czwartek, 27 sierpnia 2015

12. Rozdział dwunasty

Ahoj! Już dość długi szmat czasu minął, odkąd pojawił się wcześniejszy rozdział. Niestety nie mam dla was dobrych wieści. Tak jak gdzieś wcześniej wspominałam, zbliża się matura wielkimi krokami, toteż pisanie Alicji schodzi na dalszy plan. Oczywiście rozdziały będą pojawiały się co jakiś czas, ale nie mogę wam zagwarantować płynności. Może być tak, że pojawi się jeden rozdział na miesiąc albo na trzy. Jednak nie martwcie się - od połowy maja wszystko wróci do normy! Zapraszam do czytania i komentowania! :D
Wasza Amnesia :*

***
Krążę po łazience tam i z powrotem, sama nie wiedząc, co teraz począć. Kąpiel nie dała mi ukojenia, a przynajmniej takiego, jakiego oczekiwałam. Zmyła jedynie warstwę brudu, a rozgardiasz emocjonalny został na swoim miejscu. Z jednej strony nie chcę wierzyć, że Danielle może mieć coś wspólnego z Alicją, jednak wszystko działa na jej niekorzyść. Atak, kwiaty, farba, perfumy i… W mojej pamięci odżywa obraz nadgarstka dziewczyny. Jej przegubu, na którym widniała bransoletka z zawieszkami w kształcie róży.
Zatrzymuję się i opieram dłonie o szklany zlew, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. W moich oczach maluje się czysty obłęd. To zaledwie drugi dzień, a ja już gubię się w swoich myślach. Co będzie dalej?
Zamykam oczy, powoli wypuszczając powietrze przez nos, następnie zaczynam liczyć.
— Sto. Dziewięćdziesiąt dwa. — Każde słowo, sylaba, dźwięk pozwalają mi odzyskać grunt pod nogami; sprowadzają mnie na ziemię niczym sznurek przyczepiony do balonika z helem.
Przy siedemdziesięciu sześciu wychodzę z łazienki, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Przy pięćdziesięciu dwóch staję przy schodach, a do moich uszu dolatują dźwięki rozmów i śmiechy.
Przy dwudziestu moje bose stopy dotykają zimnych kafli podłogowych na parterze. Z tej odległości widzę już dwie sylwetki siedzące do mnie tyłem oraz postać dziewczyny krzątającej się po kuchni. Pomieszczenie wygląda jak prosto wyjęte z katalogu o perfekcyjnej pani domu mieszkającej w perfekcyjnym domu z perfekcyjnym wyposażeniem wnętrz.
Przy zerze staję koło nich i zaczynam zabawę.
— Skąd wiedziałaś, że jestem dobra w hakowaniu? — pytam na samym wstępie, a osoby siedzące w kuchni momentalnie odwracają się w moją stronę.
Spoglądam po twarzach każdego z nich, próbując odczytać ich emocje, gdy sama zachowuję kamienną maskę. Jeśli chcą się tak bawić — proszę bardzo. Ja nie zamierzam pierwsza się poddawać.
— Dlaczego już pierwszego dnia, ba!, zaraz po tym, jak pojawiłam się w szkole, wiedziałaś, że mogę zhakować Króliczą Norę? — ponawiam swoje pytanie, każde słowo cedząc z zimną precyzją i dokładnością, żeby wszystkie osoby przysłuchujące się moim słowom doskonale mnie zrozumiały.
— Nie mogę ci powiedzieć — oświadcza szatynka, krzyżując swoje spojrzenie z moim. To jak cicha walka o dominację. Jak dwa tygrysy konkurujące o władzę i prawo do pożarcia ofiary.
— Zresztą, czy to ważne? — Blondyn próbuje ratować napiętą atmosferę.
— Nie wtrącaj się w to, Seth — rozkazuje dziewczyna, nawet na niego nie spoglądając, a chłopak momentalnie milknie.
Powitajmy ponownie naszą królową lodu!
— Gramy po tej samej stronie, Lexi — mówi spokojnie. — Nie doszukuj się w nas wrogów.
— Jak mam się nie doszukiwać, skoro ciągle coś przede mną ukrywacie?! — Nerwy puszczają mi, głos podnosi się o parę oktaw, natarczywie wibrując w moich uszach.
Nagle słyszę szuranie krzesła po mojej prawej stronie. Odwracam się, spoglądając na Caspra, którego oczy aż pociemniały z ledwo hamowanej wściekłości.
— Na twoim miejscu nie wrzeszczałbym w domu gospodarza, który pomógł mi w potrzebie — rzuca złowrogo. I wcale nie musiałabym być Einsteinem, żeby odczytać w tych słowach groźbę.
