piątek, 11 lipca 2014

02. Rozdział drugi

Rano budzi mnie niemiłosierne pulsowanie mające swoje źródło w karku, przepływające szczypiącymi falami wzdłuż prawego ramienia, paraliżując całą rękę — od barku po koniuszki palców. A wszystko to jest wynikiem spaniem w niewygodnej pozycji. Przeciągam się, a kartka spada z moich kolan, sfruwając na podłogę. Teraz, w świetle dziennym mogę dostrzec o wiele więcej szczegółów pokoju niż wczoraj. Na ścianie wiszą plakaty ACDC oraz Metalliki — dwóch ulubionych zespołów mojego brata — a pomiędzy nimi, zaraz koło łóżka, znajduje się najbardziej niepasujący do reszty plakat, a właściwie skradzione ogłoszenie o koncercie Ludovico Einaudiego. Uśmiecham się na ten widok i z przyzwyczajenia pocieram kluczyk zawieszony na mojej szyi. To mój ulubiony wykonawca, a sam plakat pochodzi z koncertu, na który zabrał mnie Aaron niecałe dwa lata temu.
Pamiętam, jaka wściekła była mama, kiedy brat podjechał do nas, oświadczając, że porywa mnie na trzy dni. Początkowo nie chciała się zgodzić, bo to w końcu był tydzień szkolny, ale Aaronowi udało się jakoś namówić mamę, informując ją, że to prezent niespodzianka na moje szesnaste urodziny. I tak też pojechaliśmy sobie w świat, a dokładniej do Waszyngtonu. Myślę, że to były najbardziej niesamowite, najzabawniejsze trzy dni w moim życiu. Zwiedziliśmy Kapitol, który dziwnym trafem kojarzył mi się tylko z książką „Igrzyska Śmierci”, z czego Aaron śmiał się chyba przez całe zwiedzanie budynku, ściągając na nas zdziwione spojrzenia zwiedzających oraz ochrony. Zobaczyliśmy również Biały Dom, Pentagon oraz obowiązkowe punkty w programie, czyli Pomnik Lincolna oraz Pomnik Waszyngtona, a wieczorem…
A wieczorem Aaron przyniósł do mojego pokoju hotelowego torbę i oznajmiając, że mam się przebrać, natomiast on zaczeka na mnie na korytarzu. Zdziwiona i zaciekawiona zajrzałam do środka pakunku, wyciągając uroczą, jasnobłękitną suknię wieczorową. Kiedy już przebrałam się i wyszłam z pokoju, Aaron ubrany w czarny smoking czekał pod drzwiami, dokładnie tak jak zapowiedział.
— Myślę, że ten kolor pasuje do ciebie idealnie — powiedział rozbawiony, podając mi ramię, które złapałam z szerokim uśmiechem. — Idziemy?
— Dokąd tylko zechcesz — odparłam, spoglądając w jego radosne oblicze. Nigdy nie kochałam nikogo tak bardzo, jak mojego brata, nawet rodziców; i nigdy nie czułam, że ktoś mógłby mnie kochać bardziej niż mój słodki, niewinny starszy brat.
W czasie występu, kiedy oczarowana przyglądałam się i przysłuchiwałam grze mojego mistrza, Aaron nachylił się nad moim uchem, łaskocząc mą skórę swym ciepłym oddechem.
— Wszystkiego najlepszego, Lexi — szepnął, całując mnie w policzek, po czym odsunął się ode mnie, by przez resztę występu przyglądać się wraz ze mną, jak palce Ludovico Einaudiego delikatnie przemykają po klawiszach, głaszcząc je i dopieszczając, zupełnie jakby były żywymi istotami.
Dlatego właśnie uwielbiam ten rodzaj muzyki; przez sposób, w jaki potrafi wywołać u człowieka emocje i ukazać jego prawdziwą naturę…

