopiero w przyszły piątek, jak już ogarnę swoją szkołę. Mam nadzieję, że nie ani Ty, ani reszta moich czytelników nie pogniewacie się na mnie za to.
      Pozdrawiam, Amnesia
      P.S. Czy mogłabym wiedzieć, który moment wywołał u ciebie tak silne emocje? Zawsze mnie ciekawią reakcje ludzi na to, co piszę, hehe.

      Usuń
    2. Dopiero piątek? To jeszcze tak dłuugo.
      Najbardziej wzruszyły mnie wspomnienia Lexi związane z Aaronem. Potencjalnie wesoły moment, a jednak poruszył mną aż do łez.

      Usuń
  11. Końcówka rodem z horroru, aż mam gęsią skórkę, zupełnie jak podczas prologu. Cieszę się, że Melissa nie okazała się jednak taką totalną suczą. Miło z jej strony, że się trochę opanowała i pokazała też inną twarz. Benedict... Co to jest kuźwa za imię? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huehuehue... Benedict ma swój skrót: Benio - a tak się zwie mały (no, nie aż tak mały), fioletowy przyjaciel mojej przyjaciółki, który spędza z nią samotne noce (If ju noł, łat aj min xD). Biedni ludzie... I teraz się załamią, jak mogłam nazwać ojca głównej bohaterki imieniem w*i*b*r*a*t*o*r*a xD
      (Nie powinnam publikować tego komentarza... xD)
      Amnesia

      Usuń
    2. Okej, juz nie będę poruszać tego tematu xD

      Usuń
  12. Uuu wciągasz ;P. Niezła ta Alicja. Zna się na hakerstwie. Tylko ciekawe, po co to robi. Lubi krzywdzić innych, bawić się w zagadki? Cóż, na razie nie wiem. Zdziwiło mnie zachowanie jej ojca, bo mówiłaś, że ich nie bije. To i wtedy nie powinien. Chyba, że to dopiero teraz przybyły mu tyle emocji, że niechcący wymsknęły się spod kontroli i przemieniły w czyny. W dodatku kolejny kawałek o jakimś biciu. Myślałam, że właśnie przez ojca, ale chyba nie. Czy nie tylko Aaron miał kłopoty w szkole? Jednak to chyba nie były powiązane ze sobą sytuacje, chociaż kto wie. Pewnie Ty ;p. Cóż kolejne zdziwienie, bo to Melissa wyciąga pierwsza rękę. Jednak nie jest chyba taka zła. Faktycznie jest człowiekiem i też ma prawo do życia i błędów. Jej ojciec też mógł myśleć, co robi. Hm... ja bym powiedziała tej Daniele, że po prostu nie mogę, bo coś muszę zrobić i by mogła zostać ;p. Nie, wstawanie wcześniej, to nic fajnego. Kołdra ma tyle mocy przyciągania...

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alicja ma swoje powody, chyba... xD. Ojciec ich nigdy nie bił, to był pierwszy raz, dlatego Lexi zareagowała tak emocjonalnie. Melissa początkowo miała mieć rolę macochy Kopciuszka, ale stwierdziłam, że to za płytkie i w ten sposób dałam jej troszkę inne cechy, co poskutkowało wymyśleniem paru innych, ciekawych sytuacji w przyszłości :3. Przyznaję rację - kołdra ma zabójczą moc przyciągania :D.
      Pozdrawiam

      Usuń