— Przepraszam. — Zwieszam głowę, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia.
Słyszę przyśpieszone bicie serca i szum krwi w uszach wywołane krążącą w żyłach adrenaliną. Strach. W tym momencie boję się stojącego przede mną szatyna.
Ostatnio tak się czułam… No właśnie, kiedy? Czy to było wtedy, gdy matka powiedziała mi, że rodzina się rozpada? Czy może tamten moment, jak po raz pierwszy zauważyłam te śliczne, drapieżne uśmiechy na twarzach moich oprawców? Albo kiedy matka pędziła na oślep do szpitala, do którego zawieźli Aarona?
W moim życiu było zdecydowanie za dużo momentów, gdy strach zawładnął mym sercem. Myślałam, że już się do tego przyzwyczaiłam, a jednak chłopak stojący przede mną wywołał w moim ciele dziwną mieszankę lęku i podekscytowania. Jakby ta rozmowa była niezwykle niebezpiecznym, ale i pobudzającym wstępem. Pytanie tylko: wstępem do czego?
Zaciskam ręce w pięści, przygryzam wargę, po czym podnoszę głowę, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Mój wzrok wrzeszczy: dalej, zmierzmy się. Sprawdźmy, kto tu jest silniejszy; i Casper dostrzega to, ponieważ na jego ustach zaczyna igrać protekcjonalny uśmieszek.
— Lexi. — Głos Danielle przebija się przez naszą linię bezgłośnej rywalizacji. Zamykam oczy, wypuszczam powietrze, które przez cały ten czas wstrzymywałam i ze spokojem malującym się na twarzy odwracam się w jej stronę. — Nie tylko ty jesteś zmuszana do tej chorej gry…
Dziewczyna wyciąga w moją stronę lewą rękę, tę samą, na której wcześniej zauważyłam bransoletkę. I rzeczywiście, pod krawędzią materiału marynarki dostrzegam srebrzysty zarys metalu oplatającego skórę przegubu.
— Co to znaczy? — pytam, wskazując na błyskotkę, na co szatynka uśmiecha się delikatnie. Poprawiwszy rękawy marynarki, przysłania widok na zawieszkę w kształcie róży.
— Powiedziałam ci tyle, ile mogłam. Reszty musisz się dowiedzieć sama — brzmi jej odpowiedź.
Kiwam głową na znak zrozumienia. Więcej od niej nie wyciągnę, ale te informacje jak na razie starczają mi, bym choć przez chwilę uznała, że mogę jej zaufać. Domyślam się, że Dani przestrzega zasad obowiązujących w Króliczej Norze, czyli tym samym moje zaproszenie do Samorządu wynikało z informacji, które podała im Alicja. A jeśli tak, to moje myślenie, że Alicja nie wie o moich zdolnościach, było od samego początku błędne.
Sieć zacieśnia się, a my, szmaciane lalki, tańczymy tak, jak nam zagrają…
***
Danielle z uśmiechem zwycięstwa na twarzy stawia na stole cztery talerze z parującym jedzeniem.
— Mam nadzieję, że będzie wam smakować — rzuca, jakby nie wierzyła w swoje zdolności kulinarne, jednak jej mina świadczy o czymś zupełnie innym.
W tym samym momencie, w którym talerz dotyka stołu, dociera do mnie zapach potrawy, a mój brzuch nagle przypomina o swoim istnieniu głośnym burczeniem.
— W samą porę, Dani — parska Casper, spoglądając na mnie z uśmiechem, podczas gdy ja chciałabym się zapaść pod ziemię. Głupi, głupi, głupi żołądek…
Nie zwlekając dłużej, zatapiam widelec w wyśmienicie wyglądającej i pachnącej potrawie. Pierwszy kęs okazuje się eksplozją smaku — po moich kubkach smakowych rozlewa się płynne szczęście, choć w gruncie rzeczy nawet nie wiem, co jem.
— A tak właściwie, co to? — pytam, kiedy już popijam jedzenie wodą. Szatynka podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się uroczo.
— Makaron w sosie beszamelowym z brokułami i kurczakiem. — I to by wyjaśniało ten jednocześnie znajomy co i zupełnie nieznany smak.
— Wyśmienite — przyznaję naszej gospodyni. — Miałam się ciebie spytać: jak szłam do łazienki, widziałam w jednym z pokoi taki niesamowity, szklany stół na trzech żelaznych nogach. To jakiś zabytek, racja?