Telefon sygnalizuje wibrowaniem w mojej skrytce, że została mi niecała godzina do rozpoczęcia zajęć. Sięgam po kartkę leżącą na podłodze i przechodzę do drzwi. Spoglądam po raz ostatni tego poranka na pokój mojego brata, wdychając ciągle unoszący się tutaj delikatny zapach chemikaliów, zmieszanych z wanilią, pochodzący prawdopodobnie ze ściereczek, którymi Melissa ściera kurze. Zamykam za sobą drzwi, po czym przechodzę do mojej sypialni.
Niewypakowana walizka dalej stoi na środku pomieszczenia, ale jakoś nie obchodzi mnie to zbytnio. Wyciągam z jej wnętrza luźny, biały podkoszulek oraz ciemne spodnie, nie przywiązując zbytnio uwagi do tego, jak „zaprezentuję” się w pierwszym dniu szkoły. Zupełnie nie przejmuję się powszechnym zwyczajem robienia ze szkoły osobistego pokazu mody, tak jak i olewam nakładanie na twarz makijażu. Przebieram się w pokoju, następnie wyciągam z bagażu swoją starą, szarą, materiałową torbę szkolną, na której roi się od różnokolorowych napisów i zabawnych rysunków. Za każdym razem, gdy spotykałam się z Aaronem, brat dorysowywał coś lub dopisywał na mojej torbie parę słów, przez co teraz, po latach użytkowania, jest niemal zapełniona na każdym skrawku materiału. Ja natomiast gryzmoliłam na jego butach lub podkoszulkach dla zabicia czasu, co on nazywał żartobliwie „zemstą białogłowej”. Całkowicie bez sensu, ale co zrobić? Tacy już byliśmy. Tak wyglądało nasze życie, może nie szczęśliwe, ale całkiem znośne i zabawne życie.