— Tak, dokładnie. — W oczach dziewczyny błyska podekscytowanie. — To stolik kawowy z końca dziewiętnastego wieku. Został zaprojektowany przez Antoniego Gaudiego, jednak tylko nieliczni słyszeli o tym meblu. Większość osób zna jedynie duże projekty, jak kościół Sagrada Familia czy Casa Milà.
— I to jeden jedyny taki stolik na świecie?
— Nie… Jest jeszcze jeden — odpowiada, robiąc pauzę dla podkreślenia wagi swoich słów — w Białym Domu…
Nie wiem, czy mam czuć ulgę, czy przerażenie na taką odpowiedź. Przynajmniej jestem pewna dwóch rzeczy: znalazłam stolik z zadania Alicji i nie zostanę zamknięta za próbę włamania do Białego Domu. Normalnie żyć nie umierać… Jeszcze tylko muszę znaleźć sposób, żeby dostać się niepostrzeżenie do gabinetu i wykraść kluczyk. Prosto powiedzieć, trudniej zrobić.
— To jest boskie! — nagle wydziera się na całe gardło Seth. — Byłabyś idealną panią domu, gdybyś tylko nie zachowywała się jak tyranozaur z okresem…
Razem z Casprem wybuchamy śmiechem na to stwierdzenie, natomiast Danielle ze srogą miną uderza blondyna w ramię, po czym również zaczyna chichotać.
— Widzę, że dobrze się bawicie, dzieciaki — rozlega się głęboki głos od progu kuchni, na co całą czwórką spoglądamy w tamtym kierunku.
O ścianę opiera się wysoki, barczysty mężczyzna w średnim wieku. Ciemnobrązowe loki przyprószone siwizną zaczesał do tyłu, odsłaniając w ten sposób całkiem przystojną (jak na swoje lata) twarz ze sporym zarostem. Nie takim, jak u Dagona, ale znacznie odznaczającym się na skórze. Bystrymi, niebieskimi oczami przerzuca po twarzach każdego z nas, zatrzymując się na dłuższą chwilę na mnie. Przełykam gulę, starając się nie denerwować tym nagłym spotkaniem.
— Cześć, tato. — Dani podnosi się z krzesła i kieruje swoje kroki w stronę mężczyzny, na którego twarzy pojawia się uśmiech na widok córki. — Szybciej skończyłeś pracę?
— Nie, wpadłem tylko zabrać jeden projekt i wracam na budowę — odpowiada, głaszcząc dziewczynę po włosach.
W jakiś dziwny sposób zastanawiają mnie ich relacje. Może to dlatego,  że ja sama nigdy nie doświadczyłam takiego zachowania ze strony ojca? Jedyne, co pamiętam z dzieciństwa, to kłótnie rodziców i lęk, że to moja wina. Te wszystkie spojrzenia posyłane mi spode łba czy szepty po kątach, w których głównie figurowało moje imię. Chociaż nikt nigdy nie powiedział mi tego wprost, wiedziałam, że rozwód rodziców był w znacznym stopniu moją winą…
— Nie widziałem cię wcześniej. Jesteś nową koleżanką Danielle? — Wyrywa mnie z zamyślenia głos mężczyzny.
Skupiam się na nim i niepewnie wymawiam ciche:
— Tak — po czym dodaję: — Jestem Lexi.
Zapada dziwna cisza, w czasie której chyba nikt nie wie, co powinien teraz powiedzieć lub zrobić. Przypuszczam, że należałoby, żebym dodała coś więcej, ale nie robię tego. Nie czuję naglącej potrzeby opowiedzenia całego swojego życiorysu temu mężczyźnie, tylko dlatego, że jest ojcem mojej koleżanki aspirującej na przyszłą przyjaciółkę.
— No tak… — Mężczyzna zawiesza głos, przeciągając ostatnią głoskę. — Chyba czas na mnie. — Pochyla się i całuje córkę w policzek. — Miło było cię poznać, Lexi. Wpadnij do nas czasem. Chłopaki, tylko nie zdemolujcie mi domu!
Danielle odprowadza ojca do drzwi, a ja dostrzegam w tym szansę. Naprędce wymyślam głupią wymówkę, byleby tylko dostać się na piętro.
— Zapomniałam telefonu z łazienki — rzucam, starając się, by na mojej twarzy nie można było dostrzec napięcia. W gruncie rzeczy nie kłamię. Naprawdę zostawiłam telefon w kieszeni spodni. — Zaraz wracam.
Wstaję od stołu, czując na swoich plecach wzrok Caspra. Czy mnie przejrzał? Chyba jednak nie, ponieważ docieram do podstawy schodów niezatrzymana przez jego oskarżycielski głos. Na piętrze oddycham z ulgą, uzyskawszy pewność, że jestem bezpieczna. Szybko podchodzę do gabinetu ze stolikiem i niepewnie staję przy drzwiach.
Czuję, jak moje serce szaleńczo bije w piersi, a w głowie pojawia się jednostajny szum. To adrenalina, uspokajam się, biorąc głęboki wdech. Po chwili przekraczam próg pokoju i podchodzę do mebla. Trzęsącą się dłonią odsuwam szufladę, spodziewając się, że zaraz zza drzwi wyskoczy Danielle lub jej ojciec i tak skończy się moja „misja”. Ale kiedy szuflada staje przede mną otworem, a zza pleców nie słyszę podniesionych głosów, oskarżających mnie o kradzież, zyskuję odrobinę pewności siebie.
Sprawnym ruchem wyciągam zawartość szuflady i uważnie oglądam pierwszy przedmiot. W moich rękach spoczywa plan jakiegoś budynku namalowany na niebieskim papierze. Na górze projektu widnieje data wystawiona na przyszły tydzień, a dokładniej na dwudziestego drugiego marca oraz napis: Rozbiórka S.P. Millhaven. Marszczę brwi, nie rozumiejąc za bardzo tego wszystkiego. Odkładam na chwilę plan na szklany blat, a następnie wyciągam dość sporych rozmiarów mosiężny klucz. Nie zastanawiając się dłużej, chowam go do kieszeni. Nagle za plecami słyszę dźwięk kroków, więc spanikowana składam plany na kilka części, otrzymując w ten sposób gruby prostokącik, który chowam do stanika, po czym wymykam się na korytarz, modląc się w duchu, by nikogo tam nie było.
Niestety, moje modły jak zwykle zdają się na nic.
— Tego szukałaś? — W jego dłoni widnieje moja komórka, a ciemnoszare oczy przewiercają mnie na wskroś, starając się dojrzeć jakąkolwiek, nawet najmniejszą, słabość.
— Dzięki, właśnie miałam po niego iść — odpowiadam, ukrywając swoją panikę pod maską uśmiechu pełnego wdzięczności. Wyciągam rękę, jednak Casper zabiera aparat w swoją stronę.
— Dostaniesz go, jak powiesz mi, co tam robiłaś — wskazuje ruchem głowy na gabinet za moimi plecami.
Rzucam mu piorunujące spojrzenie, jednak on nie odpuszcza. Wytrzymuje mój wzrok, a na jego twarzy nie widać żadnych emocji.
— Chciałam zobaczyć z bliska ten stolik kawowy Gaudiego — mruczę wściekle, zaciskając dłonie w pięści.
Ciężar klucza w kieszeni niemal sprawia mi fizyczny ból, a dotyk papieru na gołej skórze swędzi i parzy, jakbym miała przyłożony kawałek rozżarzonego węgla.
Chłopak mruży oczy i już wiem, że przegrałam, że wcale nie uwierzył w moją historyjkę, że zaraz zawoła Danielle i każe mi oddać to, co ukradłam.
— Spoko, proszę — oznajmia, podając mi komórkę. Zaskoczona jego reakcją odbieram przedmiot i chowam do kieszeni pożyczonych jeansów.
— Dzięki…
— Dani kazała ci przekazać, żebyś zostawiła swoje ubrania w łazience, a jutro dostaniesz je czyste — rzuca, po czym przechodzi obok mnie bez dalszego wyjaśnienia, znikając na schodach.
Sama nie wiem, co się przed chwilą stało. Przecież mnie widział! Więc dlaczego nie wściekł się albo przynajmniej nie powiedział tego innym?
Szybko zbiegam po schodach, dopadając do kuchni, gdzie dalej panuje atmosfera radości i przyjacielskiego droczenia się. Spoglądam na Caspra opierającego się o blat szafki kuchennej i popijającego sok pomarańczowy ze szklanki. Na jego twarz pozbawioną emocji i puste spojrzenie wlepione w moją postać. Jaki ma w tym cel, że nikomu nie powiedział o sytuacji na górze?
— Zbieramy się — rzuca w przestrzeń, dopiwszy resztkę soku. Spogląda na mnie, jakby oczekiwał, że z nim pójdę. — Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
— Jak to my? — pytam inteligentnie, nie ruszając się ani o milimetr.
— Odwiozę cię — odpowiada spokojnie, na co spoglądam na Dani, szukając u niej pomocy.
— Przepraszam, Lexi. Miałam cię odwieźć, ale tato powiedział, żebym została w domu, bo mama zapomniała kluczy — wyjaśnia przepraszającym tonem.
Potakuję głową i jednocześnie wzdycham głęboko w środku siebie. Nie chcę wracać z Casprem, bo obawiam się pytań albo tej wymownej ciszy. Jedno i drugie nie napawa mnie optymizmem. Zresztą, czy na motocyklu da się w ogóle rozmawiać?