Schody trzeszczą pod moimi nogami, gdy schodzę na parter, a Maleficent, alians „Melissa”, wystawia pokrytą utlenionymi włosami głowę z salonu, spoglądając na mnie zmrużonymi, ciemnobrązowymi oczyma. Jej twarz krzywi się, kiedy dostrzega moje przefarbowane włosy, ale nic nie mówi na ten temat, choć widzę, że ma na to olbrzymią ochotę.
— Śniadanie — syczy tylko, a ja kiwam głową i maszeruję za nią do pokoju. Jakoś nie chciałabym zaczynać tego „uroczego” dnia od kłótni z macochą.
Przy stole siedzi już dziewczynka w różowej chustce na głowie, jedząc płatki z mlekiem. Siadam po drugiej stronie stołu jak najdalej od Maleficent i jednocześnie na wprost dziewczynki. Uśmiecha się do mnie słodko szczerbatym uśmiechem, kontynuując przerwaną przed chwilą rozmowę z mamą. Ciemnobrązowe włoski wymykają się z chustki, delikatnie łaskocząc zarumienioną twarz dziewczynki. Jej rączka zauważalnie drży przy podnoszeniu sztućca, gdy nagle łyżka wypada z jej dłoni i z metalicznym brzękiem ląduje na ziemi.
— Przepraszam — mruczy pod nosem.
Jej matka podnosi łyżkę, przytrzymując swój olbrzymi, ciążowy brzuch i z cichym westchnieniem bólu idzie do kuchni, by po chwili powrócić z nowym sztućcem. Nie mówi ani słowa, jedynie głaska uspokajająco córkę po głowie. Dziewczynka ma niecałe dziewięć lat, dokładnie tyle samo, co rozwód moich rodziców. Po części to właśnie ona i jej matka były odpowiedzialne za rozpad mojej rodziny przed laty…
— Podobała ci się tabliczka na drzwiach? — Wyrywa mnie z zamyślenia piskliwy, dziecięcy głos mojej przyrodniej siostry.
Okręca głowę w moją stronę i uśmiecha się jeszcze szerzej, starając się słuchem określić, co teraz robię. Maleficent wkłada łyżkę w wyciągniętą dłoń dziewczynki, a ona uśmiecha się do matki, drugą ręką odnajdując talerz, po czym nabiera mleka na łyżkę i podnosi ją do ust.
— Trochę mama mi pomagała, ale ja wybrałam kolory, które pasują do ciebie najlepiej.
— Tak, widziałam. Jest prześliczna — odpowiadam mechanicznym głosem, nie spoglądając w jej kierunku.
Czuję się lekko… zawstydzona wczorajszym mentalnym komentarzem pod adresem tabliczki i martwię się, że dziewczynka wyczuje, o czym myślę.
— Siostrzyczka Lexi zawsze kojarzyła mi się z różą — mówi, zupełnie nie przejmując się mym tonem, choć na pewno dosłyszała zakłopotanie w moim głosie. Tego jestem pewna. — Ochrania się kolcami, by nikt nie mógł jej zranić, ale jak już się ją pozna, to okazuje się niesamowicie ciepłą i wspaniałą osobą. A poza tym jest taka piękna!
Podnoszę na nią wzrok, nagle zakłopotana jeszcze bardziej niż wcześniej. Widziałyśmy się zaledwie kilka razy w ciągu całego jej życia i za każdym razem nie okazywałam jej aż takiej sympatii, by teraz mogła opowiadać tak miłe rzeczy na mój temat. To zawsze Aaron rozbawiał i ją, i mnie. Nasz kochany Aaron…
— Braciszek Aaron jest zupełnie inny — kontynuuje, od czasu do czasu zajadając się kolejną łyżką płatków. — Przypomina mi morze, jest taki spokojny, delikatny. Zawsze opowiada mi bajki do snu. Przy nim czuję się tak, jakbym unosiła się na wodzie…
— Wystarczy! — przerywa jej kobieta, przypadkowo strasząc przy tym dziewczynkę. — Myślę, że nie możemy dłużej przeszkadzać Lexi, ponieważ spóźni się do szkoły — mówi słodkim głosem, jednak spogląda na mnie z naciskiem, czego nie może w żaden sposób dostrzec jej córka. — Pożegnaj się, Joyce.
— Pa pa, Lexi… Kiedy wrócisz, poczytaj mi bajkę — woła wesoło, machając rączką, a jej matka pomaga wstać dziewczynce, wyprowadzając ją do innego pokoju, zanim zdążę cokolwiek odpowiedzieć.
Czekam jeszcze chwilę w salonie, aż zjawia się blondwłosa kobieta. Patrzy na mnie zimnym wzrokiem, ale wyczuwam w niej zmęczenie. Nieuleczalna choroba jej córki, ciąża z kolejnym dzieckiem, próba samobójcza pasierba oraz kolejny problem, czyli opieka nad pasierbicą — wszystko to sprawia, że wygląda na bardzo zmęczoną życiem, młodą kobietę i w pewnej chwili nawet żałuję jej, ale potem przypominam sobie, że to w końcu ona wparowała w nasze szczęśliwe życie z buciorami, odebrając mi ojca, a mojej matce męża.
— Coś ty zrobiła ze swoimi włosami?! — pyta się mnie, siadając na kanapie i oddychając głęboko. Głaska się po brzuchu, mrucząc pod nosem imię ich następnego dziecka. — Jak twój ojciec to zobaczy…
— Nic mu do moich włosów — przerywam jej pośpiesznie, wstajęąc od stołu.
Zanoszę swój talerz, choć i tak jest czysty, bo nie udało mi się nic przełknąć, do kuchni, po czym wkładam go do zlewu. Kiedy wracam, macocha nadal siedzi w fotelu, obserwując mnie bez słowa.
— Wychodzę do szkoły — mruczę niepewnie, ponieważ nie mam pojęcia, co innego mam powiedzieć. Maleficent nic nie odpowiada, jedynie przymyka oczy i zmienia pozycję na bardziej wygodną dla jej ciążowego brzucha.
Stoję już w drzwiach, kiedy słyszę jeszcze niewyraźną odpowiedź macochy:
— Nie zrób nic głupiego…
Zamykam za sobą drzwi, spoglądając w niebo na przemykające powoli po nieskończonym błękicie białe, pierzaste obłoczki. Moją twarz owiewa delikatny, marcowy wiaterek, przypominając te niezliczone razy w dobrych czasach, kiedy kładliśmy się z Aaronem na trawie w parku, odgadując kształty chmur i naśmiewając się przy tym do rozpuku, kiedy ktoś „zobaczył” coś dziwacznego. Tamte czasy odeszły daleko stąd, tak daleko, że ich wspomnienia są jak zamazane, powycierane stare zdjęcia… Obawiam się, że choćbym nie wiem, jak tego pragnęła, już nigdy nie powrócą…