Chwilę później, jak już pożegnałam się z pozostałą dwójką, stoję na podjeździe naprzeciwko motocykla, podziwiając z bliska kunszt i ilość pracy włożoną w jego wygląd. Casper podaje mi niebieski kask, ale kiedy nieporadnie próbuję go założyć, wzdycha teatralnie i zabiera mi go z rąk.
— Kobiety. Niby takie perfekcyjne, a najprostszych rzeczy nie potrafią zrobić — rzuca, zakładając mi kask na głowę.
Duże, ciepłe ręce muskają mój policzek, gdy odgarnia kosmyk zbłąkanych włosów. Delikatność tego gestu niemal powala mnie na kolana. Staram się odnaleźć jego wzrok, jednak chłopak skupia się na dokładnym zapięciu kasku, zupełnie ignorując to, co przed chwilą miało miejsce. A właściwie, czy cokolwiek miało miejsce?
Opanuj te głupie hormony, wrzeszczę na siebie w myślach, doprowadzając swój mózg do stanu poczytalności.
— Teraz powinno być dobrze — mówi i odsuwa się. Zakłada swój kask i wsiada na motocykl, a ja zaraz za nim. Zupełnie nie wiem, co zrobić z rękoma, jednak moje wątpliwości rozwiewa głos Caspra rozbrzmiewający jakby z oddali. — Złap się mnie w pasie i balansuj ciałem tak jak motocykl! Jak skręcamy w prawo, to przechyl się w prawo, jak w lewo, to w lewo. Rozumiesz?
— Tak! — odkrzykuję, oplatając ramiona wokół jego piersi. Tu nie ma miejsca na uczucie nie komfortu.
Czuję, jak strach powolnymi, acz idealnie rozplanowanymi kroczkami podchodzi mi pod gardło. Spinam całe ciało, oczekując najgorszego.
— Nie bój się! Jak się wywalimy, to trup na miejscu! — dopowiada jeszcze, a moje oczy rozszerzają się ze strachu.
Nim jednak zdążę zmienić zdanie i wrócić do domu taksówką, Casper dodaje gazu i ruszamy w dół podjazdu, a wokół nas unosi się chmura pyłu. Powoli miejsce strachu zajmuje ekscytacja, która przyjemnie łaskocze moje wnętrze, zaczynając od żołądka i rozchodząc się coraz wyżej ciepłymi falami. Świat widziany z perspektywy przemykającego motocykla jest tak zupełnie odmienny od tego codziennego, mijanego w przytulnym wnętrzu samochodu.
— I jak ci się podoba?! — Casper przekrzykuje łoskot wiatru rozbrzmiewający w mojej głowie.
— To jest genialne! — odkrzykuję, czując jak na mojej twarzy wykwita szeroki uśmiech niczym u dziecka.
Zważywszy na to, że rozmawianie w czasie jazdy jest strasznie irytujące z racji na szum wiatru i przymus krzyczenia do siebie, dalszą podróż przebywamy w cichy, rozkoszując się płynną jazdą, odgłosami maszyny przemierzającej ulice i tym niesamowitym wrażeniu rozchodzącym się od brzucha na całe ciało. Ciepło, które czuję od Caspra daje mi kolejną odrobinę przyjemności. I przez te wszystkie elementy nasza jazda wydaje mi się o wiele za krótka, gdy w końcu stajemy przed moim domem.
Casper stawia nogę na asfalcie, nie wyłączając silnika. Schodzę z siedziska i ponownie mocuję się z kaskiem, ale kiedy moje ręce po raz trzeci ciągną za włosy zamiast za pasek, poddaję się i odwracam w stronę chłopaka.
— Pomożesz?
— A co dostanę w zamian? — odpowiada pytaniem na pytanie i wcale nie muszę widzieć jego twarzy, by domyśleć się, że się szeroko uśmiecha.
— Zależy od tego, czego chcesz — odcinam się, na co mój towarzysz zaczyna się śmiać. Wyciąga ręce i odpina mój kask, wrzucając go do kufra z tyłu.
— To, czego chcę, jest poza zasięgiem mych możliwości. — Jego głos zmienia się diametralnie w tym jednym zdaniu. Z wesołego, trochę aroganckiego pomruku przeistacza się w pełen smutku jęk.
— Dlaczego? — zadaję pytanie, zanim ugryzę się w język.
Casper spogląda mi w oczy, prześlizgując się spojrzeniem po mojej twarzy. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że w tej chwili toczy wewnętrzną walkę.
— Obietnica — brzmi jego odpowiedź. Nie pytam o nic więcej, po prostu patrzę, jak odjeżdża. Najpierw powoli, by następnie całkowicie zniknąć z mojego pola widzenia.
Spoglądam na godzinę wyświetlającą się na komórce. Dochodzi dwudziesta pierwsza. Wzdycham ciężko, po czym kieruję się w stronę domu. Nim przekroczę próg, wiem już, co mnie czeka.
Kiedy tylko drzwi zamykają się za mną, w przedpokoju pojawia się Melissa odziana w szlafrok. Jej mina sugeruje mi, że mam kłopoty, jednak nie odzywa się ani słowem.
— Martwiliśmy się o ciebie — szepcze w moją stronę. — Nie zabraniamy ci wracać później do domu, tylko dzwoń do nas i uprzedź, że będziesz wieczorem.
Zaskakuje mnie jej stosunek. Spodziewałam się dzikiej awantury, a tu tylko te ciepłe słowa wypowiedziane z matczyną troską. Może nasza rozmowa rzeczywiście przełamała lody?
— Przepraszam — kajam się, jednak nie udaje mi się nic więcej dodać, ponieważ do przedpokoju wchodzi rozespana Joyce.
Mruga i pociera drobnymi rączkami oczka, by pozbyć się śladów snu. Zastygam w bezruchu, kiedy jej czekoladowe tęczówki skupiają się na mojej twarzy. Aż sapię z wrażenia.
— Joyce, ty mnie widzisz!
Dziewczynka marszczy brwi i przekrzywia główkę na bok, a ciemne włoski spadają jej na twarzyczkę.
— Widzę cię, siostrzyczko. Polepszyło mi się troszkę dzisiaj — odmrukuje cicho, ziewając. — Tylko mam nadzieję, że jutro też cię będę widzieć…
Joyce dosłownie zasypia na stojąco, więc podchodzę do niej i biorę ją na ręce, zanosząc do sypialni dziewczynki. Kładę ją do łóżka i przykrywam zielonkawą kołderką w wielobarwne kwiatki — jedynym kolorowym elemencie w tym morzu bieli. Kiedy już mam odejść od niej, siostra łapie mnie za rękę i odwraca się w moją stronę.
— Poczytasz mi bajkę? — pyta słodko, wskazując paluszkiem na książkę leżącą na szafce obok.
— Oczywiście — odpowiadam, sięgając po opowieść, a gdy tylko widzę jej tytuł, moje serce zamiera. — Ciekawy wybór. Nie jesteś na tą opowieść za mała?
— Braciszek Aaron zawsze mi ją czytał — zaprzecza szybko. — To nasza ulubiona książka!
Nie sprzeciwiam się dłużej protestom dziewczynki, otwieram książkę i zaczynam czytać:
„W pobliżu wejścia do ogrodu rósł spory krzew białej róży. Trzech ogrodników przemalowywało pośpiesznie jego kwiaty na kolor czerwony. Zdziwiło to bardzo Alicję, podeszła więc bliżej i usłyszała słowa jednego z ogrodników:
— Uważaj tylko, Piątko! Jak możesz pryskać mi tak na ubranie!”
I w tym momencie doznaję olśnienia! Wszystko idealnie trafia na swoje miejsce, wpasowując się niczym mechanizm we szwajcarskim zegarku. Dani miała rację — nie tylko ja jestem uwikłana w tę chorą rozgrywkę…
Nagle mój telefon wibruje w kieszeni. Spoglądam na siostrę, jednak ona już ponownie zasnęła, zbytnio zmorzona po całodziennym wysiłku i ekscytacji z powodu poprawy samopoczucia.
Odkładam książkę na stolik, podnosząc się ze skraju łóżka, po czym wychodzę z pokoju i kieruję się na górę. Dopiero w swoim pokoju zbieram się na odwagę, by przeczytać wiadomość, spodziewając się kolejnych pogróżek od Alicji. Jakże jestem zdziwiona, gdy wyświetla się już całkiem dobrze znany numer i osoba.
Od: Casper
„Dobranoc, Lexi.”

16 komentarzy:

  1. Och, ach! <3 love love love. Już myślałam, że on ją pocałuje! Jak mogłaś mi to zrobic! Ale ten sms na dobranoc był uroczy :-) jestem ciekawa, co to za dziwne plany i tajemniczy klucz! Moze powoli zacznie się coś wyjaśniać. Czekam na next. :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Repesco!
      Twój komentarz jak zwykle spowodował mój szeroki uśmiech na mordce. Serio - szczerzę się do ekranu jak jakiś psychopata... -_- I taaaak! Jestem zua, że nie pozwoliłam się im pocałować. Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz xD Ale nie martw się, zanim się wszystko wyjaśni, jeszcze z dziesięć razy będziesz mnie chciała zabić za motanie i niszczenie Twoich teorii spiskowych xD
      Pozdrawiam i całuję :*
      Amnesia

      Usuń
  2. Spokojnie, w praktyce przygotowania do matury wcale nie pochłaniają tak dużo czasu jak się powszechnie uważa. ;) Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyłam się, gdy weszłam tu i zobaczyłam nowy rozdział. Tylko jęknęłam ze smutkiem, gdy tak szybko się skończył. Uwielbiam Danielle. Chyba nawet bardziej niż główną bohaterkę. Potrafi tak szybko zmieniać maski! Jest idealną tajemniczą postacią. Będę czekać cierpliwie na te kolejne, rzadkie, spotkania z bohaterami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby skończył się pierwszy tydzień szkoły, ale ja już czuję się (i dostaję taką masę zadań domowych), jakby to była już połowa roku szkolnego, a nie początek... Ech.
      Ja również lubię Danielle. Rzeczywiście, ta dziewczyna ma wiele masek, których jeszcze nie ukazała, Brudne sekreciki? Proszę bardzo - wszystko będzie w przyszłych rozdziałach. A kiedy już nasza kochana przewodnicząca pokaże tę jedną, najbardziej wstrząsającą maskę - możliwe, że większość osób przestanie ją lubić.
      Spotkania może nie będą aż tak rzadkie xD Ogółem trzynasty rozdział już mam rozplanowany, krok po kroku, a nawet mam chyba pięć zdań napisanych, więc jest dobrze xD Oby tak dalej, hehe :D
      Pozdrawiam,
      Amnesia :3