Pierwszy dzień w nowej szkole zawsze jest trudny, ale kiedy wiesz, że jakiś obecny tu człowiek ma informacje na temat samobójstwa twojej ukochanej osoby, to ten dzień staje się doprawdy nieznośny. Tłumy różnorodnych osób mijających cię na korytarzu; niezliczone ilości dźwięków bombardujących uszy; różnorakie, jaskrawe i pastelowe, jasne czy ciemne kolory ubrań; setki zapachów uderzające w twoje nozdrza z siłą torpedy…
Takie coś nie najlepiej współgra z moją aspołeczną naturą, przez co w starej szkole ciągle spinałam się i rozglądałam po korytarzach, nie za bardzo wiedząc, gdzie zatrzymać wzrok. Wyglądałam jak wystraszony kurczak, a to spinało mnie jeszcze bardziej. Wkurzające błędne koło…
Jestem przerażona, zanim w ogóle wejdę do środka. Siadam na ławce na zadbanym placyku przed szkołą, przyglądając się budynkowi. W sumie wydaje się całkiem przyjemny — w zamkowym stylu, ze ścianami w odcieniu jasnej cegły i olbrzymimi oknami w białych okiennicach. Dostrzegam jeszcze, że na dachu znajduje się ogród zimowy oraz obserwatorium astronomiczne, jak na prywatną szkołę dla bogatych dzieciaków przystało. Krzywię się i odwracam wzrok, spoglądając na swoje ręce. To właśnie z tego dachu mój brat próbował odebrać sobie życie. Na samą myśl, że przez najbliższe trzy miesiące będę mijać na korytarzu osobę, albo nawet siedzieć z nią w jednej ławce, przez którą Aaron jest teraz w śpiączce, narasta we mnie wściekłość.
Zaciskam dłonie w pięści, podnosząc głowę. Mrużę oczy w geście determinacji, wstaję z ławki i równym, pewnym siebie krokiem wchodzę do szkoły…

15 komentarzy:

  1. Hej, hej! Jestem twoją czytelniczką już od kilku tygodni, ale wcześniej nie miałam możliwości skomentowania żadnego posta, a teraz mam, więc jestem. ;> Pomysł uważam za naprawdę ciekawy i każdy rozdział bardzo mi się podoba. Bardzo intryguje mnie sprawa Aarona i ogólnie rzeczy z nim powiązane. Opis opowiadania bardzo zachęca do czytania i nie mogę się doczekać kontynuacji. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No siemka ;). Na początku miałam problem z tymi komentarzami, ale na szczęście kolega mi pomógł z tym i jest git! Dziękuję za słowa uznania, bardzo mnie cieszy Twoja opinia. O Aaronie będzie jeszcze sporo wzmianek, bo w końcu to on jest głównym powodem tej historii xD.
      Mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Violet!
    Jak się cieszę, że można komentować (chyba dawno tu nie wchodziłam, bo jak na początku, przy pierwszym rozdziale widziałam, że się nie da!). Ogólnie mam do Ciebie prośbę! The-tempest nie chce mi się za cholerę załadować! Próbowałam jeden raz, drugi i dziesiąty, no i nic. Mogłabyś mi wysłać na mojego majla (wiesz, jaki ;)) zaległe rozdziały. Byłabym bardzo wdzięczna. ^^
    No, ale przechodząc do tego rozdziału.
    Twoja stała czytelniczka musi w końcu skomentować notkę. ^^
    Ogólnie dziwię się i otwieram oczy szeroko, że piszesz w takim czasie. No ja bym musiała posiedzieć jakiś czas nad tym, a Tobie z taką łatwością (mam nadzieję) to przychodzi. No tylko aplauz!
    To jest całkowicie inne niż Twoja Burza. Taki powiew świeżego powietrza. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że poznam Twój styl w różnych odsłonach. Ciągle mnie zaskakujesz!
    Haha, wchodzę już na czwarty blog (głównie czytelniczek Poznać Przeznaczenie) i widzę tam motyw z Michaelem Ortegą! Świetne ma kompozycje, prawda? ;D
    Polubiłam główną bohaterkę (musisz napisać z 7 rozdziałów, żebym zapamiętała jej imię XD). Ta Maleficent (co z początku przeczytałam Minecraft, no co ja mam z tym ;]]) jakaś taka bez wyrazu. Kojarzy mi się z zombie, które umie mówić. I tyle. A ta mała. Ciekawa jestem, cóż to za choroba.
    Przedostatni akapit jest świetny. To znaczy ostatnie zdania tegoż akapitu. No cudo!
    Czekam na następne rozdziały i błagam, podeślij mi te zaległe notki z Burzy! ;'((
    Pozdrówki, całusy i ściski! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej słoneczko! Dziękuję ci bardzo za komentarz i przepraszam że mój taki krótki, ale cięcia kosztów... Sama rozumiesz. Wakacje spędzane na wsi bez internetu, tylko tyle co telefonik łaskawie da... Burzę prześlę ci jak tylko wrócę do domciu czyli 1 września wraz z nowym rozdziałem :-) Mam nadzieję że wytrzymasz do tego czasu... Pozdrowionka, CreativeViolet