      Usuń
  3. Nie podoba mi się to. Oni wszyscy za bardzo kombinują, coś tu nie gra.
    A Seth mnie wkurza. Nie lubię tego typa.
    Coś czuję, że Alicja jest wśród nich i że ona obserwuje Lexi z bardzo bliska.
    Kurcze. Zawsze do czegoś zmierzasz, a gdy już człowiek ma nadzieję, że coś więcej wyjaśnisz, to nagle bach i zmiana tematu! To jest deprawujące. :D
    Ale ma też swój urok, bo coraz intensywniej zastanawiam się, o co dokładnie chodziło z tymi oprawcami Lexi(pamiętam, że kiedyś napisałaś na ten temat retrospekcję, ale ja nadal nie wiem o co dokładniej chodzi) no i dlaczego jej rodzice w większości kłócili się o nią.
    Lexi wydaje się być równie tajemnicza co Alicja. ;)
    Pozdrawiam i nie życzę weny, a wytrwałości w nauce i cierpliwości w przygotowaniach do matury. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie lubisz Setha? Ja go tam lubię - jest słodiachny xD Ale to może dlatego, że wiem troszku więcej o nim, jednak nie martw się xD Też będzie miał swoje momenty grozy i makabreski... (Amcia wcale nie straszy, wcale... xD) I zmiany wątków? Muszą być, żeby nie było za nudno i za prosto xD Na temat oprawców Lexi będzie jeszcze dużo, ponieważ jest to jeden z głównych wątków pobocznych (wiem jak to brzmi xD Język Polska być trudna język xD). Czy Lexi jest równie tajemnicza co Alicja? Hm.. ciężkie pytanie - możliwe, że tak, ale jednocześnie wydaje mi się, że w takim wypadku wszyscy są również mocno tajemniczy. Bo taki Dagon też ma swoje brudne sekreciki, a Casper? Łoooo Borze ciemny i zielony! Ten to dopiero jest agent, jeśli chodzi o życiowy syf... No, ale nie wyprzedzając faktów - wszystko będzie xD Każdy sekrecik, każdy motyw, każda zbrodnia wyjdą na jaw! Muahahaha xD
      Bardzo dziękuję za życzenia :*
      Pozdrawiam,
      Amnesia

      Usuń
  4. Ja zacznę od dupska strony i powiem, że jednoczę się z Tobą w "BULU i RZALU", jeśli o maturę chodzi. Ale jednocześnie Ci podziękuję, bo trochę mnie dzisiejszym rozdziałem uspokoiłaś, jeśli o tę kwestię chodzi. A w zasadzie zrobił to Casper, mówiąc: "Nie bój się! Jak się wywalimy, to trup na miejscu!". Oni dojechali bezpiecznie, to i my elegancko to zdamy i trupa nie będzie XDD -> Ta, Hagiri się doszukuje pociechy wszędzie.

    Ale teraz do rzeczy.
    Casper mnie dzisiaj zdziwił. Spodziewałam się, że sypnie Lexi (ewentualnie zrobi z niej trupa xD), a ten tutaj jakoś tak mięknie i w ogóle… Cieszę się, że on nie cierpi na syndrom "głupia głowa, miękkie jaja", jak nazywam typ bohaterów, który z początku mnie intryguje, a potem się zakochuje albo po prostu robi nijaki. Widać, że Casper ma swoją przeszłość i stara się wyciągać z niej wnioski.
    No dobra, słodzę i słodzę, ale ja go uwielbiam, więc chyba mam prawo, prawda? :D

    Ale z tą nazwą potrawy to przegięłaś. Dla mnie to nadal makaron z sosem.

    W dzisiejszym rozdziale jakoś lepiej udało mi się wczuć w Lexi. Chyba trochę bardziej ją zrozumiałam i stwierdzam, że mogłaby być moją dobrą koleżanką. Nie bardzo umiem wyjaśnić, dlaczego dochodzę do takiego wniosku – po prostu tak jest. Ale podziwiam ją za wytrwałość i odwagę – nie wiem, czy na jej miejscu umiałabym tak walczyć o odnalezienie powodu, z którego skrzywdzono jej brata.

    Intryguje mnie jeszcze ta "obietnica". Mam nawet w głowie zalążek jakiejś dzikiej teorii, jestem ciekawa, na ile się sprawdzi.

    Tak więc czekam na następny i pozdrawiam :D
    Hagiri
    Rozmowy Międzymiastowe
    Ulicznice

    P.S.: Przepraszam za taką ilość brzydkich słów naraz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hagiś - ja już chcę "wziąść órlob" od szkoły xD A o maturze Ty mi lepiej nic nie wspominaj. Ja nie wiem, jak ja przeżyję trzy rozszerzenia -_- Chyba trzeciego maja to sobie seppuku walne, byleby nie iść i nie przeżywać tego koszmaru...
      No ale zostawmy ten brzydki temat, a zajmijmy się czymś ciekawszym xD Casper... Myślisz, że ten arogancki dupek nie ma jakiegoś planu? Bo ja myślę, że on myśli, że może będzie mógł Lexi w odpowiednim momencie zaszantażować... Albo coś innego, niespodziewanego, niewiadomego...I nie martw się - Casper ma solidne jaja (nie żebym sprawdzała czy coś, ale coś tak ostatnio mi zarzucił, że co jak co - ale twarda dupa musi być...). O jego przeszłości będzie jeszcze dużo, oj dużo. Kiedyś się nawet pojawi miniaturka na ten temat, a dokładniej chodzi o życie Aarona, ale Caspra jest tam duuuuuużo xD I Ty się, kobieto, nie śmiej z tej potrawy xD Ja serio jadłam coś takiego i było pyszne :D Lexi jest uroczą dziewczynką, prawda? Pewnie byłaby równie uroczą koleżanką, ale myślę, że na coś więcej niż koleżankę nie nadawałaby się. Ma.. hm.. za dużo lexiwatości w sobie. Oj, nic dziwnego, że intryguje Cię "obietnica" xD Specjalnie to dałam, żeby powkurzać moich czytelników, czegóż ta "obietnica" może dotyczyć, huehuehue xD Ale nie domyślicie się tego - Casper jest za dobrym aktorem, żeby się zdradzić :P Ale z miłą chęcią poznam Twoją teorię, więc wiesz, gdzie pisać xD
      Pozdrawiam,
      Amnesia
      P.S. Myślę, że do niedzieli uda mi się przeczytać nowe rozmowy i skomentować je xD Ale nie obiecuję - postaram się (choć maturki z matmy same się nie zrobią xD)