      Usuń
    2. Jasne, że wytrzymam! To czekam z niecierpliwością. ^^

      Usuń
  3. Wybacz, że komentuję dopiero teraz, mimo że wszystko już przeczytałam dawno temu, jednak musiałam usiąść do komputera, z komórki robi się to strasznie niewygodnie.
    Mam nadzieję, że Aaron wybudzi się z tej śpiączki. Bardzo go polubiłam ze wspomnień Lexi. A i siostrę przyrodnią Lexi też. Urocza dziewczynka. Ciekawe co jej jest.
    Za to macocha od razu wzbudziła u mnie niechęć. Jakby uważała, że wszyscy muszą się dookoła jej kręcić, bo to ona ma najgorzej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarze :*
      Nie masz się o co bać, bo na każde z Twoich pytań odpowiem w swoim czasie, hihi :D I masz rację co do macochy Lexi - ale o niej będzie dokładniej wyjaśnione za parę rozdziałów.
      Pozdrowionka i do spisania

      Usuń
  4. Bardzo podoba mi się ta więź pomiędzy Aaronem i Lexi. On zachowywał się jak prawdziwy starszy brat, troszczył się i widać, że ogromnie kochał siostrę. Jestem ciekawa co spowodowało, że targnął się na własne życie? Oraz czy rzeczywiście było to samobójstwo czy ktoś go na przykład zepchnął?
    Ta mała to naprawdę inteligentna dziewczynka nieźle potrafi oceniać ludzi, ale o ile dobrze zrozumiała to jest poważnie chora?
    Ta macocha strasznie wredna jest i zdecydowanie jej raczej nie polubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Masz rację, Joyce jest chora, ale na co - pojawi się dopiero później. Co do macochy to tutaj pokazałam tylko jej jedno oblicze. W dalszych rozdziałach Melissa będzie ukazywała swoje inne, może mniej lub bardziej wredne, oblicza.
      Pozdrawiam, Amnesia

      Usuń
  5. Podoba mi się jak przedstawiasz tęsknotę Lexi, od razu wiadomo, że bardzo go kocha, co jest miłą odmianą, bo przeważnie w różnego rodzaju opowiadaniach, rodzeństwo się nienawidzi. Myślę, że to po części z powodu ich życiowych doświadczeń. Melisa jako Maleficent? Seriously? Yyy nie! Jestem na nie, bo Maleficent, była po prostu genialna, a Melisa zupełnie mi do niej nie pasuje. Aaaaa zapomniałabym! Czy ja dobrze przeczytałam? Ta mała Joyce jest chora? :(
    PS Co to za klucz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yep. Joy jest chora, ale na co dokładnie - nie powiem xD A kluczyk jest jedną z tajemnic pozostawioną przez Aarona. Tych tajemnic będzie o wiele, wiele więcej, ale wszystko w swoim czasie. Powoli, powolutku niech fabuła płynie, a czytelnik dostaje zawrotów głowy od tych wszystkich niewiadomych x, y i z xD
      Buziaczki :*
      P.S. Zdecydowanie za dużo maaaatmyyyyyyy... ;--;