      Usuń
  5. Och!!
    OMG!!
    Zajebisty rozdział!!!
    Casper jest niesamowity!
    Ha!Udało jej się to ukraść!
    Czy mi się wydaje czy ojciec Danielle ją skąś zna?Albo wie,że to siostra Arona.
    Świetna bajka,ja na jej miejscu bym ją przeczytała całą,może tam znajdzie parę odpowiedzi.
    Boże, każdy rozdział coraz lepszy!
    Życzę dużo weny i czekam na nexta<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, czemu się wszystkim wydaje, że ojciec Dani zna Lexi? xD To dobre pytanie, choć ja nie znam na nie odpowiedzi. No, ale zobaczymy, co też mój straszny mózg wykombinował z tatusiem Danisi xD Oj, ja nie wiem, jakie emocje będą wywoływały u Ciebie kolejne rozdziały, w których rzeczywiście zacznie się SPORO dziać.. Tylko mi na zawał nie zejdź! Gdzie ja znajdę taką wytrwała czytelniczkę, jak Ty? Hihi :*
      Pozdrawiam,
      Amnesia

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Niestety jeszcze się trochę naczekasz... Nawał lekcji, matura, bla, bla, bla. Chcę już wakacje :(

      Usuń
  7. O nie! Wpadłam po uszy w tym opowiadaniu i co ja teraz zobię?! Czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że znajdziesz chwilkę dla Are you Alice?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że moja Alicja aż tak Cię zaciekawiła. Ja również mam nadzieję, że znajdę chwilkę dla Are you Alice?, ale niestety mam taki nawał lekcji, że szkoda gadać. Jednak! Mam nadzieję, że w czasie swojej czwartkowej podróży do Krakowa uda mi się coś napisać. :3
      Pozdrawiam, Amnesia.

      Usuń
  8. Lubię to, że wprowadzasz to tak wszystko powoli, te relacje, szczególnie właśnie z Casprem. Widać zarazem ich niechęć do siebie, ale jednak coś tam ich ciągnie do siebie, potrafią jednak obyć się bez krzyków i wrednych docinek. Trochę mnie dziwi to, że Lexi wzięła ten plan. Chce coś na nim zobaczyć? A nie sądzi, że ktoś zauważy brak tego planu? W dodatku jeżeli Daniele komuś o tym powie, że brakuje, czy jej tata, to od razu od Caspra będzie podejrzenie właśnie na nią. No ale nie ma to, jak komplikować sobie życie. Dziwnie, że jakoś nie zaczęli rozmawiać o tej Alicji i o grze, ale w sumie nie mogą, to co się dziwić. Zastanawia mnie to, skąd ona tak wszystko wie... Musiałaby być wszędzie. Słuchowo i też kamerować. I dziwne, że nie powiedziała, że Lexi to siostra Aarona, bo na pewno o tym wie. Przynajmniej dowiedziałam się, skąd wie o umiejętnościach hakerskich. Chyba. Cóż tyle pytań, tyle jeszcze odpowiedzi. No i jeszcze ta książka na dobranoc. Nie będzie się dobrze kojarzyła...

    Pozdrawiam. Krótko, bo już nie ta pora...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się podoba, że ich relacja idzie tak powoli. Mogą się ze sobą zaaklimatyzować, zaakceptować. Co do problemu z planem... Specjalnie zrobiłam tak, że Lexi go wzięła, a nie zrobiła np. zdjęcie. Z tym będzie związana jeszcze jedna akcja, ale to dopiero za kilkanaście rozdziałów. Alicja jest wszędzie. Pod wieloma względami. Pamiętaj, że jej macki naprawdę sięgają na każdą możliwą osobę. Jest ona głównym reżyserem przedstawienia pociągającym za sznurki swoich laleczek, sama będąc wciąż w ukryciu. Jeśli nie powiedziała reszcie o Lexi to najwidoczniej ma w tym jakiś cel. Cieszę się, że masz jeszcze tyle pytań. To znaczy, że pętla powoli się zacieśnia. :3
      Pozdrawiam :)

      Usuń