      Usuń
  6. Widać, że to kochające się rodzeństwo. Nie tylko wtedy, kiedy któremuś jest źle, ale zawsze. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Widać, że obojgu zależy na szczęściu drugiej osoby. Tak się teraz zastanawiam i myślę, że może dziewczyna przefarbowała włosy, aby tak bardzo nie kojarzyć się z Aaronem? Aby nikt jej tam nie rozpoznał? Przynajmniej na pierwszy rzut oka? Ciekawi mnie jak ma zamiar dowiedzieć się o tym, kto jest sprawcą złego stanu zdrowia jej brata. To faktycznie może być każdy i musi się dobrze maskować, a może i nie? Nie jestem do końca pewna czy Lexi żywi niechęć do przyrodniej siostry czy jedynie do wszystkich, których nie zdąży poznać. Mała chyba ją lubi. Na co może być chora? Nie wiem... może ma osłabioną koordynacje ruchową? Nie wiem, nie znam się na chorobach. Pozdrawiam i w najbliższym czasie jeszcze się tu powinnam pojawić, aby poczytać, ale na dziś powinnam iść spać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację co do farbowania włosów. Lexi zrobiła to, żeby nie być aż tak podobną do Aarona, ponieważ musi działać "pod przykrywką" inaczej cały plan odkrycia tożsamości Alicji pójdzie w łeb. Czy jednak takie zabiegi powstrzymają czujne oczy Alicji przed odkryciem jej tożsamości? Tak jak pisałam we wcześniejszej odpowiedzi (w poprzednim rozdziale) Lexi nie dopuszcza do siebie ludzi. Nawet (w szczególności) najbliższych. Buduje wokół siebie mur, przez który nikt nie powinien się przebić, a robi to tylko po to, by się chronić... Choroba Joy jest przykładem prawdziwej choroby, jednak jej nazwa pojawi się dopiero później xD
      Pozdrawiam i zapraszam do dalszego czytania i komentowania
      Amnesia

      Usuń
  7. Z ciekawości musiałam włączyć sobie próbkę możliwości Einaudiego, padło na pierwszą z brzegu "Primaverę". Polecam każdemu zaglądającemu na Are you Alice ;*
    Po prostu zdobyłaś mnie tym zdaniem: "Dziewczynka ma dziewięć lat, tyle samo, co rozwód moich rodziców", mistrzostwo! ;]
    Joyce jest niewidoma, prawda? Zapewne dolega jej coś jeszcze gorszego, ale uśmiechnęłam się na myśl, że niewidząca osoba wybierała kolory na tabliczki. No, ale jeśli ustaliła "kolor róży", bo takie miała skojarzenia z Lexi, oraz "kolor morza", bo to jej pasowało do Aarona, to jest wszystko w porządku.
    Tak mnie to nurtuje, w pewnym momencie Melissa mruczy pod nosem imię nienarodzonego dziecka. Jakie ono jest? ;)
    Akcja nabiera tempa, ale oszczędnie porcjujesz informacje, przez co lekko się czyta. Teraz będę upierdliwa, i przepraszam za to, ale postaram się wywiązać z danego Ci uprzednio słowa. Rzecz jasna, to Twoja rzecz czy zastosujesz się do moich rad i wcale mnie to nie urazi. Jestem zdziwiona, że wyłapałam tak dużo. Przy pierwszym czytaniu rozdziału trafiły mi się zaledwie trzy babole, ale po trzykrotnej lekturze już troszkę więcej.

    "Przeciągam się, a kartka spada z moich kolan i toczy się kawałek po podłodze" - kartka nie może się toczyć; z tego, co zrozumiałam, nie jest to zgnieciona kulka papieru. Kartka może sfrunąć kawałek dalej na podłogę.
    "(...) nieświadomie pocieram kluczyk zawieszony na mojej szyi" - przy narracji pierwszoosobowej stwierdzenie "nieświadomie" odnoszące się do własnej postaci jest po prostu źle użyte. Jeśli nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, nie może o tym wiedzieć.
    "— Myślę, że ten kolor pasuje do ciebie idealnie — powiedział roześmianym głosem" - roześmianym... nie wiem, czy głos może być roześmiany, w głosie może brzmieć rozbawienie.
    "(...) palce Ludovico Einaudi’ego delikatnie przemykały po klawiszach (...)" - zapraszam tutaj: http://sjp.pwn.pl/zasady/255-Nazwiska-zakonczone-na-i;629632.html Nazwisko kompozytora pojawia się dwa razy, trochę wcześniej też.
    "wdycham ciągle unoszący się tutaj delikatny zapach chemikaliów zmieszanych z wanilią pochodzący" - "zmieszanych z wanilią" to wtrącenie, w związku z czym powinno być oddzielone z obu stron przecinkami.
    "(...) „zaprezentuję” się w tym pierwszego dnia szkoły" - pierwszym dniu szkoły xD
    "olewam nakładanie na swoją twarz makijażu. Przebieram się w pokoju i wyciągam z torby swoją starą, szarą, materiałową torbę" - powtórzenie. Pierwsze "swoją" można wyrzucić, wiadomo, że nie na cudzą. Poza tym... wyciąga torbę z torby... ^^
    "(...) choć widzę, że ma na to olbrzymią ochotę. (...) Jakoś nie mam specjalnej ochoty na kłótnie z samego rana"
    "To zawsze Aaron rozbawiał i ją i mnie" - http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-i
    "— Wystarczy! — Przerywa jej kobieta" - "przerywa" małą literą, bo odnosi się do wypowiedzi.
    "Stoję już w drzwiach, kiedy słyszę jeszcze niewyraźną odpowiedź macochy." - na końcu tego zdania zamiast kropki, postawiłabym dwukropek.
    "(...) kiedy wiesz, że jakaś obecna tu osoba ma informacje na temat samobójstwa twojej ukochanej osoby" - powtórzenie.
    "Takie coś nie najlepiej współgra z moją aspołeczną naturą, przez co w starej szkole (...) Przez co wyglądałam jak wystraszony kurczak, co mnie jeszcze bardziej spinało" - jak wyżej.
    "(...) wydaje się całkiem przyjemny — w zamkowym stylu, ze ścianami w odcieniu jasnej cegły i olbrzymimi oknami w białych okiennicach" - może jestem przewrażliwiona, ale wydaje mi się, że to okiennice są w oknach, a nie na odwrót.

    Kłaniam się nisko,
    Kya

    P.S. Samym wieczorem wyobrażałam sobie, że Aaron miał z Alicją romans. Okazał się dla niego destrukcyjny, ale kiedy uświadomił sobie ten fakt, było już za późno; mógł tylko wypowiedzieć jej posłuszeństwo, co nie skończyło się dla niego dobrze. Baardzo jestem ciekawa, w jakim stopniu moje szalone domysły sprawdzą się w praktyce xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka :3
      Na sam początek od razu powiem, że wszystkie błędy w tym rozdziale już zostały poprawione ^^. No, pomijając fragment z okiennicami, ponieważ sprawdziłam i istnieją okiennice zewnętrze, które są na zewnątrz okien. Tutaj możesz sprawdzić, jak wyglądają: http://ladnydom.pl/budowa/1,106575,8575390,Okiennice_zewnetrzne.html
      Och, ja wiem doskonale, jak cudowny jest Einaudi. Uwielbiam jego twórczość ^^
      I, niestety, co do ostatniego fragmentu Twojego komentarza, to pomyliłaś się... Aaron nie miał romansu z Alicją. Ale mogę powiedzieć, że Alicja miała "szczególne" uczucie do Aarona, hihi xD
      Mam nadzieję, że za dużo Ci nie spoileruję. xD A jeśli tak, to przepraszam - następnym razem się poprawię. :3
      Pozdrawiam, Amnesia
      P.S. Zapomniałam dodać, że imię drugiego dziecka pojawia się w dalszych (już opublikowanych) rozdziałach, więc Ci teraz nie będę zdradzać xD

      Usuń